MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Szpakowski o Mundialu 2014: Faworytami są Brazylia, Argentyna i Niemcy [WYWIAD]

Dariusz Szpakowski
To już dziesiąty mundial w karierze Dariusza Szpakowskiego. W Brazylii będzie komentował 14 meczów
To już dziesiąty mundial w karierze Dariusza Szpakowskiego. W Brazylii będzie komentował 14 meczów Adam Lach/Napo Images / FORUM
Dariusz Szpakowski wspomina swoje dziewięć dotychczasowych mundiali. Mówi, że nie boi się przyznać do błędu, i typuje faworytów w Brazylii.

CZYTAJ WIĘCEJ:
WSZYSTKO O MUNDIALU 2014:
TERMINARZ, MECZE, RELACJE, CIEKAWOSTKI

GŁOSUJ W PLEBISCYCIE KTO NAJWIĘKSZĄ GWIAZDĄ MUNDIALU 2014

Ładny jubileusz obchodzi pan w Brazylii. To już pana dziesiąty mundial w karierze.
Powiem szczerze, że faktycznie ładny, choć jest ponoć dziennikarz z Peru, dla którego są to 15 mistrzostwa świata. On jednak musiał bardzo wcześnie zacząć, skoro mnie skompletowanie swojej dziesiątki mundiali zajęło 36 lat zawodowego życia.

Po raz pierwszy pojechał pan na mistrzostwa świata w 1978 r. do Argentyny jako wysłannik radia.
Jako radiowiec byłem nie tylko w Argentynie, lecz także cztery lata później w Hiszpanii. Dopiero do Meksyku w 1986 r. pojechałem jako wysłannik TVP i przyznam szczerze, że było to dla mnie duże wyzwanie, bo był to mój pierwszy telewizyjny mundial i pierwszy bez legendarnego Jana Ciszewskiego.

Wróćmy na chwilę do tej Argentyny. Pamięta pan coś jeszcze z tego turnieju po tylu latach?
Krajem rządziła junta wojskowa generała Videla, na stadionach byli żołnierze z bronią. Sam turniej był jednak sportowym świętem Argentyńczyków, którzy zdobyli tytuł mistrzowski. Junta pozwoliła im wyjść na ulice, co wtedy nie zdarzało się często, i świętować ten sukces. Radość była tak wielka, że pamiętam, iż po finale razem z Jankiem Ciszewskim i Jurkiem Budnym wracaliśmy do hotelu ze stadionu chyba sześć godzin, bo nie było szans, aby złapać jakąś taksówkę, gdyż wszyscy świętowali, skandując: "Arhentina, Arhentina".

Mówi się, że w Ameryce Łacińskiej futbol jest prawdziwą religią. Czy rzeczywiście kibice reagują na stadionach tak emocjonalnie?
Coś w tym jest. Kibice z innych krajów chętnie zapożyczają jednak te latynoskie zwyczaje. W Argentynie przybyszów z Europy zaszokowało rzucanie przez miejscowych fanów na boisko konfetti i serpentyn. Każdy mecz gospodarzy zaczynał się od uprzątnięcia boiska z papierów rzucanych przez kibiców. Po mundialu w 1986 r. nowością stała się meksykańska fala złożona z kibiców wstających po kolei na sektorach i obiegająca cały stadion.
Kolejnymi pańskimi mistrzostwami świata były te w Hiszpanii. Mimo panującego wówczas w Polsce stanu wojennego był to chyba najradośniejszy mundial z tych dziesięciu, bo zakończony sukcesem biało-czerwonych?
Turniej z Polakami jest zupełnie inny niż ten, na którym brakuje naszych. My żyjemy tą reprezentacją, a zawody nabierają biało-czerwonego kolorytu. W Hiszpanii piłkarze powtórzyli sukces drużyny Kazimierza Górskiego z 1974 r., zajmując trzecie miejsce. Pamiętam, że miałem świetny kontakt z zawodnikami Antoniego Piech-niczka. Ze względu na stan wojenny kontakt z krajem był utrudniony, a my mieliśmy całodobowe łącze z rozdzielnią radiową, więc piłkarze przychodzili do nas, by za naszym pośrednictwem łączyć się z domami. Byłem takim powiernikiem domowych radości czy kłopotów, bo wychodząc z tego pokoju radiowego, tym wszystkim, co działo się w ich rodzinach, się dzielili. Dzięki temu byłem jedynym dziennikarzem, który wszedł do autokaru po słynnym spotkaniu ze Związkiem Radzieckim, które dało nam awans do najlepszej czwórki świata. W archiwum Polskiego Radia jest pewnie gdzieś jeszcze ta taśma, na której słychać śpiewy drużyny i tę wielką radość z wyeliminowania Wielkiego Brata. Pamiętam, że były nawet tańce, ale one się nie nagrały. (śmiech)

Biało-czerwoni pojechali jeszcze na kolejny mundial do Meksyku, który zakończył się dużo gorszym wynikiem niż ten w Hiszpanii, a pan miał swój udział w słynnej klątwie Piechniczka, który obwieścił, że na kolejny udział w MŚ przyjdzie nam bardzo długo poczekać, bo słowa te padły w przeprowadzanym przez pana pomeczowym wywiadzie w studio TVP.
Miałem ogromne obawy, czy w ogóle dojdzie do tej rozmowy, bo na stadionie w Guada-lajarze, gdzie przegraliśmy 0:4 z Brazylią i odpadliśmy z mundialu w 1/8 finału MŚ, studio unilateralne było w zupełnie innej części niż stanowiska komentatorskie, a gości na miejsce doprowadzał oficer prasowy FIFA. Zbyszek Boniek obiecał mi wcześniej, że przyjdzie. Był też trener Piechniczek. Obaj w tej rozmowie na antenie stwierdzili, że życzą następnym polskim drużynom, żeby osiągnęli w mundialu tyle co oni. No i wykrakali, bo na następny awans Polaków do finałów MŚ przyszło nam czekać aż 16 lat.

Jak wyglądały trzy kolejne turnieje bez udziału biało-czerwonych?
Na pewno dla nas, jako Polaków, były smutniejsze, bo brakowało nam obecności naszej reprezentacji. We Włoszech w 1990 r. większość spotkań komentowałem ze Zbyszkiem Bońkiem i pamiętam, że co chwilę musieliśmy się zatrzymywać, bo ciągle ktoś chciał od Zibiego autograf, zdjęcie. W trakcie tego mundialu razem z grupą polskich dziennikarzy miałem zaszczyt uczestniczyć w Rzymie w spotkaniu z Janem Pawłem II i bardzo przeżyłem tę audiencję u naszego papieża. Cztery lata później w USA był taki mundial piknikowy. Byłem zdziwiony tym, że kibice przyjeżdżali na mecz, wyjmowali ze swoich pikapów przenośne grille, rozkładali je i smażyli te swoje steki. Tak to wyglądało przez cały turniej. W 1998 r. we Francji szok, zresztą chyba nie tylko ja, przeżyłem przed samym finałem, gdy okazało się, że w składzie Brazylii nie ma Ronaldo. Wszyscy zaczęliśmy szukać brazylijskich dziennikarzy, żeby dowiedzieć się, o co chodzi, ale oni też nic nie wiedzieli. Potem drużyna "Canarinhos" wyszła na rozgrzewkę i Ronaldo pojawił się na murawie. Do dziś mam oba protokoły z tego meczu - z Ronaldo i bez. Okazało się jednak, że jego obecność nie miała większego znaczenia, bo Francja wygrała mundial w wielkim stylu.
W dwóch kolejnych mundialach w Korei Płd. i Niemczech Polacy zagrali, ale ich scenariusz był podobny, bo nasza reprezentacja jako jedna z pierwszych żegnała się z MŚ już po fazie grupowej.
Zarówno w przypadku kadry Jerzego Engela, jak i kadry Pawła Janasa kluczowe dla dalszych losów biało-czerwonych były porażki w pierwszych meczach turniejów. Przegranie pierwszych meczów oznaczało, że kolejne spotkanie było spotkaniem o wszystko. Niestety zarówno w Azji, jak i cztery lata później w Niemczech te pojedynki też przegraliśmy, a druga porażka oznaczała pożegnanie z mundialem. Szkoda, że tak to wyglądało, bo nadzieje kibiców tak długo czekających na zakwalifikowanie się Polaków do turnieju finałowego były ogromne.

Przed czterema laty w RPA naszej drużyny znów zabrakło. Co panu utkwiło w pamięci z pierwszego afrykańskiego mundialu?
Głównie brak poczucia bezpieczeństwa. Kontrola przy wejściach na stadiony mistrzostw była iluzoryczna, więc na trybuny można było wnieść niemal wszystko. W dodatku sprzedawano na nich piwo w butelkach i zdarzało się, że kibice obrzucali się tymi butelkami. To był jednak przede wszystkim mundial wuwuzeli. Te trąbki zagłuszały dosłownie wszystko. Zupełnie nie było słychać dopingu kibiców i dziwiliśmy się, że FIFA nie zakazała ich sprzedaży. Dźwięk wuwu-zeli podwojony w słuchawkach komentatora sprawiał, że momentami rozsadzało mi głowę.

Po 36 latach od pierwszego mundialu i dziewięciu zaliczonych turniejach ma pan jeszcze tremę przed kolejnymi mistrzostwami?
Jedziemy trochę w nieznane, więc jest parę obaw o to, czy wszystkie połączenia samolotowe będą o czasie, czy zdążymy dojechać na mecze, bo dla komentatora bycie wcześniej na stadionie jest równie ważne jak posiadanie łącza z krajem i składu grających drużyn. Trema jest zawsze, bo im dłużej człowiek pracuje, tym więcej ma do stracenia. Na doświadczeniu nie ma co bazować, choć oczywiście zawsze można sięgnąć do wspomnień, przypomnieć zdarzenie z przeszłości, którego było się świadkiem. Mundial w Brazylii to dla mnie kolejnym wyzwaniem, któremu trzeba sprostać i stanąć na wysokości zadania, czyli wykonać swoją pracę jak najlepiej.
Każdy kibic ma ulubionych komentatorów i tych, których słuchać nie lubi. Pan dorobił się licznej rzeszy fanów, ale i sporej grupy osób nieprzepadających za pana stylem narracji. Jak pan reaguje na krytykę pod swoim adresem?
Jeśli ktoś rozmawia ze mną w sposób konkretny, to zawsze można o tym podyskutować. Jestem świadomym człowiekiem i gdy zdarzy mi się, że popełnię błąd, to się do niego przyznaję. W Polsce jednak często chcemy być bardziej święci od papieża. Te nasze ciągłe dyskusje nad wymową zagranicznych nazwisk. Zagraniczni komentatorzy się takimi rzeczami nie przejmują. Nie będę rozmawiał o komentarzach zamieszczanych w internecie, bo widać w naszej naturze leży obrażanie innych. Dla mnie ważniejsze są reakcje kibiców, z którymi spotykam się na stadionach, a te są pozytywne.

Ile meczów będzie pan komentował w Brazylii?
Czternaście. Na poprzednim mundialu w RPA komentowałem dwadzieścia spotkań i była to, powiem szczerze, dawka lekko niestrawna, oznaczająca, że codziennie trzeba było dojechać na mecz i z niego wrócić, przygotować się do swojego pojedynku i obejrzeć inne potyczki , żeby być na bieżąco. Przy tym wszystkim trzeba było bronić się przed kalkami językowymi, bo przecież pewne zwroty w języku komentatorów są powtarzalne. W Brazylii ze względu na odległości tak dużej liczby meczów nie da się obsłużyć, bo na większość spotkań trzeba będzie latać, podczas, gdy w RPA poruszaliśmy się głównie samochodem.

Kto jest pana faworytem MŚ?
Na pewno gospodarz turnieju Brazylia. Dla tamtejszych kibiców futbol jest jak religia. Neymar i spółka są świadomi odpowiedzialności, która na nich ciąży, bo od ich wyników w dużej mierze zależeć będzie, jak przebiegnie ten mundial. Czy na ulicach brazylijskich miast będzie spokojnie, czy też górę wezmą na nich ludzie protestujący przeciwko mistrzostwom. Pamiętajmy, że w turniejach rozgrywanych na zachodniej półkuli zawsze triumfowały dotąd reprezentacje z Ameryki Południowej, więc oprócz Brazylii może wystrzelić także Argentyna. Z drużyn europejskich najwyżej oceniam szanse Niemców, natomiast czarnym koniem turnieju może być Belgia, ale raczej nie zdobędzie ona złotego medalu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!