18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ślązacy to prawdziwi kowboje. Western mają we krwi [ZOBACZ ZDJĘCIA]

Katarzyna Śleziona
Każdy by chciał być jak słynny John Wayne, najsłynniejszy kowboj wśród hollywoodzkich aktorów
Każdy by chciał być jak słynny John Wayne, najsłynniejszy kowboj wśród hollywoodzkich aktorów arc.
Na Śląsku każdy chciał być jak John Wayne. W czerwonym familoku oglądał westerny i marzył o wolnej Ameryce. Dlatego western w Żorach to hit - pisze Kasia Śleziona.

Na tej spalonej słońcem ziemi rosły kiedyś tylko chwasty, ale przybyli tu kowboje i zbudowali swoją osadę. Pracowali dzielnie przez 1,5 roku, aż w krajobraz żorskiej Kleszczówki wtopiło się "Miasteczko Twinpigs - Westernowy Park Rozrywki". Czy "saloony" Dzikiego Zachodu w Żorach, otwarte zaledwie tydzień temu, będą ciągle przyciągnąć tłumy Ślązaków, tak jak w pierwszych dniach po otwarciu? Czy western po śląsku to dobry towar marketingowy?

- To się musi udać, bo na Śląsku każdy chciał być trochę jak John Wayne - mówi nam Czesław Sosnowski, pan "złota rączka", który pilnuje porządku w żorskim westernie.

- Jestem od wszystkiego, ten, co ciągle słyszy: podaj, przynieś, pozamiataj. Tu wbiję gwóźdź do deski, tu pomogę w organizacji pokazu napadu na bank i przygotuję akcesoria do pojedynku rewolwerowców - mówi pan Czesław, sympatyczny pan w średnim wieku, który w młodości, tak jak całe jego pokolenie, oglądał westerny i marzył o tym, by być jak John Wayne, hollywoodzki aktor z rewolwerem w dłoni. Pasjonował się Dzikim Zachodem z czarno-białego ekranu, bo "za komuny" niczym innym pasjonować się nie dało. Na okrągło leciało "Rio Bravo", "W samo południe", "15.10 do Yumy", "Bonanza" i "Przeminęło z wiatrem". - Mam wszystkie taśmy i mogę je oglądać po wielokroć. To w nich kowboje nie zabijali z zimną krwią, tylko "likwidowali" zło. Młode pokolenia potrzebują takich wzorców i przekonania w każdej dekadzie, że dobro zawsze zwycięży - dodaje z pasją kowboj Czesław.

Za czasów PRL-u westerny "smakowały" inaczej niż dziś. Były swego rodzaju ucieczką ze śląskiego familoka do amerykańskiego raju.

- Mieliśmy do wyboru albo filmy radzieckie, albo westerny. Pierwsze nam narzucano, drugie oglądaliśmy, myśląc o wolności w Ameryce i o tym, jak dobrzy kowboje i szeryf rozprawiają się z "czarnymi charakterami", czyniąc porządek w miasteczku. Czy tego samego nie chcieliśmy wtedy w Polsce? - mówi Joachim Krętek, mieszkaniec żorskiej Kleszczówki.
Dlatego pokolenia, które przeżyły "tamte czasy" i wyrosły na westernach, nadal tęsknią za Dzikim Zachodem? - Potrzebujemy dobrych wzorców. W klasycznych westernach je mamy. Spotkamy tu samotnego bohatera zmagającego się z przeciwnościami losu i walczącego ze złem i społecznością lokalną - mówi Piotr Wróblewski, socjolog z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. -
Pod koniec lat 60. i na początku 70. XX wieku za pośrednictwem westernu poznawaliśmy kulturę amerykańską, nie tylko przez wartości wyznawane przez bohaterów, ale i przyrodę. Oglądaliśmy "W samo południe" czy "Siedmiu Wspaniałych". To nas fascynowało. Chcieliśmy mieć dobre widoki "na przyszłość" - dodaje Wróblewski.

Sentymenty z młodości - i to wystarczy, by Ślązacy, a może i cała Polska, przyjeżdżała do Żor, które dotąd raczej kojarzyły się ze swojską, średniowieczną starówką?

- Ludzie często pytają mnie, dlaczego miasteczko westernowe powstało w Żorach. Mówią, że nie pasuje do naszej tradycji, ale tak do końca nie jest. Możemy doszukiwać się naszych wspólnych korzeni z Dzikim Zachodem, który nie tylko zasiedlali Anglosasi, ale i przedstawiciele różnych narodowości. Co ciekawe, dzisiaj w Teksasie żyje wielu Górnoślązaków, około 200 tysięcy - mówi Waldemar Socha, prezydent Żor, "najważniejszy kowboj w Żorach".

- W połowie XIX wieku kilkadziesiąt rodzin górnośląskich sprowadził tam franciszkanin Leopold Moczygemba. Być może nasze miasteczko powinno nazywać się Leopoldwill zamiast Twinpigs - zastanawia się Socha, dodając, że wygrała druga opcja na cześć dwóch świnek, założycielek, których kości "odkryto" w Żorach.

To właśnie Moczygemba założył w 1854 roku najstarszą osadę Górnoślązaków w USA, w południowej części stanu Teksas. - Nazywała się Panna Maria. Emigranci z Górnego Śląska, którzy tu przybyli, mówili po polsku, śląską gwarą - potwierdza socjolog Piotr Wróblewski.
Górnoślązacy z takich polskich wsi jak np.: Grodzisko, Centawa, Płużnica Wielka decydowali się na wyjazd do Teksasu, bo chcieli lepszego życia. U nas na dodatek panowała cholera, zaraza duru brzusznego. Wiele rodzin podejmowało spontaniczne decyzje i decydowało się na wyjazd na zawsze na drugi koniec świata. Jednego dnia rodziny sprzedawały pole i zwierzęta. Bilet na statek sporo kosztował, podróż była długa, ale wszyscy mieli nadzieję, że jadą do "ziemi obiecanej".

Gdy nowi osadnicy z Górnego Śląska dotarli do Ameryki, zostali oblani kubłem zimnej wody. Życie tu nie było od razu dużo prostsze. Pracowali w tartakach, zajmowali się hodowlą bydła, mieli trudności z uprawą zbóż i ziemniaków, bo gleby były nie takie jak na Śląsku.

- To był dziki teren, najpierw w ziemiankach mieszkali. Potem zaczęli budować domy i postawili kościół - opowiada w swoich filmach urodzony w Boj-szowach Józef Kłyk, śląski filmowiec amator z Pszczyny, autor blisko kilkudziesięciu filmów o tematyce westernowej, w tym o losach śląskich emigrantów w USA. Jego produkcje doceniają pokolenia Górnoślązaków żyjących obecnie w Ameryce.

Dziś w Teksasie można spotkać jeszcze wiele pokoleń dawnych śląskich emigrantów. Znajomo brzmią na przykład nazwiska tutejszych mieszkańców. Przypominają o tym też m.in. napisy na grobach.

Może dlatego, gdzieś głęboko w nas - Ślązakach zakorzeniona jest miłość do scenerii Dzikiego Zachodu? Drewniane domki, konie, Amerykę trochę nierealną, jak ze snu, stworzono w Żorach.

Miasteczko Twinpigs powstało na obrzeżach Parku Krajobrazowego "Cysterskie Kompozycje Krajobrazowe Rud Wielkich", jednego z czystszych ekologicznie i niezdegradowanych obszarów Górnego Śląska. Założenia urbanistyczne miasteczka opierają się na kompozycji ulicy, długiej na 150 metrów, wokół której stoją obiekty handlowo-usługowe, czynne cały rok (jest tu m.in.: Saloon, Biuro Szeryfa, Szkółka Niedzielna, Western Hotel, Stodoła). Całość mieści się na powierzchni ok. 5 ha. Można tu spotkać Indian, poszukiwaczy złota w strojach z dawnej epoki, prawdziwych kowbojów. Codziennie odbywają się tu inscenizowane pojedynki rewolwerowców, napady na dyliżans i bank, pokazy konne.

- Żorski western to projekt nietypowy, ale udało się go zrealizować. Mam nadzieję, że będzie atrakcją nie tylko na Śląsku, ale i dla całej Polski - mówi pochodzący z Żor Adam Zdziebło, wiceminister w Ministerstwie Rozwoju Regionalnego.

Jest na to wielka szansa, bo miasteczko westernowe w Żorach znajduje się w doskonałej lokalizacji. Kraina kowbojów stoi przy ruchliwej drodze krajowej nr 81, po prawej stronie na trasie z Wisły do Katowic. Stąd do Katowic i Gliwic mamy zaledwie 36 kilometry, do Bielska-Białej 41 km, a do Rybnika jedynie 15 km.

Być może przyjadą do żorskich kowbojów także Czesi. Z Ostrawy będą musieli pokonać 45 kilometrów.

- Mamy nadzieję, że Twinpigs stanie się atrakcyjnym miejscem do spędzania wolnego czasu, parkiem rozrywki, ciekawym punktem na mapie wycieczek weekendowych Ślązaków - mówi Rafał Kolasa, prezes "Miasteczko Twinpigs" Spółka z o.o., dzierżawcy żorskiego westernu.

Czy żorski western to hit czy kit, mówiąc w języku młodzieżowym?

Bo jeśli jeszcze westerny kochali nasi ojcowie i dziadkowie, to czy nasze dzieci i wnuki też ogarnie szał pojedynków, kowbojów, Indian? - Myślę, że zamiłowanie do westernu nigdy nie wyjdzie z mody - mówi Paweł Mól, młody statysta-kaskader, który bierze udział w kaskaderskich pojedynkach na głównej ulicy miasteczka w Żorach. - Już po kilku godzinach od otwarcia naszego westernu widziałem, że wiele dzieciaków malowało sobie twarze jak Indianie, a inni zakładali kapelusze i gwiazdy szeryfa - mówi Paweł Mól.

- Poza tym żorski western nie jest sztuczny. W środku każdego z westernowych budynków tętni życie. Wchodząc do środka przenosimy się do dawnego Dzikiego Zachodu. Dzisiaj każdy chce być nadal odkrywcą i odkrywać na nowo, poznawać kulturę kowbojów i Indian - dodaje pan Paweł.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!