Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szczepański: Uchodźcy, imigranci, przybysze - to terroryści i zbrodniarze?

Marek S. Szczepański
Marek S. Szczepański
Marek S. Szczepański arc.
Ostatnie tygodnie obfitowały w zdarzenia tragiczne i wstrząsające. Śmierć w Nicei 84 osób, w tym dziesięciorga dzieci, brutalne zabójstwo 9 mieszkańców Monachium, eksplozja w Ansbach, śmierć wiekowego kapłana francuskiego podczas sprawowania mszy - wymagają poważnej refleksji i w najbliższej przyszłości skutecznych działań prewencyjnych.

Coraz częściej islam kojarzony jest w Europie z terroryzmem, a wyznawcy Proroka - ze zdeterminowanymi zabójcami. Nikt nie zaprzecza, że sprawcami tych okrucieństw są niedawni imigranci z krajów arabskich lub obywatele krajów europejskich o arabskim rodowodzie.

Warto jednak pamiętać, że wyznawcy Proroka tworzą wspólnotę liczącą grubo ponad miliard osób. I tylko nieliczni z nich wyznają radykalną formę dżihadu, zmierzającą do mordowania niewiernych, czyli ludzi spoza religii islamskiej. Ale w tej masie nawet najmniejszy odsetek ekstremistów wystarczy, aby dokonywać zbrodniczych zamachów we wszystkich częściach świata.

A jednak zupełnie nieusprawiedliwione jest utożsamianie terrorysty z islamistą, czy przestępcy ze świeżej daty uchodźcą czy imigrantem. Do samej tylko Republiki Federalnej Niemiec trafiło blisko milion dwieście tysięcy imigrantów, często o nieustalonym życiorysie, nieznanym kraju pochodzenia i bez jakichkolwiek dokumentów.

To wszystko odbywało się w ramach wielkodusznej, ale społecznie i politycznie nieodpowiedzialnej zasady Wilkomenskultur, forsowanej przez Angelę Merkel. Dzisiaj w niemym poruszeniu oglądamy skutki tej „kultury powitań”.

Całkowicie zdystansowały się od niej trzy kraje Unii Europejskiej: Słowacja, Czechy i Węgry. Tym samym po raz pierwszy doszło do zasadniczo odmiennych postaw państw należących do wspólnoty wyszehradzkiej.

Polska zadeklarowała formalnie gotowość do przyjęcia od czterech do siedmiu tysięcy uchodźców, a trzy kraje pozostałe odmówiły zasadniczo jakiegokolwiek otwarcia na przybyszów.

Wprawdzie słowackie władze ugięły się pod presją opinii międzynarodowej i wyraziły gotowość do ugoszczenia 150 rodzin syryjskich o chrześcijańskim rodowodzie, ale ten gest w żadnym stopniu nie zmienia postaw niechęci do otwarcia w tej części Europy na obcych i innych. A przecież wizytujący nasz kraj papież Franciszek zachęcał do miłosierdzia wobec tej grupy ludzi i wielkoduszności wobec nich. Rozumiem jednak wstrzemięźliwość rodaków wobec ewentualnych przybyszów, uchodźców i imigrantów ekonomicznych. Jednak po to, aby im pomóc, konieczna jest zasadnicza zmiana myślenia o ich losie.

Dużo podróżuję po świecie i jestem absolutnie przekonany, że pomoc tym nieszczęśnikom winna być w pierwszej kolejności niesiona w ich ojczyznach, w tym w ojczyznach prywatnych. Wielu z nich, obejrzawszy telewizyjne seriale, jest przekonanych, że w Republice Federalnej Niemiec, w Wielkiej Brytanii czy Francji będą wiedli życie sielskie i bezwysiłkowe.

To przekonanie utrwaliłem podczas wędrówki po skrajnie biednej części Afryki Wschodniej. Młodzi mieszkańcy tej części świata w znacznym stopniu nie podejmują wysiłków na rzecz poprawienia własnego losu. Tkwią w beznadziejnym przekonaniu, że przekroczenie granic Unii Europejskiej oznacza wkroczenie do prawdziwego raju. A przecież tak nigdy nie było i nie będzie. Ze wzruszeniem słuchałem opowieści niezamożnych Greków z wysp Dodekanezu, przyjmujących tak usposobionych Syryjczyków, Pakistańczyków, Afgańczyków czy emigrantów z Iranu.

Na maleńkiej wyspie Kos, zaludnionej przez trzydzieści tysięcy mieszkańców, wylądowało w jednym tylko roku dwa razy więcej uchodźców i imigrantów ekonomicznych.

Początkowo relacje między wyspiarzami a tubylcami układały się znakomicie. Z udręczonych miast syryjskich, zwłaszcza z Aleppo czy Homs, przyjechali ludzie oczekujący pomocnej dłoni ludzi z Kos. I ją otrzymali. Z zaskoczeniem dowiedziałem się, że wielu Syryjczyków było dobrze sytuowanych i stać ich było na wynajęcie pokoi hotelowych. Pozostali zamieszkali starsze hotele na wyspie i skromniejsze kwatery.

Mieszkańcy w sposób spontaniczny dbali o nowych sąsiadów, dostarczając im ubiorów, niepowtarzalnych w smaku dań, suvlaków, musaki, a nawet szklaneczki anyżówki.

Problem zaczął się wtedy, kiedy nikt już nie był w stanie kontrolować napływu nie tyle uchodźców, co imigrantów ekonomicznych, zwłaszcza z Pakistanu i Afganistanu. Ci okazali się bardziej roszczeniowi, niezadowoleni i rozgoryczeni. Pojawiły się pierwsze napięcia i konflikty, zakończone burzliwymi demonstracjami na nadmorskim bulwarze Kos.

Władze greckie w trybie natychmiastowym przeniosły z hotspotów - jak je nazwali, czyli z prowizorycznych obozów, przybyszów do Aten. I dalej do kolejnych krajów europejskich. Ale to ruch zaledwie pozwalający zyskać na czasie, a nie rozwiązać najważniejszy problem Starego Kontynentu od czasów II wojny światowej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!