Mecz z Andorą, który miał być bardzo łatwą poprawką dla Paulo Sousy za pomyłki popełnione w Budapeszcie, jeszcze mocniej zagmatwał cały obraz polskiej reprezentacji. Kadrowicze zdecydowanie za mocno wzięli sobie do serca stwierdzenie, że takie spotkania powinny być spacerkiem i po boisku w Warszawie głównie właśnie spacerowali.
Sousa na Węgrzech eksperymentował z obroną, teraz postanowił przeprowadzić eksperyment w ataku. Wrzucił więc trzy grzyby w barszcz i znów najwyraźniej przestrzelił. Być może jednak w tym szaleństwie była metoda, bo na murawie gołym okiem można było dostrzec hierarchię napastników, a przede wszystkim powody dla których Arkadiusz Milik jest w kadrze co najwyżej numerem trzecim.
Najbardziej niepokojący był jednak obraz nie szczegółowy, a ogólny. Biało-Czerwoni nie potrafili płynnie forsować topornej defensywy Andory, grać z pierwszej piłki, przyspieszać akcji i korzystać ze stałych fragmentów gry. Wszystko oparte było jedynie na wierze w geniusz i szczęście Roberta Lewandowskiego. Kapitan nie zawiódł, należy mu się szacunek, ale w niedzielny wieczór nie tylko o to chodziło.
Próba generalna przed kolejnym, najtrudniejszym być może w tych eliminacjach meczem wyjazdowym, wypadła blado i z pewnością na Wyspiarzach - o ile w swoim zadufaniu wydarzenia na Łazienkowskiej w ogóle śledzili - nie wywarła żadnego wrażenia. W przeciwieństwie do kibiców, którzy przed najbliższym występem reprezentacji mają poczucie, że razem z nią znaleźli się we mgle. Obyśmy się w niej nie zagubili w Londynie...
Nie przeocz
Zobacz koniecznie
Musisz to wiedzieć
Bądź na bieżąco i obserwuj
Ważna zmiana na Euro 2024! Ukłon w stronę sędziów?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?