Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gorzelik: Kto straszy autonomią, jest szkodnikiem

Jerzy Gorzelik
Ekonomiczna eksploatacja i pogarda dla kultury regionalnych społeczności obracają się przeciw państwu, które prowadzi lub toleruje taką politykę. Zwolennicy centralizmu straszący autonomią są w istocie antypaństwowymi szkodnikami - pisze Jerzy Gorzelik.

Siła półprawd i emocji

Są w Europie ludzie, których decentralizacja władzy i obdarzanie regionalnych społeczności kolejnymi kompetencjami, doprowadzają na skraj nerwowego załamania. Ludzie ci bądź ślepo wierzą - co wyklucza racjonalne myślenie - w zbawienną moc centralizmu, bądź też cynicznie manipulują faktami, broniąc ze sobie znanych powodów interesów centralnej biurokracji i partyjnych klik.

Gdy brak rzeczowych argumentów przeciw zmianom, obrona skompromitowanego porządku wymaga posłużenia się innym orężem. Takim, który zamiast przemawiać do zdrowego rozsądku, odwołuje się do emocji i instynktów. Wzbudza irracjonalny strach przed nowym, jako amunicję wykorzystując insynuacje, półprawdy i niedomówienia.

W krótkiej perspektywie bywa skuteczny, jednak z czasem siła jego rażenia słabnie. Istnieje bowiem skuteczny środek, wobec którego okazuje się on całkowicie bezużyteczny - wiedza. Nie jakaś tajemna, ukryta w starych księgach, lecz obiegowa, którą dzięki technicznemu postępowi mamy dziś na wyciągnięcie ręki. Wystarczy tylko sięgnąć, by przekonać się, że opowieści o autonomii jako widmie, zagrażającym jedności państw i społeczeństw, to bajki obrażające inteligencję dojrzałego człowieka. Oparte z reguły na bałamutnym pomieszaniu przyczyn ze skutkami.

Kto sieje wiatr...

Klasycznym przykładem manipulacji jest próba zdyskredytowania autonomicznych dążeń Kraju Basków. Region ten - jak wiadomo - cieszy się szeroką autonomią w ramach Królestwa Hiszpanii. Przy tym powszechnie kojarzony jest z terrorystyczną aktywnością ETA - organizacji zmierzającej do całkowitego zerwania związków z Madrytem. Nasuwa się zatem prosta zależność - autonomia oznacza terroryzm w służbie separatyzmu. Tymczasem wystarczy garść faktów, by zdemaskować fałsz kryjący się za tą tezą.
Autonomia Kraju Basków ustanowiona w roku 1936, zniesiona została po zwycięstwie generała Franco nad siłami Republiki, kiedy Madryt rozpoczął walkę z przejawami baskijskiej odrębności. Do 1948 r. w regionie utrzymywano stan wojenny. W roku 1959 grupa studentów niezadowolonych z umiarkowanej postawy głównego nurtu baskijskiego ruchu narodowego założyła organizację ETA. Dwa lata później nastąpiła pierwsza, nieudana próba terrorystycznego zamachu. Autonomię Kraj Basków odzyskał w roku 1979. Proste zestawienie dat dowodzi, że terroryzm i separatyzm ETA nie są konsekwencjami autonomii. Wprost przeciwnie - to pokłosie jej zniesienia i brutalnej walki z odrębnością Basków.
Manipulacja może przybrać formy bardziej subtelne. Niedawno na łamach jednego z regionalnych dzienników przeczytałem tekst, w którym ze strzępów faktów stworzono obraz rozsypującej się za sprawą przekleństwa decentralizacji Belgii. Państwo germańskojęzycznych Flamandów i romańskojęzycznych Walonów stanowiło ponoć krainę szczęśliwości, dopóki nie przeobraziło się w federację i nie zezwoliło obu grupom na pielęgnowanie własnych tradycji kulturowych. Na domiar złego zaczęto dociekać - o zgrozo! - kto więcej wnosi do wspólnego budżetu. W efekcie Flamandowie zadzierają nosa, wyrzucając walońskim sąsiadom pasożytniczy tryb życia.

Biali Murzyni

W jednym można się z autorem zgodzić - gdyby nie problem Brukseli, francuskojęzycznej wyspy na flamandzkim morzu, Belgia szybko przeszłaby do historii. Dwóch społeczności nie łączy poczucie wspólnoty. Stan ten nie może wynikać jednak z federalizacji państwa. Z tych samych względów, dla których baskijski terroryzm nie może być konsekwencją autonomii regionów Hiszpanii. Flamandzko-walońska niechęć zaczęła się na długo przed decentralizacją Belgii. Jej korzenie sięgają samych początków belgijskiego państwa.

Przez kilka stuleci różnice językowe nie przeszkadzały w zgodnym współistnieniu mieszkańców południowej części Niderlandów. Spoiwo stanowiło wspólne, katolickie wyznanie, łączące Walonów i Flamandów, a tych ostatnich oddzielające od znacznie bliższych im etnicznie sąsiadów z protestanckiej Północy, zwanej powszechnie Holandią. Więź była wciąż silna w roku 1815, kiedy obszar dzisiejszej Belgii podporządkowano holenderskiej dominacji. Wywołało to sprzeciw - głównie francuskojęzycznej ludności. Po piętnastu latach doszło do powstania i proklamowania niepodległości.

O równości i braterstwie w Belgii nie było jednak mowy. Ustawowo zapewniono dominację języka francuskiego zniesioną formalnie dopiero w roku 1922 - w praktyce trwała jeszcze dłużej. Obrazu stosunków etnicznych dopełniają słowa walońskiego senatora z 1838 roku, który stwierdził, że Flamandowie to jedna z bardziej podrzędnych ras, jak Murzyni. Ekonomiczne upośledzenie Flandrii stanowiło dodatkowy impuls dla rodzącego się flamandzkiego nacjonalizmu.

Wszystko dla Flandrii
Przed kilku laty miałem okazję odwiedzić miejsce dla flamandzkiego ruchu narodowego szczególne. W miasteczku Diksmuide wznosi się monumentalna IJzertoren - wieża w kształcie krzyża, na którego ramionach widnieją litery AVV-VVK. Skrót ten - pochodzący od słów Alles voor Vlaanderen - Vlaanderen voor Kristus (Wszystko dla Flandrii - Flandria dla Chrystusa), zdobił krzyże umieszczane na grobach flamandzkich żołnierzy poległych w szeregach belgijskiej armii w czasie I wojny światowej. Ta manifestacja tożsamości była solą w oku władz.

W okresie międzywojennym nagrobne pomniki demolowano pod byle pretekstem. Niektóre trafiły do Diksmuide, gdzie staraniem weteranów wzniesiono okazałą wieżę. W roku 1946 nieznani sprawcy wysadzili ją w powietrze, jak podejrzewano z niewielką pomocą belgijskiego wojska. Był to rewanż za proniemiecką postawę części Flamandów podczas hitlerowskiej okupacji. Nie skończyło się jednak na niszczeniu pomników. Flamandzkie losy ilustruje historia dziadka mojego znajomego. W czasie wojny wysłano go na roboty do Niemiec. Po powrocie został oskarżony o kolaborację, wystawiony na widok publiczny w klatce, a następnie uwięziony na pięć lat i pozbawiony praw obywatelskich na ćwierć wieku. Wszystko bez wyroku sądowego. Dla Górnoślązaka opowieści te brzmią dziwnie znajomo.
Głos regionów
Flamandzki ruch nabrał impetu w latach 60. Odbudowana wieża-krzyż w Diksmuide stała się symbolem dążeń do politycznego samostanowienia i poszanowania kulturowej odrębności. Belgia zaczęła trzeszczeć w szwach. Jej federalizacja w roku 1993 była próbą ratowania jedności państwa, zamieszkałego przez dwie duże grupy językowe, których - wobec laicyzacji i marginalizacji Kościoła - od dawna nie łączyło już praktycznie nic.

Trwająca ponad wiek dyskryminacja Flamandów pozostawiła po sobie głęboko zakorzenioną niechęć do walońskich sąsiadów. Odwrócenie ekonomicznych relacji między dwiema częściami państwa na korzyść Flandrii dodatkowo przyczyniło się do postawienia pytania: po co razem?

Morał z historii Hiszpanii i Belgii jest prosty i niektórym znany. Językowe prześladowania, ekonomiczna eksploatacja i pogarda dla kultury regionalnych społeczności obracają się z czasem przeciw państwu, które prowadzi lub toleruje taką politykę. Zwolennicy centralizmu i narodowego ujednolicenia straszący autonomią są więc w istocie antypaństwowymi szkodnikami. Ich zatwardziałość rozpala niszczycielskie namiętności, po przekroczeniu pewnego progu przekreślając możliwość porozumienia.

Odpowiedzialność i europejskie doświadczenia winny skłaniać do uważnego wsłuchiwania się w głos regionów, otwarcia się na ich aspiracje. Zanim, jak w Belgii, dialog stanie się niemożliwy, czy, jak w Hiszpanii, kontestujący wszechwładzę centrali stracą wiarę w skuteczność słów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!