Jan Banaś, wielka gwiazda przełomu lat 60. i 70., o której wszyscy zapomnieli. Powiedzmy sobie szczerze - starzy kibice wspominali, ale w powszechnej świadomości istnieje u nas Lubański czy Gorgoń albo Deyna w Warszawie. A Banaś? A Banaś, który w decydującym momencie swojej kariery nie pojechał na igrzyska w Monachium i nie mógł podnieść rąk w geście zwycięstwa, wypadł zarówno z gry, jak i ze zbiorowej pamięci kibiców.
Jan Kidawa-Błoński dobrze czuł, że na kanwie tego pogmatwanego życia da się utkać niezłą filmową historię. Jest tu niespodziewany sukces sportowy, jak i późniejszy upadek z symbolicznym oglądaniem finału w knajpianym telewizorze. Jest młodzieńcza miłość, a potem rozczarowania, jest męska przyjaźń, o mało co zakończona jednak tragicznie. Jest wreszcie piękny sen o lepszym świecie, zwieńczony ucieczką do Reichu, który ostatecznie załamał karierę Banasia.
To film o wielkich piłkarskich sukcesach zabrskiej i polskiej reprezentacji. Widać jednak, że reżyser bardziej postawił na romans i życiowe zakręty. Jakby bał się, że śląski fusbal jest zbyt hermetyczny i musi przegrać z polską miłością - jakże uniwersalną. I to jest dobry wybór, choć wiem, że już na premierze niektórzy kręcili nosem.
Starsi aktorzy skradli młodzieży całe show. I nie było to trudne zadanie, bo Mateusz Kościukiewicz (Banaś) mógł dać z siebie zdecydowanie więcej. O wiele bardziej przekonywujący był Sebastian Fabijański, filmowy kolega Banasia, który potrafił zagrać śląską twardość. Ale jak wyżej - to starsi dali pokaz. Eryk Lubos doskonały - tarnogórskie korzenie z pewnością mu pomogły. Adam Woronowicz - jak on wyuczył się tego akcentu? Magdalena Cielecka - przepięknie zagrała strudzoną matkę. Marian Dziędziel - na pewno zechcą Państwo zobaczyć, jak wykorzystał gołkowickie geny do narysowania postaci generała Ziętka.
Właściwie powinienem w tym miejscu dodać jeszcze wytarte sformułowanie (no ale jakże prawdziwe), że główną rolę gra tu Śląsk - zabrzańska Zandka jest doprawdy wzruszająca, podobnie zresztą jak dokumenty ze słynnych meczów Górnika z Romą czy City.
Warto. Co prawda w cenie lekkie zażenowanie, gdy widzimy montaż archiwaliów z odegranymi na nowo scenami, oraz dziwaczny język śląski Kościukiewicza - ale to drobiazg.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?