Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

PRZYPOMINAMY TEKST Z ARCHIWUM DZ: Wojciech Korfanty na celowniku zamachowców. Zamach na Korfantego do dziś jest owiany tajemnicą

Grażyna Kuźnik
Wojciech Korfanty (pierwszy z prawej) przy przejmowaniu urzędów śląskich od Międzysojuszniczej Komisji Rządzącej i Plebiscytowej przez przedstawicieli rządu polskiego w 1922 roku. Korfanty miał już kilka zamachów za sobą
Wojciech Korfanty (pierwszy z prawej) przy przejmowaniu urzędów śląskich od Międzysojuszniczej Komisji Rządzącej i Plebiscytowej przez przedstawicieli rządu polskiego w 1922 roku. Korfanty miał już kilka zamachów za sobą Muzeum Powstań Śląskich w świętochłowicach
W 1919 roku Wojciech Korfanty mógł zginąć z ręki zamachowca w Warszawie. O tym nie piszą biografie. Sam Korfanty z zamachów nie robił wielkiej sprawy.

To był bardzo ważny dzień otwarcia Sejmu Ustawodawczego w niepodległej już Polsce, po latach niewoli. Pierwsze wybory do Sejmu zarządzono dekretem z dnia 28 listopada 1918 roku, inauguracja nastąpiła 10 lutego 1919 roku. Na uroczystość przybył oczywiście do Warszawy także Wojciech Korfanty. Spotkał się tutaj z wyrazami uwielbienia, ale też agresji; na ulicy Ordynackiej o mało nie stracił życia. Pozdrawiał tłumy, gdy rzucił się na niego jakiś mężczyzna z wycelowanym rewolwerem. Dziennik „Głos Polski” w nr. 40 dzień później zamieszcza tekst na pierwszej stronie „Zamach na Korfantego”. Gazeta pisze: „Uroczystość dnia wczorajszego została zakłócona usiłowaniem zamachu. Kiedy Korfanty jechał do archikatedry, na Nowym Świecie zwolennicy jego odprzęgli konie z dorożki i sami ciągnęli pojazd. Koło ul. Ordynackiej jakiś nieznany człowiek zbliżył się nagle do dorożki”.

Okazało się, że mężczyzna ma w ręku rewolwer. Wszystko przebiegło błyskawicznie. Zamachowiec zrobił jeszcze jeden krok w stronę Korfantego i ta krótka chwila zadecydowała być może o życiu polityka. Oficer, który towarzyszył Korfantemu, w sekundzie zorientował się w sytuacji. Rzucił się na napastnika.

Gazeta: „Nim zamachowiec zdążył wypalić, został schwytany za rękę przez stojącego obok oficera i obalony na ziemię. Po obezwładnieniu nieznany mężczyzna, który usiłował dokonać zamachu, został aresztowany przez władze wojskowe”.

Korfanty nie spóźnił się na nabożeństwo w archikatedrze, na którym ks. biskup Józef Teodorowicz wygłosił słynne kazanie. Mówił o porzuceniu osobistych korzyści na rzecz pracy dla dobra Polski, odradzającej się z zaborczych podziałów. Mówił: „Gdybym był zdolny wywołać długim korowodem postacie bohaterów i męczenników, którzy przelewali krew i ginęli w obronie ojczyzny, zawołałbym do nich radośnie - oto idzie nasz Sejm Polski!”.

Korfanty często był bliski przelania krwi za Polskę i za swoje idee, bo wrogów mu nie brakowało. W książce „Spojrzenie w przeszłość” działacz plebiscytowy Paweł Dubiel wspomina, że Niemcy „pałali do Korfantego dziką nienawiścią i organizowali zamachy na jego życie, ale uznawali jego walory i żałowali, że nie mieli na Śląsku człowieka, którego mogliby mu przeciwstawić”.

Jak podawał Józef Gawrych, szef wydziału informacji Polskiego Komisariatu Plebiscytowego, za głowę Korfantego wyznaczyli nagrodę miliona marek. Ale żaden napad się nie udał. To być może również sprawa szczęścia Korfantego, który był ostrożny, chociaż bez przesady. Bywał na wiecach w tłumie. Za głównego ochroniarza miał w tym czasie psa wilczura Moryca, niezwykle czujnego. Ale jednak intruzi nie mają wstępu do żadnego z gabinetów Korfantego, sprawdzani są wielokrotnie przez uzbrojonych strażników. W redakcji „Polonii” drzwi do pokoju Korfantego nie mają klamki od zewnątrz; nikt nie może nagle wtargnąć do środka

Kim był zamachowiec z Ordynackiej, nie ujawniono, pewnie dlatego, żeby nie jątrzyć. Korfantego zwalczali w kraju nie tylko Niemcy, ale też socjaliści, endecy, Narodowa Partia Robotnicza. W latach późniejszych do tej listy doszli także przywódcy Związku Powstańców Śląskich z Karolem Grzesikiem na czele, żołnierzem POW Górnego Śląska. Korfanty oskarżał go o kradzież powstańczych pieniędzy i terror polityczny. W 1925 roku powstał Związek Byłych Powstańców i Żołnierzy pod patronatem Korfantego; ta organizacja stale wpada w konflikty ze związkiem Grzesika. Znana była też wzajemna niechęć Józefa Piłsudskiego i Korfantego.

Wincenty Witos, trzykrotny polski premier, tak wspominał Korfantego: „Z czasem miałem możność się przekonać, z jakimi on musiał się spotykać trudnościami, walczyć z przeciwieństwami i codziennym osobistym niebezpieczeństwem”.

W 1926 roku kilku mężczyzn próbuje wysadzić w powietrze redakcję dziennika „Polonia”. Ta próba nocnego zamachu naprawdę bulwersuje Korfantego, bo chodzi też o zagrożenie pracowników. W nocy działa drukarnia, są dyżurni redaktorzy. Według relacji ówczesnego dziennika „Ilustrowana Republika”, niebezpieczeństwo dostrzegł w porę dozorca budynku. O północy zauważył osobników z podejrzanym pakunkiem, pod murem stała już drabina. Zawiadomił policję. Okazało się, że w paczce jest aż 12 kilogramów dynamitu. Mężczyźni o nazwiskach Króliczek, Kozubik i Wawrzyńczyk przyznają, że planowali zamach, ale o powodach milczą. Wyrok sądowy zapada 9 października 1926 roku. Sąd skazuje ich na półtora roku ciężkiego więzienia, prezydent Ignacy Mościcki łagodzi im jednak kary i po pół roku wychodzą na wolność.

Zaatakowany bezpośrednio Korfanty nie jest bierny. W 1930 roku w kawiarni jakiś mężczyzna uderza go w głowę z krzykiem: „Za moją żonę”. Korfanty ma 57 lat, ale dotkliwie bije napastnika, rzuca nim po sali, kelnerzy wyrywają mu krzesło, którym obija łobuza, muszą też wyrwać mu wołającą o ratunek ofiarę. Okazało się, że jest to mąż posłanki Marii Kujawskiej, z którą Korfanty miał słowny zatarg na sali sejmowej. Sprawa nie trafia do sądu. Korfanty wie, co to bijatyki, często wybuchały na wiecach.

W tym samym roku znowu staje się celem zamachu, w drodze na antysanacyjną manifestację w Hali Parkowej w Katowicach. Ledwo dotarł, ktoś do niego niecelnie strzela dwa razy. Śledztwa nie wszczęto. To nie zamachowiec, ale Korfanty wkrótce trafia do więzienia, do Twierdzy Brzeskiej, a potem na emigrację do Czechosłowacji. Zaczyna się najgorszy okres w jego życiu.

Umiera 17 sierpnia 1939 roku, po wypuszczeniu z Pawiaka (trafił tam, kiedy po aneksji Czechosłowacji przez Hitlera wrócił do kraju). Ignacy Paderewski napisał: „Stanął przed Sędzią Najwyższym Wielki Obywatel. Tam go już nie dosięgnie ani zawiść, ani złość ludzka”.

Kulami i bombą

Zamachowcy polowali nie tylko na Wojciecha Korfantego, ale także na innych przedstawicieli władz II RP. Józef Rymer, pierwszy wojewoda śląski, w czasie powstań śląskich często był celem bojówek niemieckich, raz o mało nie przypłacił tego życiem. Później też był solą w oku przeciwników. Jak opowiadał syn wojewody Czesław Rymer, w Katowicach strzelał do jego ojca zamachowiec, celował w okno gabinetu budynku przy Bankowej. Ale kula utknęła w portrecie Kościuszki. Sprawca nie przewidział, że podłoga tego pokoju jest bardzo obniżona, kula przeszła Rymerowi nad głową.

16 XII 1922 r. z ręki zamachowca zginął pierwszy prezydent Polski Gabriel Narutowicz. 5 IX 1924 r. w Warszawie na pojazd z drugim prezydentem Stanisławem Wojciechowskim rzucono bombę, która jednak nie wybuchła. Napastnik należał do Ukraińskiej Organizacji Wojskowej. Józef Piłsudski 25 IX 1921 r. przeżył zamach we Lwowie, odruchowo się uchylił, kule trafiły w osobę koło niego.

Tekst został pierwotnie opublikowany 20.11.2016 r.

Nie przeocz

Zobacz także

Musisz to wiedzieć

od 7 lat
Wideo

21 kwietnia II tura wyborów. Ciekawe pojedynki

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: PRZYPOMINAMY TEKST Z ARCHIWUM DZ: Wojciech Korfanty na celowniku zamachowców. Zamach na Korfantego do dziś jest owiany tajemnicą - Dziennik Zachodni