Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Teczka na burmistrza Żywca

Aldona Minorczyk-Cichy, Marianna Lach
Antoni Szlagor
Antoni Szlagor fot. arc
129 osób w województwie śląskim nie złożyło oświadczeń lustracyjnych, mimo że miało taki obowiązek. To radni miejscy i powiatowi oraz osoby pełniące funkcje publiczne. W tej grupie znajduje się także Antoni Szlagor, burmistrz Żywca. Nie poniesie odpowiedzialności karnej, bo we wrześniu 2007 roku Trybunał Konstytucyjny uznał, że wystarczającą karą jest społeczne potępienie.

Czy wszystkie te osoby mają coś do ukrycia? My sprawdziliśmy w archiwach IPN-u dokumenty dotyczące burmistrza Żywca. Wynika z nich, że w latach 1971-74 współpracował z SB jako TW "Paweł Góral". Studiował wtedy na AGH w Krakowie. W raporcie sporządzonym przez mł. chor. Grzegorza Urbańskiego, inspektora Wydziału III KW MO w Bielsku Białej, czytamy: "Pozyskany był na zasadzie miesięcznego wynagrodzenia, w tym czasie 300 zł. Był zdolnym studentem, prowadził rozpoznanie operacyjne w ośrodku duszpasterstwa akademickiego".

- To nieprawda. Nie byłem agentem - denerwuje się Antoni Szlagor.- Pierwsze oświadczenie lustracyjne złożyłem. Drugiego nie, bo IPN odmawia mi dostępu do moich akt - dodaje. Zarzuca IPN-owi złą wolę i chęć ukrycia prawdy.

Zdaniem naczelnik Oddziałowego Biura Udostępniania i Archiwizacji Dokumentów IPN w Katowicach, Renaty Dziechciarz, burmistrz wystąpił o akta z niewłaściwego paragrafu. Drugi - prawidłowy - wniosek czeka na realizację. Ta się opóźnia, bo Szlagor się odwołuje. Dlatego oryginały jego akt trafiły m.in. do prezesa IPN w Warszawie. Gdy wrócą do Katowic, otrzyma je. Jednak nie w całości. Jako uznany przez SB za TW będzie miał dostęp ograniczony.

Wojewoda śląski, Zygmunt Łukaszczyk, uważa, że ustawa lustracyjna jest wadliwa: - Brakuje sankcji dla osób, które mimo obowiązku nie złożyły oświadczeń lustracyjnych. W związku z tym rodzą się podejrzenia, że mają coś do ukrycia. Jeśli są w zgodzie ze swoim sumieniem powinny dopełnić formalności.
Teczka Antoniego Szlagora, obecnego burmistrza Żywca to zaledwie około 30 stron. Zdaniem historyków akta były znacznie obszerniejsze, ale w latach 90 zostały zniszczone. Chodzi o część dokumentów z Krakowa, gdzie rzekomo Szlagor jako TW "Paweł Góral" miał inwigilować w latach 70. krakowskie akademickie środowisko duszpasterskie. On temu stanowczo zaprzecza. Twierdzi, że jeśli był agentem, to podwójnym. I że ojczyzna ma u niego za to dług. Porównuje się do zamordowanego przez SB krakowskiego studenta Stanisława Pyjasa.

Sprawa prawdopodobnie zakończy się w sądzie. Burmistrz do współpracy się nie przyznaje. 11 maja 2007 roku złożył pierwsze oświadczenie lustracyjne. Tak przynajmniej zapewnia. Mówi też, że poinformował w nim: "nie współpracowałem". Ustawa lustracyjna została jednak przez Trybunał Konstytucyjny zakwestionowana. W tym wzór samych oświadczeń. To zaś oznaczało, że Szlagor, jak i wszystkie inne osoby publiczne (wymienione w przepisach) do końca lutego taki dokument powinny ponownie wypełnić i przesłać do urzędu wojewódzkiego. Stamtąd oświadczenie miało trafić do IPN-u w Warszawie. Nie trafiło. Czy powodem była współpraca ze służbami bezpieczeństwa? On zaprzecza, a dokumenty potwierdzają. Gdzie leży prawda?

Co groziłoby burmistrzowi Żywca, gdyby skłamał w oświadczeniu lustracyjnym?
- Jeszcze nie badaliśmy wnikliwie akt pana Szlagora. To kwestia tego, co w nich jest. Jeśli wynika z nich, że współpracował, byłoby to kłamstwo lustracyjne i za to odpowiadałby przed sądem. Prawomocne wyroki w takich sprawach stwierdzają zakaz pełnienia funkcji publicznych od 3 do 10 lat - wyjaśnia prok. Andrzej Majcher, naczelnik Biura Lustracyjnego katowickiego IPN. Wśród dokumentów zachowanych w archiwach IPN-u, do których dotarł DZ, nie ma ani jednego z podpisem Szlagora.

- To ma drugorzędne znaczenie procesowe. Przede wszystkim w takim procesie chodziłoby o udowodnienie, że był tajnym współpracownikiem. Jednak akta to bardzo mocny dowód - dodaje Majcher.

Antoni Szlagor, jak wynika z akt znajdujących się w IPN-ie, został zwerbowany 20 maja 1971 roku przez pracowników Wydziału IV Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej w Krakowie. Nadano mu pseudonim "Paweł Góral" i zarejestrowano pod numerem 10358/71. Według dokumentów był czynnym tajnym współpracownikiem aż do 25 marca 1974 roku. W tym czasie wypłacano mu co miesiąc po 300 zł (wówczas to było około 1/5 nauczycielskiej pensji).

W aktach IPN-u czytamy, że Szlagor studiował w tych latach w Akademii Górniczo-Hutniczej. Był mocno związany z duszpasterstwem akademickim. Ze współpracy został wyeliminowany z powodu "nadużywania przez niego alkoholu, złego zachowania w środowisku studenckim, awanturowania się". Służby obawiały się, że dojdzie do dekonspiracji.

Jakie informacje zbierał i na kogo donosił?
- Wydział IV zajmował się inwigilacją kościoła, środowisk duszpasterskich - wyjaśnia Jarosław Roś z katowickiego IPN-u.

Z tego okresu współpracy "Pawła Górala" ze służbami PRL-u w IPN-ie nie zachowały się żadne dokumenty. Zostały prawdopodobnie zniszczone w latach 90. Znamy je z raportu napisanego przez mł. chor. Grzegorza Urbańskiego, inspektora Wydziału III KWMO w Bielsku Białej. Pochodzi on z 1983 roku. Powstał, bo służby doceniały wcześniejszą kilkuletnią współpracę ze Szlagorem i próbowały go ponownie pozyskać. Dlatego akta krakowskie (teczka personalna nr 40752/I) trafiły do komendy milicji w Bielsku Białej. A konkretnie do Wydziału III, który zajmował się inwigilacją środowisk opozycyjnych, twórczych i inteligenckich.

Z raportu Urbańskiego dowiadujemy się o szczegółach ówczesnego życia Szlagora. O tym, że był gorliwym praktykującym, katolikiem. W szkole podstawowej - ministrantem, potem podczas studiów w AGH działał w środowiskach duszpasterstwa akademickiego przy kościele ojców jezuitów w Krakowie.

W raporcie Urbańskiego czytamy o Szlagorze: "Walory osobiste: energiczny, łatwo nawiązuje znajomości, potrafi wzbudzić do siebie zaufanie, lubi napoje alkoholowe, ale w mierze. Opracowywany był przez RSB-Żywiec. Charakterystyka - pozyskany był na zasadzie miesięcznego wynagrodzenia w tym czasie 300 zł. Był zdolnym studentem, prowadził rozpoznanie operacyjne w ośrodku duszpasterstwa akademickiego. Był opanowany, umiał znaleźć zawsze sensowne i jedyne możliwe wyjście. Jest jednostką nie pozbawioną humoru, ale zbyt pewną siebie, skłonność do fantazjowania. Pod względem moralnym prowadził się dobrze, ale niestety nadużywał alkoholu."

Teczka Szlagora w lutym 1983 roku została zwrócona przez majora Ryszarda Janika (szefa bielskiego wydziału III) do Krakowa. Kilka lat później zniszczono ją. Jej opis został jednak w Bielsku Białej.
Urbański rozpoczął ponowną procedurę werbunkową. O sprawdzenie jak się Szlagor prowadzi, czy skończyły się problemy z alkoholem, jakie ma poglądy - wystąpiono do kilku instytucji. Ustalono pełne dane personalne rodziny kandydata na TW: rodziców i żony. Na korzyść typowanego na współpracownika miał działać fakt, że siostra jego żony była żoną milicjanta z Żywca. Opinię o Szlagorze (wówczas nauczycielu w Zespole Szkół Mechaniczno-Elektrycznych) zbierali milicjanci z żywieckiej komendy. W piśmie z 17 czerwca 1983 roku mjr Władysław Dziurda, szef milicji, pisze, że Szlagor jako nauczyciel ma dobrą opinię: "Od 1975 roku jest członkiem PZPR, poprzednio był działaczem ZMS. (...) jest wierzący, praktykujący, ma znajomości wśród kleru, ale nic go z nim nie wiąże. (...) W okresie Solidarności pełnił funkcję z-cy przewodniczącego NSZZ PZN na teren Żywca. Nie był internowany."

Po raz pierwszy Urbański ze Szlagorem spotkał się 30 września 1983 roku w restauracji Polonia w Żywcu. Kandydat na TW odmówił współpracy. W notatce służbowej z tego spotkania czytamy: "Na tę propozycję wymieniony nie przystał, nie zgodził się, tłumacząc, aby go źle nie zrozumieć, oświadczył, że podjęcie współpracy na nowo mu nie odpowiada, nie ma na to czasu i po prostu chęci, i nie widzi siebie obecnie w tej roli."

Szlagor zdaniem prowadzącego nie chciał współpracować także dlatego, że za czasów krakowskich został dotkliwie pobity. Wiązał to wydarzenie ze swoją tajną działalnością.

Do kolejnej próby werbunku doszło 28 grudnia 1983 roku. Szlagor, jak wynika z zachowanych akt, ponownie odmówił. Tydzień później jego teczka trafiła do archiwum Wydziału C Wojewódzkiego Urzędu Służb Wewnętrznych w Bielsku Białej.

- To wszystko nieprawda. Nie byłem agentem - podkreśla Szlagor. Nie zaprzecza jednak pewnym faktom, m.in.: znajomości z Grzegorzem Urbańskim, pobiciu do jakiego doszło w Krakowie.

Czy teczka "Pawła Górala" z krakowskich czasów faktycznie została zniszczona w latach 90? Po Żywcu, rodzinnym mieście Szlagora, krążą pogłoski, że ktoś ją wykradł i trzyma burmistrza w szachu. Czy to możliwe? Zdarzały się sytuacje, że akta zamiast niszczyć, kradziono, ukrywano. Robili to funkcjonariusze SB. Po co? By szantażować, mieć w ręku kartę przetargową. Tak było z teczką Teresy Boguckiej, dziennikarki współpracującej z Komitetem Obrony Robotników, inwigilowanej w latach 60. Jej akta zostały przypadkowo odnalezione w opuszczonej szopie na warszawskim Służewcu Przemysłowym. W danych IPN figurowały jako zniszczone.
- Również po to jest cała procedura lustracyjna. Żeby zapobiec skutkom takich działań - wyjaśnia Majcher.

Europosłanka Grażyna Staniszewska, na którą esbecy zbierali materiały, sama kilka lat temu przeżyła piekło. Wyszło na jaw, m.in. po publikacji w 1992 roku listy Antoniego Macierewicza, że rzekomo współpracowała z SB jako TW "Kowalska". Internowana w czasie stanu wojennego działaczka Solidarności osiem lat czekała na oczyszczenie.

- SB próbowała mnie pozyskać, ale się jej nie udało. Ślad tego pozostawiła w swoich teczkach. Ten fakt został upubliczniony bezkrytycznie. Teczkami muszą zajmować się osoby mające ku temu kwalifikacje. Tym bardziej teraz, gdy skasowano możliwość sądu lustracyjnego. Inaczej będzie się ludziom działa krzywda - uważa Staniszewska

W Żywcu opinie mieszkańców o burmistrzu pochlebne: dobry gospodarz, rozwija miasto, dba o jego wizerunek w Polsce. Radny Władysław Sanetra zastanawia się nad powodem nie złożenia przez Szlagora oświadczenia lustracyjnego.

- Może coś ukrywa? A może rzeczywiście IPN działa mu na nerwy odmawiając pokazania dokumentów? - zastanawia się Sanetra. Na wieść o TW "Pawle Góralu" milknie.
Zaskoczony jest też Janusz Kudłacik, obecnie radny, dwie kadencje wstecz burmistrz Żywca.
- Nie przypuszczałbym. Nie znałem go na początku lat 70. No i na ile w tych teczkach jest prawda? - ostrzega Janusz Kudłacik.

Kolegą Szlagora z minionych czasów jest Jerzy Kliś, kiedyś wiceburmistrz miasta, obecnie prezes Przedsiębiorstwa Usług Komunalnych.
- Można powiedzieć, że znamy się jak łyse konie - uśmiecha się Jerzy Kliś. - Studiowaliśmy w tych samych czasach. Jaki był? Miał otwartą głowę, zbierał nagrody dziekanów i rektorów. Wszyscy mu zazdrościli i wszyscy chcieli go znać. Potrafił naprawiać telewizory, które w tamtych czasach notorycznie się psuły. To też, tak żartobliwie mówiąc, skupiało wokół niego wielu ludzi - dodaje Kliś.

Szlagor udzielał się społecznie, działał w klubach studenckich, prowadził z Klisiem kabaret. Najpierw w Krakowie, potem przez chwilę w Żywcu. Miał nawet epizod teatralny. Czy coś wskazywało na jego związki ze służbą bezpieczeństwa? Czy donosił na kolegów?

- Nie czuję się upoważniony, aby dywagować na ten temat. Ale nawet jeśli z akt wynika, że tak, to jest to nieprawda. Owszem, pracował w telekomunikacji i siłą rzeczy musiał mieć wtedy jakieś kontakty. Bo zajmował się też nagłaśnianiem imprez partyjnych, czy pochodów pierwszomajowych. Ale kontakty z funkcjonariuszami, które wymuszała tamta rzeczywistość, to nie tajna współpraca - wyjaśnia Jerzy Kliś.

Jaka jest prawda? Czy ją kiedykolwiek poznamy? Jerzy P., w latach 80. zastępca szefa Urzędu Służby Wewnętrznej w Żywcu nadzorował Grzegorza Urbańskiego i podejmowane przez niego działania, w tym pozyskanie Szlagora. Dotarliśmy do niego. Szczegółów ujawniać nie chce. Zasłania się obowiązującą go wciąż tajemnicą służbową.

- Faktycznie, nadzorowałem pana Urbańskiego, on pracował nad pozyskaniem współpracowników na terenie Żywca, rozpracowywał środowisko nauczycielskie. Jeśli jest jakaś notatka i ja jestem pod nią podpisany, to z pewnością jest to prawdziwa notatka - mówi P.
Oświadczeń nie złożyli:

burmistrz Żywca, po trzech radnych w powiatach pszczyńskim i wodzisławskim, po jednym w kłobuckim i zawierciańskim;

po trzech radnych w gminach: Koszęcin, Dębowiec, Wielowieś;

po dwóch w gminach: Ślemień, Sośnica, Dąby Zielone, Cieszyn, Rajcza; po jednym w gminach: Łazy, Katowice, Gorzyce, Racibórz, Sośnicowice, Koszęcin, Olsztyn, Gierałtowice, Lubliniec, Rydułtowy, Psary, Przystajń, Tychy, Gilowice, Toszek, Wisła, Tarnowskie Góry, Lubomia, Mykanów, Goleszów, Herby, Pietrowice Wielkie, Orzesze, Świerklaniec, Tworóg, Chorzów, Bojszowy, Czechowice Dziedzice, Poraj, Lipie, Kobiór, Pawonków, Zawiercie, Goczałkowice, Brenna, Strumień, Żywiec, Jaworzno, Będzin, Bytom, Skoczów, Popów, Pawonków.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!