Wisła po rozpoczynającym grę o Kryształową Kulę weekendzie odetchnęła z ulgą. Ale w tym oddechu słychać też narastającą frustrację.
- Ja i mój zespół mamy dosyć! Wisła zasługuje na to, by mieć zawody w dogodnym terminie - nie owijał w bawełnę Andrzej Wąsowicz, przewodniczący Komitetu Organizacyjnego, w rozmowie z TVP.
W listopadzie znacznie trudniej przygotować skocznię, co oznacza znacznie wyższe koszty niż w stricte zimowym terminie. W dodatku warunki wietrzne w Beskidach w terminie inauguracji PŚ również nie sprzyjają skokom nawet po zamontowaniu specjalnych siatek. W sobotę i w niedzielę zawodnicy mieścili się w niezwykłym przedziale ocen zależnych od podmuchów wiatru od -23,1 pkt do +13,6 pkt! Boczne podmuchy sprawiały zresztą aparaturze poważne problemy, nie brakuje opinii, że właśnie na skutek takich zawirowań Polska straciła w sobotniej rywalizacji drużynowej szansę na co najmniej drugie miejsce.
Wąsowicz przyznał, że poprosił, by prezes Polskiego Związku Narciarskiego Apolo-niusz Tajner i dyrektor sportowy Adam Małysz powalczyli o inny termin w kalendarzu 2020/21. W pierwszym, prowizorycznym planie sezonu, Wisła po raz czwarty z rzędu znalazła się pod numerem jeden.
- Mam nadzieję, że uda nam się to zmienić - podkreśla Wąsowicz.
FIS dość mocno naciska jednak, by pierwsze zawody odbywały się w Polsce. Gwarantowany komplet rozkochanych w skokach - co w Europie jest ewenementem - kibiców gwarantują dzięki telewizji efektowne wejście w sezon. Poza tym wciąż istnieje realna groźba, że w przypadku rezygnacji z takiego wyróżnienia Wisła w ogóle wypadłaby ze szlaku PŚ.
Trudne warunki zamieniły się w kilka upadków. Najpoważniejszy stał się udziałem wspomnianego Piotra Żyły, ale całą serię takich zdarzeń zobaczyliśmy podczas treningów i kwalifikacji w piątek. Wtedy na śniegu leżeli m.in. Norwegowie Thomas Aasen Markeng i Marius Lindvik, Kazach Siergiej Tkaczenko i Amerykanin Decker Dean. Ten ostatni doznał kontuzji ramienia i nie wystartował w konkursach.
Upadki w Wiśle są już niestety pewną tradycją. W dużej zmierze związane są właśnie z listopadowym terminem.
- Gdybyśmy mieli zawody w styczniu istnieje duże prawdopodobieństwo, że skocznię pokrywały wyłącznie śnieg naturalny - podkreślali podczas weekendu organizatorzy.
Sporo kontrowersji wiąże się też z godziną, o której rozpoczął się niedzielny konkurs indywidualny.
- Wszyscy wiemy, chociażby po treningach, że na Malince nie da się skakać do południa - podkreślali zgodnie polscy skoczowie. - Zawody zorganizowano w fatalnej porze, która miała wpływ na przebieg konkursu.
O rozpoczęciu zmagań o 11.30 zadecydowała Telewizja Polska. Powodem była prawdopodobnie - bo nikt nie potwierdza tego oficjalnie - transmisja z konkursu dziecięcej Eurowizji, którą bardzo mocno promował prezes TVP Jacek Kurski.
Na relację z gliwickiego wydarzenia zaprosił też Adam Małysz.
- Jeśli akurat nie ma skoków to można obejrzeć Eurowizję - stwierdził podczas niedzielnej transmisji, co zabrzmiało w tych okolicznościach dość dwuznacznie.
192.168.112.158
MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?