Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wyborny koncert Coldplay w Warszawie

Ola Szatan
Koncert Coldplay w Warszawie
Koncert Coldplay w Warszawie Sylwia Dąbrowa
Wystrzałowy, kolorowy, wypełniony solidną dawką pozytywnej energii, płynącej zarówno ze sceny jak i z publiczności. Taki był właśnie koncert zespołu Coldplay, który w niedzielę wieczorem zagrał na Stadionie Narodowym w Warszawie.

Do trzech razy sztuka. Po dwóch znakomitych występach Coldplay w naszym kraju (najpierw na gdyńskim festiwalu Open'er, a następnie na Stadionie Narodowym), trzecia wizyta przebojowych Anglików okazała się... jeszcze lepsza.

A przecież trudno było przeskoczyć poprzeczkę, którą panowie zawiesili podczas swej poprzedniej wizyty w stolicy Polski. Bo stadion wówczas też był wypełniony po brzegi, były kolorowe bransoletki, rozdawane wszystkim uczestnikom imprezy, które świeciły w wybranych przez zespół momentach. Były przeboje. Ale teraz kumulacja tego była jeszcze większa. Naładowana emocjami. Tak publiczności jak i samych muzyków. Wokalista Chris Martin, który po dwóch pierwszych utworach: "A Head Full of Dreams" i "Yellow" przywitał się z fanami, momentalnie owinął ich sobie wokół palca. Muzycy, którzy znani są z koncertowych opraw na najwyższym, światowym poziomie, już na początku zadbali o widowiskowy aspekt tego koncertu. Były ognie, było konfetti i świecące bransoletki, które z każdą chwilą - im ciemniej robiło się na dworze - wytwarzały coraz bardziej magiczną atmosferę.

Trzeba przyznać, że panowie dobrze ułożyli koncertowy rozkład jazdy. Jeszcze w pierwszej części pojawiły się utwory: "Every Teardrop Is A Waterfall", "The Scientist" (gdy Chris zasiadł za udekorowanym kwiatami pianinem), czy entuzjastycznie przyjęty "Paradise", który w finale zamienił stadion w wielką dyskotekę.

Mocnym punktem występów Coldplay są występy na kilku scenach. Tym razem mieliśmy trzy. Na drugiej co do wielkości, która była umiejscowiona w połowie płyty i wieńczyła długi wybieg, grupa zagrała m.in. "Always In My Head", "Magic" oraz "Princess of China". Partię wokalną Rihanny usłyszeliśmy oczywiście na wielkim telebimie.

Chris Martin, choć do takich młodzieniaszków już nie należy, kondycję ma taką, że spokojnie mogłoby mu jej pozazdrościć wielu nastolatków. Niezliczoną ilość razy biegał po ogromnym wybiegu, skakał po nim, zachęcał ludzi do wspólnej zabawy (choć wcale nie musiał tego robić).

Na głównej scenie usłyszeliśmy jeszcze wiele "kilerów" z repertuaru Coldplay. Od "Clocks", "Midnight" przez "Charlie Brown", "Hymn For The Weekend", po wyjątkowe "Fix You", "Viva La Vida" i "Adventure of a Lifetime".
Wybornym pomysłem było umieszczenie praktycznie na samym końcu płyty stadionu ostatniej sceny, na której pojawili się muzycy. Stąd popłynęło "In My Place", "Don't Panic" oraz "Us Against the World" utwór o tyle wyjątkowy, że wybrany przez jedną fankę.

Na bis pojawiły się " Something Just Like This", "A Sky Full of Stars", "Up&Up".

Pewnie znajdą się tacy, którzy uznają, że podziękowania po polsku, albo zapewnienia, że Polska jest wyjątkowym krajem, do którego grupa chce wracać, są czystą kurtuazją. Ale było w tych słowach coś więcej. Nie tylko dlatego, że Chris w pewnym momencie biegał z polską flagą, a na koniec koncertu klęknął i ucałował ziemię.

To było autentyczne muzyczne święto, na którego powtórkę, miejmy nadzieję, nie będziemy czekali kolejnych pięć lat.

ZOBACZ KONIECZNIE: NASZA RAMÓWKA
DZISIAJ POLECAMY PROGRAM KATARZYNY KAPUSTY Z CYKLU TU BYŁAM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!