Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polsko-polska wojna racji, czyli pięć sporów, które nas złoszczą

Marcin Zasada
arc
Od lat słyszymy o bezprecedensowych podziałach Polaków, przez które niebawem może polać się krew. Dlaczego tak łatwo wchodzimy za politykami w spory, które tylko im są potrzebne? Dziś należy mieć zdanie na każdy temat i manifestować je publicznie. Nasi dziennikarze zapytali uczestników aktualnych, głośnych konfliktów ideologicznych, o ich sens.

Trwa wojna polsko-polska. Sami w niej uczestniczymy i pewnie wkrótce sami będziemy jej ofiarami, bo - jak od lat wróżą specjaliści od społecznych przemian - podziały wśród Polaków są tak głębokie, że niebawem zaczniemy się bić. Konflikt u nas na każdym polu, o wszystko potrafimy się kłócić, nawet o Trybunał Konstytucyjny przy rodzinnym stole, choć - wydawałoby się - zasady działania TK są dla przeciętnego Polaka równie niejasne jak monady Leibniza. Przemoc, hejt, nietolerancja - wszędzie i coraz więcej. Prawda?

Na podstawie szybkiej obserwacji - wszystko się zgadza: łączy nas to, ile nas dzieli, a dzieli nas już prawie wszystko. Oczywiście różnice poglądów, nawet na wielką skalę, są czymś zupełnie naturalnym i nawet potrzebnym, wszak epokę zgody i jedności narodowej przerabialiśmy przez kilka dekad PRL. Jak to się jednak stało, że tak emocjonalnie zaczęliśmy się identyfikować ze skrajnymi poglądami - na aborcję, patriotyzm, ustrój czy przeszłość Lecha Wałęsy i katastrofę smoleńską? Zapytaliśmy dziś o ten katalog spornych kwestii. Okazja jest dobra. Przed nami rocznica uchwalenia Konstytucji 3 Maja. Zanim zapoznamy się z przeciwnymi racjami, warto pamiętać, co jest ich źródłem. Podpowiedź przynosi fikcja. W finałowej scenie ostatniego sezonu serialu „House of Cards” prezydent Stanów Zjednoczonych Frank Underwood mówi z diabolicznym spojrzeniem do kamery: „My nie dajemy się zastraszyć. Bo to my zastraszamy”.

Cztery lata temu prorokowano nam wojnę jak w Jugosławii

Zacznijmy od tego, że obraz tak zwanej wojny polsko-polskiej, który powielany jest w politycznych i publicystycznych wywodach, jest być może przesadzony. Widać to szczególnie z perspektywy czasu. „Może niebawem dojść do wydarzenia, gdzie poleje się krew, ktoś zostanie pobity, a nawet zabity” - to słowa politologa prof. Radosława Markowskiego. Sprzed ponad czterech lat. Markowski nie był oczywiście odosobniony w tak radykalnych prognozach, ale ta zapadła nam w pamięć szczególnie mocno, bo politolog porównał sytuację w Polsce do wydarzeń w Jugosławii, które doprowadziły do krwawej wojny domowej. Czy dziś jesteśmy o cztery lata bliżej wybuchu wojny domowej? Czy Polacy zaczęli się mordować, tłuc czy organizować przeciwko sobie uzbrojone bojówki?

Paradoksem w tej ogólnonarodowej niezgodzie jest poziom bezpieczeństwa w Polsce, wyrażany choćby międzynarodowymi wskaźnikami. Według raportu Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju sprzed niewiele ponad roku, nasz kraj, jeśli chodzi o bezpieczeństwo obywateli, wyprzedza wszystkie rozwinięte państwa świata oprócz Japonii. Badania porównawcze Eurostatu dowodzą natomiast, że w całej Unii Europejskiej bezpieczniej w swoim kraju czują się tylko Chorwaci. Sondaż CBOS z września 2015 roku dowiódł, że 69 procent Polaków dobrze ocenia pracę policji. Gdybyśmy faktycznie żyli w jakimś potwornym zagrożeniu, obawiali się o swoje życie w związku z osobistymi przekonaniami, przytoczone wyniki byłyby zapewne zupełnie inne.

Nawet (ostatnio tu i tam podważana) Diagnoza Społeczna prof. Janusza Czapińskiego pokazała w ubiegłym roku, że jeśli chodzi o ogólny poziom zadowolenia z życia, w Polsce utrzymuje się standard europejski (81,2 proc. obywateli). Polacy nie są może tak szczęśliwi jak Szwedzi, Duńczycy, Holendrzy czy Anglicy (w tych krajach ten wskaźnik przekracza 90 procent), ale czujemy się lepiej niż np. Czesi, Słowacy, Estończycy, Litwini, Łotysze czy Grecy.

O jakiej zatem dojrzewającej wojnie domowej mówimy?

Podziały wśród Polaków to coś nowego? Nie, to taka tradycja

Z drugiej strony, trudno nie zauważyć ideologicznych napięć, nawet w tak bezpiecznych na ich oddziaływanie społecznościach, jak rodzina, grupy bliskich znajomych czy środowiska współpracowników. Pewien polityk opowiadał mi niedawno, jak przed Świętami Wielkanocnymi, będącymi - jak zawsze - okazją do zebrania się wszystkich ciotek, wujków i kuzynów z całego Śląska i okolic, musiał zastrzec, by absolutnie nie poruszać przy stole zagadnień z aktualnej polityki. Bo poprzednia rodzinna dyskusja przy choince zakończyła się awanturą o to, czy Kaczyński to zbawca narodu czy faszysta, a Tusk - mąż stanu czy podstępny zdrajca.

Takich pól bezwzględnego sporu jest w Polsce pewnie z kilkadziesiąt. Takich, w których każdy w jakiś sposób pozycjonuje się ze swoimi poglądami i jest skłonny etykietować ludzi, którzy myślą inaczej. Nasi dziennikarze zapytali uczestników niektórych głośnych konfliktów (nie wszyscy uczestniczą w nich z własnej woli - to warto zaznaczyć) o racje osobiste w poszczególnych sprawach i racje środowiska, z którym są związani. Osobne pytanie dotyczy tego, czy w takich zagadnieniach, jak aborcja, Smoleńsk, a z naszego podwórka - również śląskość, są jakiekolwiek możliwości porozumienia czy kompromisu.

Grubą przesadą, a nawet demagogią, jest mówienie, że to, co niektórzy nazywają wojną polsko-polską, przejdzie do historii jako wstydliwy epizod dziejów naszego kraju. Polacy bywali głęboko podzieleni co najmniej od XVIII wieku. Dzieje Konstytucji 3 Maja, którą dziś uważamy za parlamentarne dzieło stworzone w warunkach narodowego cudu, to również istotny wątek targowicki, wojna w tej obronie i drugi rozbiór Polski, a potem również powstanie kościuszkowskie, trzeci rozbiór i wymazanie Rzeczpospolitej z mapy Europy. Przez dziesięciolecia istniał w Polsce ostry podział na grupę patriotyczną - religijną i zachowawczą oraz postępową, ale przy tym skażoną kolaboracją z obcymi i korupcją.

Nawet w idealizowanej II Rzeczpospolitej mieliśmy napastliwą kampanię przeciwko pierwszemu prezydentowi Gabrielowi Narutowiczowi, której finałem było zamordowanie go po ledwie pięciu dniach urzędowania, był zamach stanu Józefa Piłsudskiego i kilkaset ofiar walk ulicznych w Warszawie. Oraz autorytarne rządy sanacji, kiedy przeciwników politycznych zamykano do więzień.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Polsko-polska wojna racji, czyli pięć sporów, które nas złoszczą - Dziennik Zachodni