Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łukasz Piszczek: Mój dom jest w Goczałkowicach

Sebastian Staszewski
Łukasz Piszczek znakomicie zagrał w wygranym 3:0 meczu Polski z Rumunią w Bukareszcie w eliminacjach mistrzostw świata
Łukasz Piszczek znakomicie zagrał w wygranym 3:0 meczu Polski z Rumunią w Bukareszcie w eliminacjach mistrzostw świata Fot.BARTEK SYTA
Karierę chcę zakończyć w Borussii Dortmund. A później wrócę do Polski - mówi obrońca reprezentacji

Gdzie dziś jest pana dom?
Zawsze będzie w Goczałkowicach.

A więc tam?
Żona pochodzi z Zabrza, tam się zresztą poznaliśmy. Do Zabrza wyjechałem jako dziecko. Miałem 14 lat, zamieszkałem w internacie Gwarka. W tym mieście mamy przyjaciół, mieszkanie. Dziś to nasze miejsce.

Sądziłem, że powie pan Dortmund.
W Dortmundzie mieszkam od siedmiu lat i czuję się tu znakomicie. Ale z Ewą podjęliśmy już decyzję, że po zakończeniu mojej kariery wrócimy do Polski.

Borussia to klub, w którym zakończy pan karierę?
Mam taką nadzieję. Chyba, że mnie pogonią! (śmiech) Robię wszystko, aby utrzymać poziom, który pozwoli mi na grę w Bundeslidze. Na razie zostaję w Dortmundzie do końca sezonu. I może jeszcze na dwa kolejne lata… A później? Nie wykluczam ewentualnej współpracy z BVB. Już po karierze.

A może zostanie pan „Prezesem” Łukaszem Piszczkiem, jak tytułują pana koledzy z Goczałkowic?
Jakiś pomysł na siebie już mam. Wiem, w którym kierunku to wszystko ma iść.

Trener?
Nie.

Menedżer?
Też nie. Mam grono zaufanych ludzi, którzy pomagają mi w tym, abym po karierze się nie nudził. Przyjaźnię się z Arturem Wichniarkiem, który opowiadał mi, jak trudno odnaleźć się w życiu po piłce. Dlatego pomagam klubowi, w którym zaczynałem - LKS Goczałkowice. Zajmuję się różnymi sprawami administracyjnymi. To pewnego rodzaju wprawka. Kilka lat temu nie wyobrażałem sobie samodzielnego ogarniania takich tematów. Ale zmieniłem się. Już nie dzwonię po pomoc, tylko sam staram się rozwiązywać kłopoty. Korzystam z możliwości nauki, bo wiem, że to będzie mój kapitał.

Ma pan wrażenie, że to, co najlepsze w pana karierze, już było?
Jestem dziś zdecydowanie innym zawodnikiem. Szczególnie innym, niż przed kontuzją biodra. Mam świadomość, że nie będę już grał tak, jak przed operacją. Przede wszystkim gram inaczej. Nie rozpaczam też nad sobą. To, co wydarzyło się po urazie, pozwoliło mi dojrzeć.
W jaki sposób?
Grając dobrze, przyzwyczajasz ludzi do wysokiego poziomu. Później przychodzi uraz; leczysz się, a kibice, i w sumie ty sam także, oczekujecie, że szybko wrócisz i znów będziesz mocny. A to przecież nierealne. Organizmu nie oszukasz. W 2013 r. zagrałem w finale Ligi Mistrzów. Chwilę później trafiłem na stół operacyjny. Wtedy wiele rzeczy mi uciekło. Ale podniosłem się, wróciłem. Odzyskałem miejsce w składzie Borussii nie dzięki nazwisku, ale dzięki pracy. Siedząc na ławce, dostrzegłem też wiele niuansów.

W rozmowach z panem często przewija się wątek wewnętrznej przemiany. Jak duży wpływ na to ma pana współpraca z psychologiem?
Od półtora roku pomaga mi Kamil Wódka. Był okres, gdy naprawdę miałem dość piłki nożnej. Przez wiele lat nazbierała się we mnie masa złych myśli, frustracji, których nie potrafiłem z siebie wyrzucić. Kamil pomógł mi z tego wyjść. Pokazał mi techniki, dzięki którym w końcu ulżyło mojej głowie.

Lucien Favre - to człowiek, któremu w piłce zawdzięcza pan najwięcej?
Od każdego trenera coś dostałem. Ale bez dwóch zdań to Favre był pierwszym człowiekiem, który wymyślił Piszczka na prawej obronie. Ja wtedy nie dopuszczałem do siebie myśli, że to może wypalić. Ale zostałem postawiony przed faktem dokonanym. Kiedy pojawił się temat transferu z Herthy do Bo-russii, trener Klopp jasno dał mi do zrozumienia, że widzi mnie w defensywie. Znał moje rozterki, coś wspominał o ewentualnej grze w pomocy, ale sam musiałem zdecydować. I postawiłem na tę prawą obronę. To była jedna z najlepszych decyzji w moim życiu. Nie byłoby jej bez trenera Favre.

Miał pan potencjał, aby być tak dobrym pomocnikiem, jak obrońcą?
Nie, zdecydowanie nie…
Brakowało umiejętności?
W juniorach byłem…

Kozakiem?
Mógłbym tak powiedzieć, choć skromność mi nie pozwala. Na piłkę seniorską się to jednak nie przełożyło. W Goczałkowicach po boisku biegali „starzy”. Ja byłem młody, czasem dobierali mnie do składu i pozwalali pograć. Ale na obronie. I już tamci piłkarze mówili, że chcieli mnie w drużynie, bo dawałem z tyłu spokój. Widocznie coś z obrońcy było we mnie już wtedy.

Pana tata Kazimierz opowiadał mi, że przeszedł pan identyczną drogę, co on - od napastnika do obrońcy. Może dostał pan to w genach?
Tata grał w napadzie, zdobywał dużo bramek, ale z wiekiem zaczął cofać się do tyłu. Pamiętam mecz w którym nasz LKS przegrywał. Tata, jako stoper, ruszył do przodu, strzelił gola. Uderzył lewą nogą, trafił w samo okienko! To zabawne, że ojciec i syn przebyli podobną ścieżkę. Dlatego po zakończeniu kariery może też pogram w LKS-ie? Tak dla przyjemności.

W świecie futbolu przyjaźń to coś wyjątkowego?
Różnie z tym bywa. Na kadrze na przykład kumplują się ze sobą Kamilowie, Glik i Grosicki. Często jednak przyjaźń, czy koleżeństwo, przegrywa z próbą czasu bądź odległości. My z Kubą Błaszczykowskim spotkaliśmy się w Zabrzu, choć wtedy byliśmy tylko kolegami. Przyjaźń zrodziła się dopiero w Niemczech. Spędziliśmy razem dużo czasu, poznaliśmy się nawzajem. A to, że Kuba gra w Wolfsburgu niczego nie zmieniło i nie zmienia.

Jak określiłby pan swoje relacje z Robertem Lewandowskim?
Bardzo poprawne.

Polepszyły się w ostatnim roku?
Nigdy nie było między nami zatargów. Raczej niedomówienia. Każdy z nas obrał sobie swoją drogę i tyle. Dziś moje kontakty z Robertem są dobre. Bardzo szanuję to, co osiągnął w sporcie i poza nim. Długo w Polsce nie będzie piłkarza, który zrobi tyle, co Robert i do tego na takim poziomie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!