Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Runforrest: Kraków wydaje się być zupełnie niezainteresowany kulturą niezależną

Paweł Gzyl
Paweł Gzyl
Runforrest
Runforrest Alicja Godyń
Pod pseudonimem Runforrest ukrywa się młody krakowski piosenkarz - Grzegorz Wardęga. Właśnie ukazała się jego płyta "Rytuał". W piątek 19 kwietnia posłuchamy pochodzących z niej piosenek na żywo w klubie Alchemia. Z tej okazji wokalista opowiada nam o trudach bycia niezależnym artystą pod Wawelem.

- Zacząłeś śpiewać w liceum od razu jako solowy wokalista. Z czego to wynikało?
- Chyba z jakichś pragmatycznych czy logistycznych powodów. Zakładanie zespołu oznaczało konieczność znalezienia kilku osób, które podzielają twoją wizję, zaangażowanie, będą regularnie spotykać się w jakimś miejscu, które też trzeba znaleźć - i wszystko to składa się na pewnego rodzaju przedsięwzięcie. Sam pisałem pierwsze piosenki w przestrzeni swojego pokoju, potrafiłem sobie coś tam dograć na gitarze, i tak jakoś już poszło.
- Śpiewasz akompaniując sobie na gitarze. Wybór instrumentu był przypadkowy czy przemyślany?
Pierwszym instrumentem, na jakim grałem, było pianino. Ale nigdy nie uczyłem się gry pod kątem akompaniowania sobie do śpiewu i wydaje mi się, że do dzisiaj nie umiem tego zrobić. Jednak od dziecka lubiłem muzykę gitarową, a moim największym idolem był zawsze Jack White. Gdy zacząłem się uczyć gitary i zobaczyłem, jak wszechstronny to jest instrument, piosenki właściwie same się tworzyły. No, nie mówiąc już o tym, że znacznie łatwiej było podróżować na pierwsze koncerty z gitarą w pociągu, niż gdybym chciał zabierać pianino. (śmiech)
- Mieszkasz w Krakowie. Mówi się, że duże miasto ułatwia start młodym wykonawcom. Tak było w twoim przypadku?
- W wypadku Krakowa, moim zdaniem w ogóle nie. Zawiązało się parę fajnych, oddolnych inicjatyw, zrzeszających młodych twórców w ostatnich latach, ale to hermetyczne środowiska, skupione wokół jednej filozofii muzyki. Brakuje w Krakowie trochę muzycznego dyskursu, a samo miasto wydaje się być zupełnie niezainteresowane kulturą niezależną. Obserwuję chociażby swoich znajomych muzyków z Poznania, którzy tworzą w nurcie muzyki alternatywnej i otrzymują od prezydenta miasta stypendia, by mogli skupiać się na sztuce. Tu w Krakowie to wydaje się trudne do wyobrażenia. Choć w tym samym mieście mieszkają muzycy Mgły, Natalia Nykiel czy Grzegorz Turnau, to jednak nigdy nie dochodzi do zderzenia tych kreatywnych energii, z którego mogłoby powstać coś naprawdę szalonego.
- Dlaczego wybrałeś występy pod pseudonimem?
- Poniekąd z konieczności. Jeden z moich pierwszych koncertów w życiu, z piosenkami, które nawet potem nigdzie się nie ukazały, miał miejsce na Muzycznej Imprezie Licealnych Artystów (w cudownym klubie Fabryka na Zabłociu, który został zburzony i deweloper postawił tam osiedle - to też symptomatyczne, jak ma się kultura niezależna w Krakowie). Zostałem tam na ostatnią chwilę wysłany jako reprezentacja mojej szkoły i gdy przyjechałem na miejsce, okazało się, że każdy ma jakiś pseudonim lub taką cool, anglojęzyczna nazwę zespołu, oprócz mnie. Więc musiałem coś na szybko wymyślić. No i nazwisko Wardęga kojarzyło się wtedy w Polsce bardzo jednoznacznie. Z czasem pseudonim stał się pewnego rodzaju peleryną superbohatera. Mogę być Grzegorzem Wardęgą w codziennym życiu, ale gdy wchodzę w tryb Runforresta, mogę pozwalać sobie na inne emocje.
- W 2017 roku wystąpiłeś na festiwalu Enea Spring Break – i tam zaczęła się twoja festiwalowa pielgrzymka. To dobry sposób na zwrócenie na siebie uwagi?
- Prawdę mówiąc, to był pierwszy koncert, jaki zaklepał mi w życiu mój pierwszy management. Nie bardzo orientowałem się wtedy w „zwracaniu na siebie uwagi”, nie wiedziałem, jak budować karierę, czy zainteresowanie sobą. Chciałem po prostu pisać piosenki i traktowałem to jako fajną przygodę. Pewnie gdybym miał wystąpić na Spring Breaku dziś, podszedłbym do tematu zupełnie inaczej. Ale dziś nie ma i nie będzie już nawet tego festiwalu.
- Zaczynałeś od grania i śpiewania akustycznego folku. Z czasem porzuciłeś tę estetykę. Dlaczego?
- Nie porzuciłem jej na pewno na stałe, ale też nigdy nie myślę w kategoriach przyjmowania pewnej estetyki jako wygodnej szufladki. Chcę tworzyć swój własny gatunek i grać tak, jak czuję, a wpływy czerpię po prostu z bardzo różnych rzeczy, których słucham. Aktualnie odkryłem w swoim życiu produkcję muzyczną i elektronikę, na to mam zajawkę, więc tak to wszystko brzmi, co nie znaczy, że niedługo nie nagram coś z gitarą akustyczną. Uważam, że trzeba zbierać jak najwięcej przygód i doświadczeń - i to z ich zlepków tworzyć swój portret.
- Piosenki na swój debiutancki album „Rytuał” przygotowałeś z producentem o pseudonimie Kopi. Jak doszło do waszej współpracy?
- Kopi pochodzi z miejscowości zaraz obok mojej. Chodziliśmy do tej samej szkoły, mamy sporo wspólnych znajomych i gdy byłem w trakcie tworzenia swojej drugiej EP-ki, zaczęliśmy działać razem. Kopi uczył się już wtedy produkcji. Mamy kompletnie inne gusta muzyczne, ale znajdujemy parę wspólnych pól i zawsze lubię z nim tworzyć, bo właśnie jest to zderzenie dwóch różnych, kreatywnych światów.

- Większość nagrań z „Rytuału” to synth-pop w stylu lat 80. Co cię zainteresowało w takim brzmieniu?
- Myślę, że po prostu tworząc budżetowe rzeczy, mamy dostęp do mniejszej ilości instrumentów, często tych starszych, z lat 80. właśnie, a w ich barwach jest zapisany pewien kulturowy kod tamtych czasów. Co nie zmienia faktu, że formy piosenek na tym albumie bardzo odbiegają od lat 80., są tam też wpływy współczesnej muzyki afrykańskiej czy latino popu.
- Twoje piosenki mają taneczne rytmy, ale smutne melodie. Skąd pomysł na takie kontrastowe połączenie?
- Jednym z moich głównych celów, było zrobienie czegoś, co nie będzie jednowymiarowe i jednoznacznie radosne, czy jednoznacznie smutne. Chciałem skoncentrować się na tych emocjach, które leżą gdzieś pomiędzy lub które zawierają w sobie coś z obu światów. Myślę, że kontrast uwypukla też każdy ze smaków z osobna. Możemy bardziej odczuwać szczęście, gdy mamy w nim domieszkę smutku - i odwrotnie.
- Początkowo pisałeś teksty po angielsku, a tutaj wszystkie są po polsku. To było trudniejsze zadanie?
- Na pewno pisanie po polsku to zupełnie inny rodzaj doświadczenia. Te dwa języki bardzo różnie od siebie brzmią, więc korzystając z jednego z nich trzeba pisać z zupełnie innym nastawieniem i skupiać się na innych rzeczach. Nie wiem, czy da się to jakoś porównać. Pisanie po polsku wymaga jakby zupełnie innej szkoły od samego początku, od tego, co czytasz. Niemniej, wydaje mi się, że są twórcy świetnie piszący po polsku, którzy nie działają po angielsku, i dużo twórców, którzy brzmią super po angielsku, ale nie działają po polsku.
- Teksty twoich piosenek są mocno introwertyczne. Wolisz analizować swoje wnętrze niż obserwować to, co na zewnątrz? - Myślę, że wewnętrzne emocje są nierozerwalnie związane z wydarzeniami w zewnętrznym świecie. Jestem po prostu introwertykiem i dużo rzeczy biorę do siebie. Gdybym chciał pisać nie w introwertyczny sposób, musiałbym udawać kogoś, kim nie jestem.
- Studiowałeś do niedawna psychologię. Wiedza, jaką tam zdobyłeś, ma wpływ na teksty twoich piosenek?
- Trudno na to odpowiedzieć. Psychologia dała mi chyba umiejętność patrzenia na świat z różnych perspektyw i uwzględniania większej liczby punktów widzenia przy pisaniu. Podmiotami moich piosenek często są osoby z zewnątrz, którym się przyglądam. Być może dzięki psychologii trochę sprawniej i szybciej umiem analizować ich zachowanie.
- Przed tobą koncerty promocyjne „Rytuału”. Wystąpisz z własnym zespołem?
- Od pewnego czasu występuję w duecie z Kopim. On odpowiada za elektronikę i gitarę basową, a ja gram na gitarze elektrycznej i śpiewam. Niedługo jednak pewnie poszerzymy skład o nową osobę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska