Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bezdomny zmarł pod chorzowską noclegownią

Monika Pacukiewicz
42-letni bezdomny mężczyzna, zdaniem szefów noclegowni, powinien zostać w szpitalu
42-letni bezdomny mężczyzna, zdaniem szefów noclegowni, powinien zostać w szpitalu Fot. Marzena Bugała
W poniedziałek po siódmej rano koło budynku noclegowni dla mężczyzn "Arka" w Chorzowie znaleziono ciało jednego z pensjonariuszy. Był w koszulce z krótkim rękawem, spodenkach i bez butów.

Przyczyny śmierci 42-letniego mężczyzny ze Świętochłowic poznamy po sekcji zwłok. Jednak z dużym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że zmarł z zimna. Jak do tego doszło?

Mężczyzna trafił do noclegowni 12 stycznia. Skierował go tam Ośrodek Pomocy Społecznej w Chorzowie, gdzie tego dnia przyszedł po pomoc. Pracownikom opieki wydawało się jednak, że bezdomny jest w kiepskiej formie. Ewa Grzybek, kierowniczka noclegowni, mówi nawet, że podczas pobytu w ośrodku pomocy zemdlał. Zabrało do pogotowie.

- Stamtąd przywiozła go do nas karetka - opowiada Grzybek. Przypomina też, że miała wiele wątpliwości co do stanu zdrowia mężczyzny, tym bardziej, że w jego dokumentach widniała informacja, iż był leczony psychiatrycznie.

- On nie kontaktował - mówi pani Ewa. Ponoć nie odpowiadał na jej pytania o imię czy nazwisko. Następnego dnia, według relacji kierowniczki, po raz kolejny zemdlał. I po raz kolejny została wezwana karetka. - Pani doktor miała wręcz pretensje, że ich wzywamy - przypomina Grzybek. - Dostałam informację, że dostał kroplówkę i odwieziono go nas.

Teraz Ewa Grzybek twierdzi stanowczo: - On nie powinien do nas trafić.
Dlatego teraz ona i szef noclegowni Jarosław Lipiński postanowili, że do domu dla bezdomnych nie będą przyjmować osób z problemami psychicznymi.
Koledzy z noclegowni dość szybko znaleźli sposoby na niestandardowe zachowania nowego współlokatora. - Wystarczyło, że do niego się głośniej powiedziało i się uspokajał - mówi pan Bronisław (prosi o zachowanie nazwiska do wiadomości redakcji). To właśnie on dyżurował feralnej nocy. Jako mieszkaniec noclegowni z wieloletnim stażem jest opiekunem-wolontariuszem. Podczas dyżuru w nocy z niedzieli na poniedziałek był sam, nie pracował z żadnym zawodowym opiekunem. Potwierdza to Jarosław Lipiński.

- Tak się czasem zdarza. Opiekun był na urlopie - mówi pan Bronisław. Koledzy zawiadomili go o demolce, jaką świętochłowiczanin urządził w pokoju. Potem też i o tym, że zniknął.
- Otworzył okno, otworzył kratę zamkniętą tylko na żyłkę z plombą - wyjaśnia Lipiński. Z parterowego budynku łatwo jest wyjść.

Pan Bronisław zapewnia, że obszedł noclegownię, ale nie zauważył uciekiniera. Mówi też, że nie wiedział, że świętochłowiczanin wyszedł w samej bieliźnie.

- Nie był ubezwłasnowolniony. Miał prawo wyjść. Myślałem, że wyjdzie, gdzieś poryczy i wróci - tłumaczy wolontariusz. Zresztą jeden raz mężczyzna już uciekał. O godz. 5.30 zawiadomił policję.

Stanisław Kowolik, wicedyrektor OPS, zapewnia, że przyjrzy się sprawie oraz że dotychczasowe kontrole w noclegowni nie przynosiły złych wyników.

Kontrolę deklaruje Jerzy Szafranowicz, dyrektor Zespołu Szpitali Miejskich w Chorzowie, gdzie dwa razy trafiał bezdomny. Sprawę badają prokuratura i policja.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!