Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sebastian Reńca dla Dziennika Zachodniego: Sądowa logika

Sebastian Reńca
Książka „Grabież. Historia majątku rodzinnego i nazistowskiego skarbu” (wydana w tym roku przez wielce zasłużoną „Kartę”) autorstwa Menachema Kaisera, po kilkunastu stronach przenosi czytelnika do Sosnowca sprzed kilku lat. Dzieje się tak, ponieważ właśnie z Sosnowca pochodzi rodzina jego ojca, a w mieście tym stoi kamienica, która przed wojną należała do jego pradziadka.

Kanadyjczyk przyjeżdża do stolicy Zagłębia Dąbrowskiego ponieważ chce zobaczyć dom przy ul. Małachowskiego 12, w którym mieszkali jego przodkowie.

Reportażysta świetnie i trafnie scharakteryzował miasto: „Ulice były wąskie, wyboiste, zatłoczone wściekłymi samochodzikami i krnąbrnymi tramwajami oraz zadaszone chyba tysiącami kabli nad głową. Sosnowiec, jak mogłem zauważyć, nie był niczyją ulubioną miejscówką na wakacje. Był posępny, wydeptany i szary, zarówno jeśli chodzi o jego kolor, jak i ducha”; „Sosnowiec nie jest wioską, nie jest sztetlem, nie jest malowniczy. To ponure poprzemysłowe miasto”; „…miasto sprawia wrażenie brudnawego, przyciężkiego, melancholijnego. Sosnowiec przypomina kaszel. Architektura jest niska, poślednia, komunistyczna, betonowa”.

Prawda, że ciekawe spostrzeżenia? Dla nas widoki zagłębiowskich czy śląskich miast są jakby oczywiste. Niewiele potrafi nas zaintrygować. Dlatego obserwacje kogoś z daleka są interesujące. Gdy Kaiser po raz kolejny przyjeżdża do Sosnowca, towarzyszą mu znajomi, fotograf i tłumaczka.

Tym razem potomek sosnowieckich Żydów decyduje się wejść do kamienicy przy ul. Małachowskiego 12, by porozmawiać z jej mieszkańcami. Ostatecznie okaże się, że w wyniku pomyłki sprzed kilkudziesięciu lat, pomieszano numerację kamienic. Ta, która należała do pradziadka reportażysty, stoi w innej części ulicy i ma numer 34.

Kaiser mający pełnomocnictwa ze strony swojej rodziny, wynajmuje prawniczkę i zderza się w sądzie z absurdem rodem z książki Josepha Hellera. Ma sądowi udowodnić, że jego przodkowie nie żyją.

Sądowi nie wystarczyło ogłoszenie w prasie ogólnopolskiej, w którym poproszono, by w ciągu 60 dni zgłosił się każdy, kto posiada informacje na temat zgonów pradziadka, jego żony i dwójki dzieci: Moshego, Sury-Heny, Shii, Gitli, Michoela Aarona i/lub Tamary Kajzer. Nikt się nie zgłosił. Gdyby jakimś cudem pradziadek Moshe przeżył likwidację getta, obóz itd., dziś miałby… 140 lat, cały świat usłyszałby o Matuzalemie, który odkrył sposób na długowieczność.

Sąd jednak z zimną logiką uznał, że jeżeli byli tacy, którym udało się przeżyć Zagładę, jak choćby dziadek Menachema Kaisera, to jest taka szansa w przypadku jego pradziadka. Absurd? Nie według sądu, który zapytał powoda, na jakiej podstawie opiera on swoje przekonanie, że jego przodkowie nie żyją?

- Nikt nie odnalazł ich po wojnie, to po pierwsze - mówił Kaiser. - Pomimo bardzo obszernych trzydziestoletnich poszukiwań prowadzonych przez mojego dziadka. Gdyby żyli, mój dziadek by ich znalazł. Potem prowadziłem własne poszukiwania przez organizacje w Izraelu, Stanach Zjednoczonych, Kanadzie i Polsce. Gdyby przeżyli, znalazłbym ich. I po drugie, nie żyją, ponieważ mamy 2017 rok. Nawet gdyby przetrwali wojnę, dziś już by nie żyli.

Sądu w Sosnowcu to nie przekonało, tak samo jak przeprowadzona przez reportera kwerenda w archiwach różnych krajów. Za to sąd zażądał przedłożenia mu przeszukanych rejestrów! Kaiser dopytał sąd, bo nie wierzył, że to słyszy: „Czy sąd mówi, że powinienem załączyć listy i bazy danych, na których członkowie mojej rodziny się nie pojawiają?”. Sąd potwierdził, a powód jeszcze raz się upewnił: „Powinienem przedłożyć te spisy? W całości?”. Sąd ponowie potwierdził lakonicznym „tak”. „Ale to będą setki tysięcy wpisów, może miliony” - stwierdził zgodnie z prawdą reporter, co sąd skwitował: „Odnotowano. Coś jeszcze?”.

Nie wiem, jak to nazwać, brakiem wyobraźni? Brakiem empatii? Wiem, że zgodnie z prawem należy potwierdzić w takim przypadku jak Kaisera, że nie ma innych spadkobierców, ale na miłość Boską, jego przodkowie zginęli w Zagładzie, a nie zaginęli na wycieczce do Ciechocinka!

Szczerze przyznam, że biorąc do ręki książkę Kaisera liczyłem na coś innego, coś, o czym sam napisał: „Celem podróży jest nie tyle doświadczenie miejsca, co bardziej potwierdzenie, wyklarowanie lub zrewidowanie mitu tegoż miejsca. Turyści pamięci próbują znaleźć i pomówić z duchami. Czasem im się to udaje”. Autor tylko w dwóch przypadkach „rozmawiał z duchami”, ale nie pradziadka, tylko Abrahama Kajzera, kuzyna jego dziadka i autora wspomnień „Za drutami śmierci” oraz duchami mieszkańców pewnej będzińskiej kamienicy, w której jej żydowscy mieszkańcy ukryli skarb… Szczegółów nie zdradzę, a książkę polecam.

od 7 lat
Wideo

Krzysztof Bosak i Anna Bryłka przyjechali do Leszna

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera