Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Spacer po ostrzu noża w Teatrze Rozrywki: Rozmowa z aktorem Januszem Krucińskim

Magdalena Nowacka
Magdalena Nowacka
Janusz Kruciński w ostatnim spektaklu "Jekyll & Hyde" w chorzowskim Teatrze Rozrywki.
Janusz Kruciński w ostatnim spektaklu "Jekyll & Hyde" w chorzowskim Teatrze Rozrywki. Artur Wacławek
"Jekyll & Hyde" stał się dla mnie czymś na kształt obrony pracy magisterskiej, powtarzanej bez końca przez 10 lat. Zawsze będę wspominał tę rolę, jako swój wielki życiowy egzamin na płaszczyźnie zawodowej - mówi aktor Janusz Kruciński o ostatnim spektaklu "Jekyll & Hyde" w chorzowskim Teatrze Rozrywki.

Są aktorzy, dla których każda nowa postać, w którą się wcielają, staje się tą ulubioną. Aż do... następnej. Jak jest w pana przypadku?
Prawda leży pośrodku. Faktycznie, każdą nową rolę postrzegam jako wyzwanie, a sprostanie mu to sukces, pokonanie pewnych słabości. Ale są trzy role, w mojej opinii stanowiące ścisły triumwirat. Takie, które zabrały mi kawałek serca i duszy, i na zawsze zostaną mi bliskie. Należą do nich podwójna rola Jekylla i Hyde'a, Jeana Valjeana w "Nędznikach" i Judasza w "Jesus Christ Superstar".

W niedzielę 3 grudnia, na deskach Teatru Rozrywki w Chorzowie, zaprezentowany zostanie musical "Jekyll & Hyde", po raz 99 i ...ostatni. Kreuje pan tam rolę podwójną tytułowego bohatera, o dwóch twarzach, dobrej i złej. Żal, że to już ten ostatni raz? Będzie tęsknota?
Na pewno. Możliwość zagrania tej roli to był trudny sprawdzian. Wcielanie się w tego bohatera jest szalenie eksploatujące dla aktora. I to pod każdym względem. Fizycznie, ponieważ od pierwszej sceny poziom trudności rośnie z każdą kolejną, aż do punktu kulminacyjnego na końcu spektaklu. A tymczasem już na półmetku człowiek czuje się jak po zderzeniu z ciężarówką. Ale po stokroć trudniej jest pod względem psychicznym i emocjonalnym. To spacer po ostrzu noża. Z jednej strony obłęd, a z drugiej... jeszcze gorzej. "Jekyll & Hyde" stał się dla mnie czymś na kształt obrony pracy magisterskiej, powtarzanej bez końca przez 10 lat. Zawsze będę wspominał tę rolę, jako swój wielki życiowy egzamin na płaszczyźnie zawodowej. To jedna strona medalu. Drugą było to, że dzięki tej roli miałem możliwość odnalezienia (bądź spowodowania tego u widzów), swojego drugiego "ja". Takie jest też przesłanie samej noweli Roberta Louisa Stevensona, mówiące o tym, że nikt z nas nie jest ani z gruntu dobry, ani zły. Mamy w sobie pełną paletę szarości. Odkrycie, dogłębne poznanie tej prawdy jest ważne i mnie osobiście wiele dało. W Poznaniu w II połowie października zagraliśmy ostatnie spektakle tego musicalu, zostaję więc podwójnym sierotą i żal jest też podwójny. Duża boleść w sercu, ale cóż, trzeba dalej robić swoje, podejmować kolejne wyzwania. Takim będzie na pewno ponownie wcielanie się w postać Jeana Valjeana, tym razem w łódzkiej inscenizacji "Les Mis". Cieszy mnie to bardzo.

10 lat to sporo, ale musical cały czas cieszył się niesłabnącą popularnością. Widać to nawet teraz, choćby czytając komentarze na portalach społecznościowych. Co najbardziej ma na to wpływ? Aktorzy, muzyka czy sama opowieść?
To wypadkowa różnych czynników, ale trzy są kluczowe. Historia, na postawie której napisano musical jest wciągająca jak narkotyk. Wystarczy sięgnąć do samej legendy jej powstania. Stevenson podobno napisał ją w jedną noc i dał żonie do przeczytania. Ta była tak przerażona, że kazała mu spalić rękopis. Zrobił to, a potem odtworzył z pamięci kopię. Problem poruszony w sztuce jest fundamentalny. Przez wieki zastępy ludzi zastanawiały się nad dwoistością ludzkiej natury, dlaczego ulegamy jasnej czy ciemnej stronie mocy. Drugi czynnik, to fenomenalna muzyka. Kompozycje Franka Wildhorne'a należą do najlepiej operujących emocjami w teatrze muzycznym. Mistrzowski kunszt kompozytora, demoniczny chwilami. Granie muzyką na ludzkich uczuciach na takim poziomie, to pokłosie jakiegoś diabelskiego cyrografu. Trzecia rzecz, to na pewno udział samych aktorów. Kiedy dostajemy materiał, w którym można się aż tak utożsamić z postacią, efekt bywa piorunujący. Wiem, że niektórzy widzowie długo nie mogli sobie poradzić z emocjami, które obudził w nich ten spektakl.

Wiadomo, że każdy spektakl grany na żywo, nawet ten sam, jest za każdym razem inaczej odbierany. Były takie, jeśli chodzi o musical "Jekyll & Hyde", które pan z jakiś powodów zapamiętał ?

Każdy kolejny spektakl był wyzwaniem. Ale oczywiście są wśród nich takie, które mocniej utkwiły mi w pamięci, za sprawą pewnych... nagłych i niepowetowanych braków obsadowych. Pierwszy to ten, w którym przyszło mi zagrać po śmierci znakomitego Jacentego Jędrusika. Pan Jacenty był, nie tylko dla mnie, ogromnym wsparciem przy budowaniu roli, tworzeniu spektaklu. I nagle zabrakło tej pomocnej ręki. Następne dwa, kiedy odeszła nasza znakomita koleżanka Agata Witkowska, a także Edward Skarga. Wiele lat grał mojego majordomusa i cichego przyjaciela. Edward zrezygnował z występów już wcześniej, ze względu na stan zdrowia, ale gdzieś zawsze czuło się jego obecność. Aż do chwili, kiedy naprawdę go zabrakło. To były trzy trudne spektakle. Pamiętam też jeden ze spektakli, z powodów daleko mniej poważnych. Było to w czasie, gdy równocześnie grałem w "Deszczowej piosence" w Teatrze Roma, gdzie na scenie mieliśmy spreparowaną najprawdziwszą ulewę. Stoję na scenie "Rozrywki", przed kurtyną i zaczynam śpiewać najbardziej znany song Jekylla - "To jest ten moment". I nagle w połowie piosenki słyszę, że za mną... pada deszcz. Szok. Zacząłem się zastanawiać, czy to już schizofrenia. Wreszcie zatrzymałem orkiestrę i poszedłem sprawdzić, co się dzieje. Okazało się, że od reflektora zapaliła się kotara, a to uruchomiło deszczownice i alarm pożarowy. Przeprosiłem widzów, rozeszliśmy się do domów, a technika została w wielkim brodziku. Trudno zapomnieć ten pierwszy moment konsternacji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!