Dobrych kilka miesięcy gliwicki Instytut był dla mnie drugim domem. "Przez najbliższe pół roku niech się Pan nastawi, że to raczej ja będę układał Pański kalendarz" - profesor Bogusław Maciejewski pozbawił mnie złudzeń błyskawicznie, zaraz po wstępnych badaniach, diagnozujących nowotwór. Ponad pół roku to był wystarczający okres, by dokładnie poznać i Instytut, i jego załogę, i rzeszę pacjentów, reagujących najczęściej na moją łysą po chemii głowę słowami: to Pan też tutaj? Tutaj - dopowiadałem - a gdzie niby miałbym się leczyć, jeśli nie tutaj.
Nigdy serio nie brałem pod uwagę możliwości wyjazdu na leczenie za granicę. Choć były i oferty i możliwości. Ta pewność, że Gliwice leczą tak samo (a często lepiej ) jak najlepsze światowe centra onkologii, była czymś całkowicie naturalnym. To że profesor Maciejewski, "mój Profesor", jest światowej klasy lekarzem, potwierdzały nie tylko dyplomy na ścianach Jego gabinetu. Nie tylko statystyki i wyniki leczenia. Potwierdzały to tłumy na korytarzach, tysiące pacjentów, którzy doskonale wiedzieli, że takiej opieki nigdzie w pobliżu nie znajdą. Doskonały zespół, fantastyczni lekarze, profesjonalny i po ludzku czuły personel. Pani Jola, której czułego uśmiechu nim zasnąłem w narkozie, nigdy nie zapomnę. Pani Iwonka, dzięki której ruszam ramieniem i ręką... Minęło 13 lat, a te wspomnienia są tak samo żywe, jak wyjęcie igły z żyły po ostatniej chemii.
Wracam do tego, bo tak jak wtedy nie rozumiałem, dlaczego gliwicki Instytut nie może się rozwijać i leczyć bez "warszawskiej czapy", centrali i dyrektora na Ursynowie, tak do dziś nie pojmuję, co przeszkadza w usamodzielnieniu się Gliwic.
A skoro nie rozumiem, to wytłumaczenie jest tylko jedno. Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. O to że Warszawie zawsze łatwiej było zabrać Gliwicom, niż wprowadzać reżim i oszczędności u siebie. A że z ursynowskiej centrali do Ministerstwa Zdrowia dużo bliżej niż ze Śląska, to nic dziwnego, że bitwę o samodzielność Gliwice przegrywały.
Kolejnym posłom, senatorom i ministrom, prócz końskiego zdrowia, życzę zatem, by wreszcie zrozumieli, że „na dole” zawsze wiedzą lepiej jak wydać każdą złotówkę. Nawet tę ostatnią, której im jeszcze nie odebrali.
Kamil Durczok
Walczymy o niezależność dla śląskiej onkologii - wspólna akcja śląskich mediów. Czytaj więcej
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?