Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maksym Drabik: Doping kibiców Sparty słychać aż do wrocławskiego Rynku [WYWIAD]

Dawid Foltyniewicz
Jarosław Pabijan
Maksym Drabik w rozmowie z nami opowiada m.in. o tym, jak motywująco działa na niego doping kibiców Betardu Sparty Wrocław, powrocie do ścigania po kontuzji obojczyka czy swoich wakacjach w Stanach Zjednoczonych.

Na kończącej sezon Gali PGE Ekstraligi odebrałeś Jancarza dla najlepszego młodzieżowca. Lubisz tego typu uroczystości i atmosferę im towarzyszącą?
Moim zdaniem dla zawodników, szefostwa i organizatorów tej gali jest to rewelacyjny czas. Była ona świetnie zorganizowana pod każdym względem i straszliwie mi się podobała. Tego typu wydarzenia są według mnie potrzebne. Na stadionie zawsze pokazujemy się w kevlarach i kaskach, jesteśmy ubrudzeni od stóp do głów. Gala oznacza dla nas wyjątkowy wieczór, w czasie którego możemy założyć garnitur z czerwoną muchą i ślicznie się zaprezentować. Ocena tego wydarzenia to oczywiście kwestia gustu i indywidualnego podejścia, ale mi bardzo się ono podobało.

Przed Tobą jeszcze dwa lata ścigania się w roli młodzieżowca. Złośliwi mogliby powiedzieć, że skoro masz już na koncie tytuł indywidualnego mistrza świata juniorów, trudno będzie Ci się zmotywować. Jakie cele stawiasz zatem przed sobą na najbliższe lata?
Mam oczywiście pewne marzenia. Jeśli nie miałbym celów, do których zmierzam, nie miałbym przyszłościowej motywacji do jazdy na żużlu. Nie chcę mówić o konkretnych planach, bo to mogłoby tworzyć niepotrzebny szum wokół mojej osoby. Do każdych zawodów podchodzę w pełni skoncentrowany i w przyszłym sezonie nic pod tym względem się nie zmieni.

Po finale PGE Ekstraligi na Stadionie Olimpijskim mówiłeś, że fakt, iż wróciłeś do ścigania, nie oznacza, że Twoją rehabilitację kontuzjowanego obojczyka można uznać za zakończoną. Wciąż odczuwasz skutki urazu?
Mogę przyznać, że w porównaniu do tego, co odczuwałem tuż po powrocie na tor, teraz z moim obojczykiem jest znacznie lepiej. Do rywalizacji wracałem nadal ze złamaniem. Obojczyk nie był w stu proc. gotowy i zespolony. Delikatnie walczyłem wówczas z bólem i pewnym dyskomfortem, zarówno na torze, jak i poza nim. Na tę chwilę z moim zdrowiem jest natomiast wszystko w porządku, a obojczyk jest w pełni zagojony. Rehabilitację mogę zatem teoretycznie uznać za zakończoną, więc przede mną wyłącznie zimowe przygotowania do kolejnego sezonu. Szczerze mówiąc, nie mogę się doczekać początku rozgrywek, bo zdążyłem zatęsknić już za ściganiem.

Tuż po odniesieniu kontuzji mogłeś liczyć na wsparcie najbliższych i szefostwa Betardu Sparty?
Jak najbardziej. Usłyszałem wiele ciepłych słów płynących z klubu - od sztabu szkoleniowego i szefostwa, za co serdecznie im dziękuję. Cały czas miałem blisko swoich najbliższych przyjaciół i rodzinkę, którzy umilali mi ten czas, jak tylko mogli. Jak i oczywiście kibice, którzy bardzo wspierali mnie w tamtym czasie. Nie po raz pierwszy wszyscy pokazali, jak wielkie mają serca. Bardzo to doceniam.

Jesteś usatysfakcjonowany ze swojej współpracy z poznańską kliniką Rehasport?
Po raz kolejny miałem okazję korzystać z ich usług i mogę wypowiadać się o Rehasporcie tylko w superlatywach. Mam jednak nadzieję, że kolejnej wizyty dotyczącej kwestii zdrowotnych nie będzie, a będę tam wpadał wyłącznie przywitać się i wypić kawę. Zdecydowanie mogę polecić tę klinikę. Byłem tam rehabilitowany przed rokiem, jak i w tym sezonie. Cały sztab Rehasportu, mój fizjoterapeuta, jak i Pan Doktor (rozmówca poprosił o użycie formy grzecznościowej - przyp. red.) wykonali świetną pracę. Podejrzewam, że bez ich opieki w klinice i późniejszej rehabilitacji mój powrót na tor w tym sezonie nie byłby możliwy.

Było Ci łatwo usiedzieć spokojnie na jednym miejscu, będąc świadomym, że Twoi koledzy z Betardu Sparty walczą bez Ciebie w fazie play-off PGE Ekstraligi?
Nie było to oczywiście łatwe. Zawodnikowi, który nie uczestniczy w walce o medale, często towarzyszą różne myśli, nie inaczej było w moim przypadku. Cieszę się, że otaczałem się wówczas odpowiednimi osobami, które stale motywowały mnie i mówiły, że mój powrót na tor jest na wyciągnięcie ręki. Mocno się wtedy zaparłem i powiedziałem sobie, że byłbym nad wyraz nieszczęśliwy, gdyby nie udało mi się wrócić. Ciężko pracowałem całą ubiegłoroczną zimę i ostatni sezon z moim teamem, mechanikami i tunerami, dlatego nie mogłem ot tak odpuścić sobie końcówki sezonu.

W finale Drużynowych Mistrzostw Polski na Stadionie Olimpijskim byłeś bez wątpienia najjaśniejszym punktem Betardu Sparty. Po zawodach na Twojej twarzy można było dostrzec mały uśmiech. Odczuwasz jednak pewien niedosyt po zdobyciu wicemistrzostwa?
Myślę, że każdy, kto jedzie w finale, myśli tylko o złocie. W tej chwili to tylko gdybanie i wróżenie z kuli, ale byliśmy wówczas naprawdę bardzo blisko mistrzostwa. Spotkanie z Unią Leszno było bardzo emocjonujące, praktycznie do samego końca. Z chłopakami z drużyny zrobiliśmy natomiast wszystko, na co było nas stać. Wielka szkoda, że nie udało nam się sięgnąć po złoto. Byłby to naprawdę wymarzony wieczór. Srebro także nas jednak cieszy, a przed sezonem zapewne wzięlibyśmy ten wynik w ciemno.

Dyrektor sportowy WTS-u Krzysztof Gałańdziuk swego czasu powiedział mi, że kibice być może nie zdają sobie z tego sprawy, ale akustyka na Stadionie Olimpijskim jest rewelacyjna i w parku maszyn dobrze słychać niemal każdy głośniejszy okrzyk kibiców. Potwierdzisz jego słowa?
Oczywiście i trudno opisać to słowami. Na Olimpijski po prostu trzeba przyjść i aktywnie uczestniczyć w jakichkolwiek zawodach. Kibice to szalenie istotna część ligowych meczów. Bez nich w ogóle nie byłoby klimatu i emocji, które fundują nam w każdym meczu, dlatego jako zawodnicy zawsze staramy się odwdzięczyć za ich doping skuteczną jazdą. Przy głośnym dopingu kibiców Sparty - którego pogłos niesie się zapewne aż do wrocławskiego Rynku - moja motywacja z biegu na bieg jest coraz większa. Dzięki temu zawsze z uśmiechem mogę wyjeżdżać na nasz domowy tor. Pierwszy sezon na zmodernizowanym Stadionie Olimpijskim wspominam bardzo pozytywnie i będę o nim pamiętać jeszcze bardzo długo.

Jakie wydarzenie związane z Olimpijskim najbardziej utkwiło Ci w pamięci? Wielu kibiców pamięta zapewne płonący pod Tobą motocykl...
Wybranie jednego wyjątkowego wspomnienia jest naprawdę trudne i chyba nie podejmę się tego zadania. Myślę jednak, że wszystkie moje tegoroczne występy we Wrocławiu miały jakiś mały niuans, który był dla mnie charakterystyczny. Oczywiście nie obyło się bez wszelkiego rodzaju atrakcji, jak chociażby wspomniany już motocykl w ogniu. Było wiele uśmiechów, smutku... Można powiedzieć, że na Olimpijskim zaznałem każdego rodzaju emocji. W swojej krótkiej przygodzie z żużlem nie odjechałem zbyt wielu sezonów, ale ten nad wyraz mi się podobał.

Okienko transferowe się zakończyło, a do Betardu Sparty dołączyło dwóch nowych zawodników - Gleb Czugunow i Max Fricke. Jak oceniasz ich potencjał i co według Ciebie mogą wnieść do zespołu, zważając na fakt, że obaj są wciąż bardzo młodymi żużlowcami?
Jestem świadomy, że w tym okresie jest to poniekąd Twoje obowiązkowe pytanie (śmiech). Ocena skali ich talentu nie należy jednak do mnie, bo sam nie jestem profesorem żużla. Cieszę się jednak, że w zespole pojawiają się nowe twarze. Chłopaki mogą wnieść do drużyny swoje charaktery, co zawsze wpływa na urozmaicenie naszej ekipy.

Z Betardem Spartą w ostatnich dniach pożegnał się kapitan Tomasz Jędrzejak. Jak wspominasz wasze wspólne występy we wrocławskim klubie?
Mój father (Sławomir Drabik - przyp. red.) bardzo dobrze go zna. Tomek to świetny człowiek - na torze, jak i poza nim. Można o nim powiedzieć, że jest ikoną Sparty i idealnym odzwierciedleniem w rzeczywistości słowa kapitan. W klubie zawsze mogłem liczyć na jego pomoc. W bardzo umiejętny sposób sklejał naszą ekipę, więc będę za nim tęsknił, jak i cała Sparta.

Po sezonie wybrałeś się na wakacje do Stanów Zjednoczonych. Jakie wrażenia wywarł na Tobie pobyt w tym kraju i - co równie ważne - czy udało Ci się dobrze wypocząć?
Wypoczynek i relaks zdecydowanie były podstawą mojego wyjazdu. Mam także zresetowaną głowę po wszelakich problemach z tego roku. Stany chciałem odwiedzić już bardzo dawno temu. Uważam, że jest to miejsce warte zobaczenia i świetnie się tam bawiłem. Miałem naprawdę wiele atrakcji. Byłem w San Francisco, Los Angeles, pod napisem Hollywood... Zobaczyłem wiele rozpoznawalnych miejsc, które wywołują zainteresowanie turystów. Ameryka to po prostu zupełnie inny świat niż Polska. Inna mentalność ludzi, zachowania, tradycje. Jeśli ktoś kiedykolwiek był w Stanach i spędził tam przynajmniej kilkanaście dni, doskonale wie, o czym w tej chwili mówię. Trzeba tam po prostu być i to przeżyć. Słowami w pełni nie da się tego opisać.

Jak wyglądają zatem Twoje plany na najbliższe miesiące, przed początkiem nowego sezonu?
Na tę chwilę wciąż skupiam się na małym relaksie, choć myślami jestem już na treningach. W przyszłym miesiącu zaczynamy treningi (7 grudnia - przyp. red.) z chłopakami z Betardu Sparty pod okiem Mariusza Cieślińskiego, który na pewno nie pozwoli nam na chwilę głębszego oddechu. Teraz jednak cieszę się ostatnimi dniami totalnego relaksu.

W trakcie sezonu przerwę od ligowych rozgrywek wykorzystałeś na wyjazd na Open'era wraz z Maciejem Janowskim i Piotrem Pawlickim. Mogłeś tam usłyszeć wykonawców bliskich Twojemu muzycznemu gustowi?
Mogę przyznać, że z Maćkiem mamy zajawkę na podobną muzykę i bujamy się w tym samym klimacie. Na festiwalu strasznie nam się podobało. Open'er charakteryzuje się bardzo zróżnicowaną muzyką, goszczeniem wielu ciekawych artystów. Warto było wybrać się do Gdyni na kilka dni, bo wracałem stamtąd ze wspaniałymi wspomnieniami. W pamięci utkwili mi m.in. Holak, Daria Zawiałow czy kilku innych niszowych artystów. Niestety niszowych. Grają wpadającą w ucho muzykę, a patrząc na polską scenę muzyczną, nie są chyba doceniani tak, jak na to zasługują. Pozostaje mi jednak polecić wszystkim wyjazd na Open'era, bo moim zdaniem jest to gwarancja ciekawych przeżyć.

W czasie naszej rozmowy powiedziałeś, że tęsknisz już za ściganiem. Z jakimi oczekiwaniami przystępujesz zatem do sezonu 2018?
W naszym sporcie wszystko trzeba sobie umiejętnie dawkować - odpowiednią ilość czasu poświęcać na odpoczynek i ściganie. Każdy sezon jest na swój sposób niepowtarzalny, każdy to nowe wyzwania. Nadal muszę uczyć się żużla. Z każdym rokiem poznaję natomiast masę wspaniałych osób, którzy uczą mnie życia. Swojej mentalności i teamu nie zamierzam zmieniać, bo na tę chwilę wszystko dobrze funkcjonuje. Mam pewne cele i mam taką nadzieję, iż za kilka lat będę mógł powiedzieć, że je spełniłem. Nie zamierzam jednak się nimi chwalić. Nie ma co zapeszać.

65. Plebiscyt na Najlepszego Sportowca i Trenera Roku

NASZ PLEBISCYT 2017 NA FACEBOOKU - dołącz do wydarzenia i bądź na bieżąco!

* Plebiscyt na Sportowca i Trenera Roku 2017 - GŁOSOWANIE (AKTUALNE WYNIKI)
* Najpopularniejsi sportowcy, trenerzy i drużyny - nominuj kandydatów do nagrody!
* Z historii plebiscytu, czyli od Popiela do Małachowskiego ZDJĘCIA

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Maksym Drabik: Doping kibiców Sparty słychać aż do wrocławskiego Rynku [WYWIAD] - Gazeta Wrocławska