Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Botoks dla 8-latki, czyli jak z dziecka zrobić seksbombę

Elżbieta Sobańska
Emma Goad z amerykańskiego miasta Bradford właśnie została okrzyknięta Małą Miss. Tym samym trafiła w poczet  wielu kilkuletnich "królowych piękności"
Emma Goad z amerykańskiego miasta Bradford właśnie została okrzyknięta Małą Miss. Tym samym trafiła w poczet wielu kilkuletnich "królowych piękności" Samuel Peebles
Kim są dla nas nasze dzieci? Najpiękniejszym darem od życia? Cudem? Niestety, niektórzy rodzice traktują swoje pociechy jako szansę na stworzenie lepszej wersji siebie. Zaczyna się od licytacji z innymi rodzicami o to, które dziecko jest ładniejsze, mądrzejsze. A kończy się... właśnie, gdzie jest granica?

Czasem boli, ale przyzwyczaiłam się do tego - tak Britney Campbell opowiadała o tym, jak jej mama, Kerry, wstrzykiwała jej botoks. Dziewczynka ma zaledwie 8 lat.

Jej historia niedawno wstrząsnęła całą Ameryką. Dziennikarze prosili kilkulatkę, aby wskazała, gdzie matka wstrzykiwała jej substancję. Amerykanie oglądali, jak ośmiolatka kręcąc się na krześle podczas wywiadu telewizyjnego, zdradziła też, że mama kazała jej depilować nogi woskiem.
- To było super, super trudne do zniesienia - opowiadała mała Britney. - Mimo to uważam, że nie jest to eleganckie, aby kobieta miała włosy na nogach.

Britney przyznała jednak, że już tego nie zrobi, przynajmniej na razie - dodała po chwili. Wyznanie było na tyle szokujące, że sprawą od razu zainteresowały się m.in. służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo dzieci (Child Protective Services). Zaczęto badać sprawę, w tym także i to, jak matka mogła samodzielnie wykonywać taki zabieg i czy konsultowano to z pediatrą zajmującym się jej córką. W końcu zdecydowano się odebrać dziecko matce.

Dla dobra córki?
Ta wcześniej przyznała, że robiła to dla dobra córki i była przekonana, że nie wyrządza jej tym żadnej szkody. Jak dodawała, dziewczynka sama ją o to poprosiła. Miało jej to pomóc w startowaniu w dziecięcych konkursach piękności, które cieszą się olbrzymią popularnością w USA. Zresztą, jak zaznaczyła, stosowanie tego środka to nic nadzwyczajnego: To taki mały sekret, który dzielą mamy kilkulatek startujących w konkursach piękności - wyznała Kerry Campbell.

Wtedy ostro zaprotestowali trenerzy przygotowujący dzieci do udziału w konkursach, zaznaczając, że nic takiego nie ma prawa się zdarzyć, a jeśli Kerry Campbell tak robiła, to tylko na swoją odpowiedzialność. Rozpętała się medialna burza. Ośmioletnia Britney, o niepozornej urodzie i lekkiej nadwadze, uśmiechała się promiennie do kamer. Obok niej była jej mama, która przyglądała się jej nie tyle z aprobatą, co ukontentowaniem.
Skrucha matki
Zszokowani wydawali się być tylko dziennikarze i reszta Ameryki. Posypały się ostre słowa pod adresem Kerry: "Takie mamy to najlepszy dowód na to, dlaczego dzieci mają pokręcone pojęcie piękna i kończą jako egoistyczne, złośliwe istotki, z którymi nikt nie chce się zadawać. Po co w ogóle mamy konkursy piękności dla dzieci i niemowląt? To tylko zabawa dla matek, które nie mają nic z życia",

"To okrutne mówić dziecku, że nie jest piękne ze względu na wygląd, status czy pochodzenie. Dzieci nie potrzebują botoksu, by wyglądać ładniej, bo dopiero rozwijają się i nikt nie wie, jak będą wyglądać później. O wstrzykiwaniu sobie botoksu mogą decydować tylko dorośli. To straszne, że dzisiaj społeczeństwo próbuje z dzieci zrobić dorosłych poprzez makijaż, stroje", "No i dobrze, że odebrali małą matce. Z nią było coś nie po kolei. Przecież tak matka mogła zafundować jej emocjonalne pobojowisko w głowie".

Pojawiły się nawet przypuszczenia, że Kerry Campbell wymyśliła całą historię, bo sama chciała zostać sławna i w tym celu posłużyła się swoją córką. Ale to sprawia, że zdarzenie jest nie mniej odpychające. Kiedy sprawa osiągnęła apogeum, matka ośmiolatki przyznała: "Nie potrafię wyrazić słowami wyrzutów sumienia, jakie odczuwam. Zamierzam poddać się terapii w związku z moją obsesją odnośnie wyglądu i nie będę już przekładać swoich lęków na córkę. Naprawdę wierzyłam, że jej pomagam. Żałuję tego i zrobię wszystko, żeby odzyskać córkę. To, co zrobiłam, było niewybaczalne i wiem teraz, że się myliłam".
Presja urody
Ale jedno takie wyznanie skruchy nie zatrzyma ogromnej machiny dziecięcych konkursów piękności, która prze naprzód przez różne amerykańskie stany. To wielki biznes, z którego korzyści czerpie wiele osób. Zarabiają na nim nie tylko organizatorzy, ale także zakłady szyjące stroje (a te są niekiedy warte sporo), firmy zajmujące się szkoleniem przyszłej "małej miss" lub osobiści trenerzy, którzy mają zagwarantować kilkulatce koronę.

- To jest stylizowanie dzieci, rodzice w ten sposób realizują swoje niezaspokojone potrzeby. Współczesne czasy pozwalają na to, aby rodzice kreowali swoje pociechy na wzór swoich niedoścignionych ideałów - mówi psycholog Violetta Nowacka. - A to jest nic innego jak rodzaj psychicznego maltretowania, gdzie wpaja się kilku-latkom, że najważniejsze jest bycie ładną. I potem te dzieci kierują się takimi wartościami. Ale z czasem się zestarzeją i dopiero zacznie się dramat, bo co one mają do zaoferowania poza wyglądem?

Ale kiedy kilkulatka dostaje wymarzoną koronę i szarfę, zdaje się nie pamiętać nużących lekcji dygania czy chodzenia po wybiegu albo przymiarek kreacji. Staje się księżniczką. Tylko ile prawdy jest w tej kruszynce, która wdzięczy się do jurorów?

Tapirowane włosy zapięte są w finezyjny kok, na twarzy makijaż, którego nie powstydziłaby się wzięta modelka, a uśmiech olśniewa bielą, choć przeważnie są to sztuczne zęby zakrywające mleczaki, które wypadają rosnącej dziewczynce. Tego nie można pokazać. Na scenie pojawiają się nawet dwulatki w pełnym makijażu, chociaż z ledwością utrzymują się na nogach. Ba! W konkursach startują już niemowlęta…

- A mimo to uczy się dzieci, aby patrzyły na świat przez pryzmat wyglądu. To samo dotyczy wbijania im do głowy, że liczą się tylko pieniądze i inne dobra materialne albo kariera, co potem staje się dla nich największą wartością - zauważa psycholog. - Ale gdy to tracimy, to nie mamy już nic w zamian. To znak naszych czasów i zamiłowania do konsumpcyjnego stylu życia.
Wyścig po sukces
Takich konkursów jeszcze w Polsce nie ma, co nie oznacza, że w ogóle nie są organizowane. Tu i ówdzie odbywają się pokazy małych miss i misterów. Może nie chodzą wymalowani, ale paradują przed komisją i widzami, z reguły zadowolonymi rodzicami. Część kilkulatków zapewne do końca nawet nie wie, o co w tej "zabawie" chodzi. A widzowie? Niech wybierają, głosują SMS-ami.

Kilka lat temu jedenastoletnia Janka zdobyła w Egipcie tytuł dziecięcej miss świata. To już nie była zabawa, ale efekt ciężkiej, kilkuletniej pracy i starań rodziców. Dziewczynka przyznawała w wywiadach, że ma już tego trochę dosyć: chodziła na balet, skończyła profesjonalny kurs dla modelek, brała udział w zajęciach teatralnych. Rodzice planowali, że zostanie aktorką. I takich marzeń wiszących jak miecz Demoklesa nad kroczącymi po wybiegach dzieciakami jest wiele. Niech będzie aktorką, piosenkarką, modelką. Niech odniesie sukces…

Gdy rodzice nie chwalą…
Nie wiadomo, w którym miejscu ten pęd może wygasnąć, ale wiadomo, gdzie się zaczyna. Najpierw jest niewinne porównywanie swoich pociech z innymi, niemal licytowanie się, które jest lepsze. Jeśli tylko to możliwe, Zosia czy Marek musi mieć najlepsze stroje, zabawki, szkoły…

- Czasami widzę, jak matki nawet w kościele chodzą za dziećmi, które rozrabiają podczas mszy, a one rozglądają się tylko, czy ktoś na nie patrzy - mówi Agnieszka Tomaszewska. - A na ich twarzach widać jedynie zadowolenie. Bo przecież ich dzieci są takie urocze.
To zauroczenie czasem nie mija. Może dlatego taką popularnością cieszą się programy, w których nastoletnie dzieci wymuszają na swoich rodzicach zorganizowanie wspaniałych i drogich urodzin dla kilku setek najbliższych przyjaciół. Muszą też koniecznie dostać drogi prezent, najlepiej samochód. Show "My Super Sweet 16" zza Oceanu doczekało się polskiego odpowiednika, tyle że u nas bawią się tak osiemnastolatki. A pozostałe dzieci oglądają i wzorują się. Trudno dzisiaj powstrzymać trzynastolatkę, aby nie malowała sobie paznokci czy ust. Bluzka z odkrytym brzuchem? Czemu nie… Też założy.

- Nie sądzę, że należy całkowicie karcić nastolatki za to, że np. malują się, to ogólny trend, zgodnie z którym nastolatki czują potrzebę przyglądania się swojemu ciału. Obecne pokolenie potrzebuje więcej swobody. Tak to już jest, że kolejne pokolenia rozwijają się znacznie szybciej. Jednak część rodziców pozwala na zbyt dużą swobodę: są zalatani, ciągle w pracy, nie mają czasu dla dzieci - uważa Violetta Nowacka. - Następuje rozwiązanie kontaktów emocjonalnych, dlatego dzieci zajmują się tzw. przyjemnymi rzeczami, jak właśnie malowanie, a co za tym idzie, komplementy i pochwały, czyli coś, czego nie otrzymują od rodziców.

Czy można to zmienić? Rodzice powinni być świadomymi opiekunami, muszą starać się reagować na potrzeby rozwojowe swoich dzieci.

- Niech czytają książki na ten temat, rozmawiają z fachowcami. Tyle że trzeba o tym pamiętać, kiedy dziecko przychodzi na świat. Kiedy jest za późno, rodzice straszą, nakazują, ale to już nic nie zmieni - zaznacza psycholog.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!