Cisza wyborcza jest nagminnie łamana, nie ma sensu utrzymywać tej fikcji - uważają posłowie Nowoczesnej. Sejm rozpoczął prace nad ich projektem, który zakłada zniesienie zakazu prowadzenia kampanii wyborczej dobę przed i w trakcie głosowania. Chodzi zarówno o wybory, jak i referenda. Pomysł popiera opozycja, ale partia rządząca jest przeciwko.
- Od 1991 roku, w którym wprowadzono ciszę wyborczą, realia znacząco się zmieniły - mówi Paulina Hennig-Kloska, posłanka Nowoczesnej z Gniezna. - Wtedy dominowały tradycyjne media, dzisiaj 70 procent Polaków systematycznie korzysta z internetu, a ponad 30 procent uznaje sieć za pierwsze źródło informacji. Tam kontrola przestrzegania ciszy wyborczej jest fikcją. Internauci nauczyli się ją obchodzić, także ugrupowania mają różne systemy nazw i haseł.
Posłanka przypomina chociażby przekazywanie informacji o cenach bigosu i budyniu na bazarku w trakcie trwania wyborów prezydenckich czy wielkie „grzybobranie” w inter-necie w trakcie referendum w sprawie odwołania prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz. Dlatego Nowoczesna proponuje, by całkowicie znieść zakaz agitacji wyborczej.
Oznacza to, że zarówno dobę przed, jak i w dniu głosowania można by swobodnie pisać, mówić, przekonywać wyborców zarówno w internecie, tradycyjnych mediach, jak i na żywo, w bezpośrednim kontakcie np. przed lokalem wyborczym. Zakaz agitacji miałby zostać utrzymany w samym budynku głosowania, by każdy mógł bez nacisku oddać głos.
- Popieramy ten pomysł, sami przez rok prac nad Kodeksem wyborczym próbowaliśmy zyskać poparcie dla zniesienia ciszy wyborczej - mówi Waldy Dzikowski, poseł i wiceszef klubu PO. - Jej utrzymywanie wynika raczej z przyzwyczajenia, a nie racjonalnych przesłanek. Gdyby naprawdę obowiązywała, w dniu wyborów sprzed lokali powinny zniknąć też plakaty czy billboardy kandydatów.
Poseł zgadza się również z propozycją Nowoczesnej, żeby utrzymać zakaz publikowania wyników sondaży w dniu samych wyborów. A prof. Andrzej Stelmach, politolog i prodziekan WNPiD UAM, uważa nawet, że sondaże powinny być zakazane już kilka dni wcześniej.
- Nie da się ich szybko zweryfikować, a wyborcy mniejszych, tzw. niszowych ugrupowań dość często kierują się tym ostatnimi badaniami - tłumaczy prof. Stelmach. - Informacja, że partia, która do tej pory miała 6 procent poparcia, czyli była ponad progiem, tuż przed wyborami straciła dwa punkty procentowe, może spowodować dalszy odpływ elektoratu. Wśród innych zmian proponowałbym też zakaz debat polityków na kilka dni przed wyborami.
Politolog podkreśla, że przez lata był zwolennikiem ciszy wyborczej, bo bez niej kilka godzin przed wyborami można np. podać kłamliwą informację, której wyjaśnieniem sąd zajmie się dopiero po głosowaniu. - To jednak tylko teoretyczna spekulacja - dodaje prof. Andrzej Stelmach. - W dobie powszechnego dostępu do informacji i szybkiego internetu przestrzeganie ciszy i tak jest poza kontrolą. W obecnej formie stała się przeżytkiem.
Nie zgadza się z tym PiS, przekonując, że warto dać wyborcom choć jedną dobę wytchnienia od agitacji i natłoku informacji. - Wyborcy potrzebują czasu na przemyślenie tego, co wydarzyło się w przestrzeni publicznej - uważa Maks Kraczkowski, poseł PiS. - Owszem, mamy do czynienia z różnymi ukrytymi działaniami w internecie, ale to nie jest główne narzędzie prowadzenia kampanii. Bez ciszy wyborczej agitacja przeniosłaby się pod lokale, przeszkadzając i zaburzając obraz wyborcom.
Takie zdanie PiS przedstawiło w środę w Sejmie, wnioskując o odrzucenie projektu w pierwszym czytaniu. Głosowanie odbędzie się prawdopodobnie w czwartek wieczorem.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?