Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Smolorz: Wszystko robić, by nic nie robić. Rzecz o prof. Runge

Michał Smolorz
Z uwagą śledzę publikowane od kilku miesięcy w DZ artykuły i wypowiedzi profesora Jerzego Runge. Znamienity uczony, wybitny specjalista geografii społecznej, krok po kroku poddaje bezwarunkowej krytyce wszystkie przejawy aktywności Górnoślązaków, odrzucając budzącą się tożsamość regionalną, aspiracje społeczne i kulturowe, postulaty polityczne i aktywność samorządową.

Gdyby ze wszystkich wypowiedzi profesora wyciągnąć wspólny wniosek, to praktycznie żaden z aktualnie wypowiadanych postulatów regionalistycznych nie powinien być realizowany, bo każdy jest bezsensowny, absurdalny, każdy jest dla kogoś lub czegoś zagrożeniem, komuś lub czemuś szkodzi. Ani język regionalny, ani uznanie mniejszości etnicznej (lub tym bardziej narodowości), ani wiedza historyczna, ani tożsamość kulturowa, ani integracja regionu w historycznych granicach, ani tym bardziej autonomia - nic z tych rzeczy. Najlepiej, aby w śląskich sprawach wszystko zostało po staremu. I nie jest to bynajmniej jakaś negacja bezrefleksyjna, na zasadzie "nie, bo nie". Owszem, do wszystkich wywodów profesor daje obszerne uzasadnienia, rzucając na szalę cały swój potencjał wiedzy i naukowej energii.

Z zasady żywię szacunek dla profesorskich tytułów, bo któż jak nie uczeni mogą być rozjemcami w sporach, do kogo się odwołać, jeśli nie do autorytetu nauki. Zbyt wiele złego stało się w śląskiej debacie, gdy z braku argumentów zaczęto - także na tych łamach - bezzasadnie deprecjonować akademików, dzieląc ich na "naszych" i "kojarzonych". Nie będę zatem z prof. Runge polemizował, za mały jestem na to, co piszę bez ironii i z pokorą wobec własnej niewiedzy. Mam jednak prawo do refleksji, której sobie nie odmówię.

Cały postęp społeczny i cywilizacyjny, jaki zanotowaliśmy od starożytności do czasów współczesnych, zawdzięczamy ludziom nauki. Od Platona i Arystotelesa przez Erazma z Rotterdamu, Karola Marksa i Maxa Webera po Francisa Fukuyamę i Samuela Huntingtona - by wyliczyć tylko nazwiska-symbole. Także na naszym polskim gruncie: czymże byłyby wielkie reformy w krytycznych momentach stawiające na nogi państwo, bez Władysława Grabskiego czy Leszka Balcerowicza? Istotą nauki jest bowiem przewodzenie rozwojowi ludzkości. Oczywiście zawsze trwał w niej nurt konserwatywny, nastawiony na negację postępu, twardo trzymający rękę na hamulcu dziejów, do dziś funkcjonują profesorowie odrzucający teorię Darwina. Każdy z nich ma do odegrania ważną rolę "advocatus diaboli", jednak niewielu dostało Nobla.
Górnośląskie odrodzenie, a za nim ruchy emancypacyjne autochtonów są faktem społecznym i politycznym, nikt przy zdrowych zmysłach temu nie przeczy. Dyskusyjnym pozostaje, jak tę wielką społeczną energię zagospodarować. Po raz pierwszy w historii miejscowe środowisko akademickie zareagowało na ten fakt naturalnie, bez politycznych dyrektyw, dzięki czemu otrzymujemy stale odnawianą i solidną porcję wiedzy, analiz i prognoz. Od samych tylko socjologów dostaliśmy już tyle opracowań, że na lata jest się nad czym pochylać. I nie mają tu znaczenia ani pochodzenie, ani polityczne sympatie uczonych. Żaden z tutejszych profesorów socjologii nie jest Ślązakiem, polityczne poglądy lokują od prawa do lewa, lecz żadnemu z nich nie przychodzi do głowy zawracanie Wisły kijem.

Różnią się w sposób naturalny, ale nie do przecenienia jest ich twórcza analiza procesów rozgrywających się na naszych oczach. Podobnie jest w środowisku historyków, gdzie mimo ewidentnych różnic światopoglądowych, margines sporu jest zaskakująco mały, a pokora wobec historycznych faktów wspólna. Autorem najbardziej obrazoburczego poglądu, że powstania śląskie były wojną domową, nie jest bynajmniej żaden z profesorów "kojarzonych", lecz uczony o poglądach endeckich, aktywny członek Ruchu Obywatelskiego Polski Śląsk. Spór o polityczną interpretację górnośląskich dziejów toczy się poza środowiskiem naukowym.

Dlatego nie jestem w stanie pojąć konsekwencji prof. Runge w negacji wszystkiego, co rodzi się w regionalnych ruchach społecznych. Negacji totalnej, niedopuszczającej jakiegokolwiek naruszania odziedziczonego po XX wieku status quo. Zupełnie jakby struktury, w których żyjemy, były zabetonowane raz na zawsze, a każde od nich odstępstwo oznaczało zachwianie równowagi wszechświata. Nie jest tak, Zacny Panie Profesorze, przynajmniej od chwili, gdy za wężowym poduszczeniem Ewa zerwała jabłko i podała Adamowi.

Możesz dowiedzieć się więcej: Zarejestruj się w DZIENNIKZACHODNI.PL/PIANO


*Pamietacie zabawki z PRL? ZOBACZCIE ZDJĘCIA
*Gdzie jeździliśmy kiedyś na weekend? ZOBACZ ZDJĘCIA ARCHIWALNE
*KONKURS FOTOLATO 2012:
Przyślij zdjęcia, zgarnij nagrody!

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!