Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stwardnienie rozsiane: choroba, na którą w Polsce cierpi się bardziej

Agata Markowicz
SM czyli stwardnienie rozsiane (z łac. sclerosis multiplex), może zaczynać się niejednoznacznie - zespołem zmęczenia, zaburzeniami wzroku czy niepokojącym drętwieniem kończyn. Choroba dotyka przede wszystkim młodych ludzi, którzy wchodzą w dorosłe życie i chcą czerpać z niego pełnymi garściami. Szacuje się, że na SM może chorować aż 2,5 mln osób na całym świecie.

Nieznana przyczyna
SM to choroba demieliniza-cyjna ośrodkowego układu nerwowego o podłożu autoimmunologicznym. W wyniku patologicznych procesów dochodzi do uszkodzenia osłonek mielinowych, które pełnią funkcję ochronną dla włókien nerwowych. Mielina jest także niezbędna do prawidłowego przekazywania sygnałów nerwowych, co jest kluczowe dla sprawnego funkcjonowania organizmu. Pierwotna przyczyna SM do dziś nie została poznana, lecz wiadomo, że nie jest to choroba dziedziczna. Pierwsze objawy pojawiają się zwykle między 20. a 40. rokiem życia, blisko dwa razy częściej u kobiet niż u mężczyzn. Niepokoić może fakt, iż w ostatnich latach SM wykrywa się u coraz młodszych osób, a nawet u dzieci.

Dane Polskiego Stowarzyszenia Stwardnienia Rozsianego mówią, że w Polsce żyje 40 tys. chorych, czyli 1 na 1000 Polaków cierpi na SM. Rzeczywistych przypadków choroby może być znacznie więcej, ponieważ może ona dawać niejednoznaczne objawy, w związku z tym może zostać nie- zdiagnozowana.

- Rozpiętość i rozmaitość objawów jest duża (patrz ramka obok), ponieważ proces chorobowy może objąć każdy z obszarów mózgu i rdzenia kręgowego. Objawy mogą być łagodne lub ciężkie, utrzymywać się krótko lub długotrwale. Mogą pojawiać się w różnych kombinacjach w różnym odstępie czasu. Dotyczą one zaburzeń wzroku, ruchu, czucia, równowagi, mowy, zaburzeń autonomicznych, bólu, a także zaburzeń nastroju, w tym depresji. Choroba może prowadzić często też do rozwoju zaburzeń poznawczych w młodszym wieku, niż to dotyczy całej populacji - tłumaczy dr n. med. Gabriela Kłodowska-Duda z Centrum Leczenia Stwardnienia Rozsianego ośrodka Neuro-Care w Katowicach.

Od rzutu do rzutu

Typowe dla SM jest także występowanie rzutów.

- Rzut to nagłe pojawienie się objawów neurologicznych lub nasilenie już obecnych. Nagłe, ponieważ do rzutu może dojść w przeciągu paru, parunastu godzin, czasami może się też rozwijać dłużej, np. kilka dni. Objawy składające się na rzut choroby trwają ponad 24 godziny - objawy te mogą, ale nie muszą się wycofać. Tak wygląda ten proces przy najczęściej występującej postaci SM - rzutowo-remisyjnej, która dotyczy 80 proc. przypadków. Inne jego rodzaje mogą rozwijać się powoli i bez rzutów, co komplikuje postawienie diagnozy - wyjaśnia neurolog.

Specjalista stawia rozpoznanie na podstawie wywiadu od pacjenta, badania neurologicznego, badania MRI głowy i rdzenia kręgowego, wyników badań laboratoryjnych krwi i płynu mózgowo-rdzeniowego.

- Przy obecnych możliwościach terapii SM, rozpoznanie choroby nie powinno być dla pacjenta wyrokiem. Gdy zauważymy niepokojące sygnały, od razu udajmy się do lekarza, ponieważ - zwłaszcza na początku choroby - objawy mogą być obecne tylko w czasie rzutu. Tak jest w przypadku np. oczopląsu, którego po ustąpieniu rzutu już nie stwierdzimy. Nawet jeśli symptomy miną, to mogą powrócić, gdyż taki jest przebieg choroby. Dlatego tak ważna jest czujność i szybka reakcja. Jeśli nie chcemy, by choroba rozwijała się podstępnie, w ukryciu, jak najwcześniej szukajmy pomocy u specjalistów - przekonuje dr Kłodowska-Duda.

Medycyna zrobiła postęp

Terapia stwardnienia rozsianego ma trzy główne cele: leczenie rzutów, zapobieganie kolejnym oraz łagodzenie objawów choroby. Składają się na nią metody farmakologiczne, a także terapie wspomagające, m.in. fizjoterapia i psychoterapia.

Przy odpowiedniej terapii można bardzo znacząco spowolnić rozwój SM. Natomiast zbyt późne podjęcie leczenia i jego zbyt oszczędny schemat oznaczają postęp niepełnospraw-ności.

Ocenia się, iż co druga osoba poruszająca się na wózku inwalidzkim to chory na stwardnienie rozsiane. Medycyna zrobiła w ostatnich latach ogromny postęp, pojawiło się wiele nowych cząsteczek hamujących rozwój SM. Niestety, dla Polaków większość tych leków nie jest dostępna z braku refundacji, powszechnej już na naszym kontynencie. Kryje się za tym tragedia tysięcy młodych ludzi, którym system odmawia nadziei na samodzielne życie.

- Na polu naukowym od wielu lat poszukuje się metody umożliwiającej remielinizację, czyli odbudowę uszkodzonych osłonek mielinowych, która zatrzymałaby rozwój choroby. Choć prowadzone badania są wciąż w fazie testów, to wstępne wnioski są obiecujące - dodaje dr Kłodowska-Duda.

Polska w ogonie Europy

W naszym kraju leczenie choroby opiera się na dwóch liniach. Terapię rozpoczyna leczenie immunomodulujące - standardowo stosuje się w niej interferony i octan glatirameru. Terapia jest bezpieczna, ale jej skuteczność bywa różna. Druga linia terapii to leczenie bardziej skuteczne, wdrażane przy braku skuteczności pierwszej linii oraz przy szybko rozwijającej się ciężkiej postaci SM - podstawowe leki to natalizumab i fingolimod.

W Polsce leczenie immunomodulujące dostępne jest tylko przy rzutowo-remisyjnej postaci SM i wyłącznie w ramach programów lekowych NFZ. Celem terapii ma być zahamowanie postępu choroby, czyli opóźnienie rozwoju ciężkiej niesprawności. Leczenie należy rozpocząć jak najszybciej. Standardowe leczenie pierwszego rzutu spowalnia rozwój choroby o ok. 33 proc. U części chorych nie jest jednak skuteczne, należy więc wdrożyć drugi rzut terapii. Tymczasem w Polsce nawet do leków pierwszego rzutu dostęp jest ograniczony.

To dane, które przedstawione zostały w trakcie XIV Ogólnopolskiej Konferencji „Polka w Europie”, zorganizowanej we wrześniu ub.r., poświęconej standardom leczenia SM. Z tej samej konferencji pochodzi także inne druzgocące zestawienie:

W 2014 roku z leczenia pierwszego rzutu interferonami i octanem glatirameru korzystało 7300 chorych, czyli mniej niż 20 proc. (wg raportów NFZ, cytowanych przez Polskie Towarzystwo Stwardnienia Rozsianego). W Niemczech leczeniem objętych jest blisko 70 proc. pacjentów ze stwardnieniem rozsianym, we Francji - 62 proc., a w Rumunii czy Czechach - 39 proc., czyli dwa razy tyle, ile w Polsce. Na 23 badane pod tym względem państwa europejskie zajmujemy przedostatnie miejsce. Dramatycznie wygląda też proporcja między pacjentami objętymi pierwszą i drugą linią terapii: w Norwegii z drugiej linii korzysta ok. 40 proc. chorych, w Polsce tylko 4 procent.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!