W sprawie zwolnienia Jana Urbana dało się popełnić sześć błędów, w Górniku zrobiono ich siedem. Liczba jest oczywiście wymyślona, ale chodzi o to, że zepsuto więcej niż to wydawało się możliwe - z dziesiątek rozmów prowadzonych w ostatnich dniach, ta właśnie opinia utkwiła mi w pamięci najmocniej. Może zresztą dlatego, że stanowiła materializację mojego własnego przekonania.
W Zabrzu doszło bowiem do kolejnej w ostatnich latach, ale zdecydowanie największej katastrofy wizerunkowej . I to nie tylko samego Górnika, ale w ogóle całego systemu zarządzania nim. Niewątpliwie spotęgował ją fakt, że w centrum wydarzeń znalazła się postać-ikona, w dodatku z czasów, które większość z sympatyków zespołu z ulicy Roosevelta doskonale pamięta, w przeciwieństwie do epoki popisów Stanisława Oślizły i jego wielkich przyjaciół. A ikon nie zrzuca się z hukiem na ziemię, by je podeptać, bo to zawsze przynosi pecha.
Mam wrażenie, że tego właśnie czynnika nie wziął pod uwagę właściciel klubu, personifikowany przez prezydent miasta Małgorzatę Mańkę-Szulik. Może zawiódł ją instynkt, może na minę wprowadzili doradcy, a może obiektywizm zaginął w suflowanych kibicowskich emocjach. Nie wiem, który z tych elementów miał decydujące znaczenie, ale efekt był opłakany. Wyrzucenie Urbana zamieniło się w falę krytyki o niespotykanej wcześniej i niespodziewanej dzisiaj skali. A potem było tylko gorzej. Oliwy do pożaru dolała wypowiedź, że szkoleniowca nie zwolnił ratusz (traktując ją w kategoriach składania podpisów była prawdziwa, za to jednak w sferze decyzyjnej absolutnie nieprawdopodobna) skontrowana przez sensacyjny i odkryty przez DZ niuans , że nie mógł tego zrobić prezes, na którego mniej lub bardziej subtelnie zrzucano winę, bo... prezesem nie był. We wszystko - w sferze plotek - wplątano też Łukasza Podolskiego, do czego mocno przyczyniła się Torcida publikując w poniedziałek zagadkowy mem, na którym były mistrz świata w stroju sapera wynosi z Urzędu Miasta rozbrojoną bombę, i nie uzupełniając obrazka żadnym komentarzem (sądząc z rozwoju wydarzeń chodziło o "uratowanie" prezesa Szymanka, którego kadencja i tak kończy się jednak 29 czerwca). Generalnie powstało wrażenie, że w klubie i mieście powstało bez liku linii frontów, a brak natychmiastowego ogłoszenia następcy Urbana potwierdzał, że operację specjalną przeprowadzono bez przygotowania. Jej koszty sportowe, wizerunkowe i finansowe są wręcz niemożliwe do oszacowania.
W poprzednim sezonie Górnik osiągnął najlepszy wynik sportowy od beniaminkowych europejskich pucharów Marcina Brosza. Układ Urban - Podolski zaczynał wyglądać bardziej niż obiecująco, potrzebna była jedynie mądra i skuteczna letnia polityka transferowa. To jednak okazało się wyzwaniem zbyt wielkim i zbyt logicznym. Doprawdy, nawet w polskiej piłce to wielka sztuka, by na własną prośbę i za własne (czytaj: publiczne) pieniądze wysadzić w powietrze coś, co miało zadatki , by zamienić się w sprawnie działający mechanizm.
No cóż, w Górniku właśnie okazało się, że film „Czy leci z nami pilot” nie był nawet w połowie tak absurdalny, jak rzeczywistość panująca w tym klubie.
Nie przeocz
Musisz to wiedzieć
Bądź na bieżąco i obserwuj
MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?