Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szołtysek: Bitwa na pogrzebie i inne niezwykłe historie

Marek Szołtysek
Marek Szołtysek
Marek Szołtysek
Gdy po powstaniach śląskich część Górnego Śląska w 1922 włączono w granice Polski, od Gorzyc i Raciborza przez Rybnik, Gliwice, Zabrze, Chorzów, Tarnowskie Góry po Lubliniec ciągnęła się granica polsko-niemiecka.

Mieszkańcy z obu stron granicy zajęli się dość dochodowym szmuglem, czyli przemytem, zarabiając na różnicach cen towarów polskich i niemieckich.

Najczęściej z Niemiec do Polski szmuglowano urządzenia techniczne: zegarki, zapalniczki, radia. Natomiast z Polski do Niemiec - żywność. Część przenosiła towar hurtowo przez zieloną granicę, inni legalnie przekraczali granicę na podstawie dokumentu „karta cyrkulacyjna”, ale zakazane przedmioty ukrywano w torbie lub pod ubraniem. Ze śląskim szmuglem, który kwitł w latach 1922-1939, związanych jest wiele śmiesznych i tragicznych opowieści, które jeszcze dzisiaj wspomina się między Ślązokami.

WINNY PIES. Mieszkanka Piekar Śl. wyszła rano na dwór nakarmić psa. Wtedy na podwórko weszło dwóch policjantów szukających szmuglera. Zdenerwowany pies pogryzł jednego. Kobieta została oskarżona o współpracę z przemytnikami i napuszczenie pasa na urzędnika. Proces toczył się kilka lat i umorzono go dopiero, gdy zaangażowała prawnika.

UKRADŁ SWOJE. W okolicach Zabrza-Kończyc celnik kontrolujący chłopaka znalazł w jego kieszeni przemycany zegarek. Zabrał, włożył do swojej kieszeni, przełożył młodego przemytnika przez kolano, dał lanie i wypuścił. Chłopak wykazał się trzeźwością umysłu i podczas klapsów wyciągnął celnikowi z kieszeni zegarek. Gdy był już w bezpiecznej odległości, zawołał celnika i triumfalnie pokazał mu zegarek.

POGRZEB SZMUGLERA. Gdy w okolicach Zabrza-Pawłowa celnicy zastrzelili szmuglera, na jego pogrzeb przyszli wszyscy szmuglerzy z okolicy, ale też kilku celników i policjantów. Gdy ksiądz użył nad grobem określenia „zmarły”, szmuglerzy głośno wołali „zamordowany”, a na policję poleciały kamienie i zbierane z grobów doniczki z kwiatami. Prawdziwa bitwa.

ŚMIERDZĄCY FACH. Cynkolik, tak go nazywano, był przemytnikiem z Knurowa, który udawał pijaka. Tuż przed granicą brudził się, przewracając do krowiego łajna i błota. Śmierdział z daleka i celnicy go nie sprawdzali.

POLECAMY PAŃSTWA UWADZE:

W PUNKT ODC. 4 - Ile wart jest widz Ekstraklasy?

TYDZIEŃ Magazyn reporterów Dziennika Zachodniego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo