Teatr Nowy w Zabrzu: "Wiśniowy sad" PREMIERA
Ogień (ważny zresztą w epilogu spektaklu) podłożył gruziński reżyser David Mgebrishvili, który zaproponował oryginalną, choć i ryzykowną, interpretację klasycznego dzieła. Krótko mówiąc: wszystko jest w niej jakby wbrew Antoniemu Czechowowi, a jednocześnie wprost z niego. Na tej sprzeczności opiera się emocjonalna siła zabrzańskiej inscenizacji.
Niepokój atakuje nas już przed rozpoczęciem spektaklu. Wchodzimy na widownię przy otwartej kurtynie. Na scenie nie ma jednak stylowych mebli, nie majaczy w oknie sad, nikt nie wnosi samowaru. Nie ma życia po prostu. Bo ten dom już nie istnieje. O tym, że kiedyś się tu rodzono, kochano i umierano, świadczą tylko puste szuflady i kilka zabawek. Świetna scenografia Tamri Okhikiani wyznacza oś interpretacyjną - Raniewska i jej krewni nie przyznają się, nawet przed sobą, do tego, że już wydali wyrok na rodzinne gniazdo. Snują się po tym domu jak duchy, jak postacie ze snu. A że będą pięknie opowiadać o sentymentach i wracać do wspomnień?
Robią to dla spokoju sumienia i na użytek innych; przecież wypada użalić się nad okrutnym losem. W rysunku postaci, reżyser niemal rezygnuje z lirycznego ciepła, „kanonicznego” w teatralnej tradycji „Wiśniowego sadu”.
Tym razem bohaterowie są zaskakująco zimni, jakby pozbawieni uczuć, a w relacjach z innymi kryją się za maskami - egzaltacji, drwiny, udawanego smutku. Gdy jednak wydaje się to nam nadużyciem wobec Czechowa, reżyser nagle wprowadza intymne monologi, w których - już wiernie za autorem - bohaterowie ukazują swoje prawdziwe, poharatane wnętrza. Nieszczęśliwi, przygnębieni, upatrujący jednak jakiejś nowej szansy w życiu „po wiśniowym sadzie”.
Mnie się taka interpretacja Czechowa bardzo podoba. Pokazuje, jak wieloznaczna to sztuka, jak różnie można ją (wciąż!) czytać i jak wiele mówi o człowieku. Przekonuje mnie też dystans do tekstu, podkreślony, poniekąd prywatnym, wychodzeniem aktorów z roli.
I doceniam wysiłek aktorów. Danuta Lewandowska w roli Raniewskiej to kobieta utkana z lekkomyślności i goryczy. Rewelacyjna jest Anna Konieczna jako Ania; niby w kontrze do schematu słodkiej, romantycznej nastolatki, w duszy porażająco delikatna. Andrzej Kroczyński jako Łopachin - bardziej niż miłością kierujący się zemstą nad dziedziczką.
Mam natomiast zastrzeżenia do samej inscenizacji. Kompletnie nie sprawdza się wyprowadzenie części akcji na widownię. Widzom trudno cokolwiek zobaczyć, a słuchać nudno. Po drugie: przy tak maksymalnym skondensowaniu tekstu, liczne minuty ciszy zakłócają rytm narracji. Nawet jak na Czechowa, który kochał ciszę na scenie, jest ich za dużo i trwają zbyt długo. Ale i tak polecam.
POLECAMY PAŃSTWA UWADZE:
Zobaczcie niezwykłe stylizacje uczestników MAYDAY 2017 - ZDJĘCIA
Disco Attack 2017. Spodek szalał na Zenku Martyniuku, zespołach Boys i Weekend - ZDJĘCIA
Zapraszamy do fotoreportażu multimedialnego, który jest zwieńczeniem naszej podróży.
Czy dostałbyś się do policji? PRAWDZIWE PYTANIA TESTU MULTISELECT
Znasz język śląski? Przetłumacz te zdania QUIZ JĘZYKOWY II
Magazyn tyDZień Informacyjny program Dziennika Zachodniego
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?