Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To jest niezwykła opowieść o tym, że człowiek jest dobry. Krystyna Janusz: kobieta-instytucja

Barbara Kubica-Kasperzec
Barbara Kubica-Kasperzec
Zobacz kolejne zdjęcia. Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE
Zobacz kolejne zdjęcia. Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE ARC
- Mów mi babcia. I chodź jeść, bo źle wyglądasz... - powiedziała kiedyś panu Bogdanowi Krystyna Janusz. I tymi słowami uratowała mu życie.

Niezwykła opowieść o ludzkim dobru

Noc była piekielnie zimna. Nogi przemarznięte do kości, a chłód wbijał mi się przez całą noc w ciało niczym szpilki. Sam nie wiem, jak to się stało, że byłem w stanie w ogóle zmrużyć oko. Pamiętam, że nerwowo zacierałem ręce z zimna, aż skóra skrzypiała. Kiedy rano zza chmur wyjrzało słońce uśmiechnąłem się…

- W końcu będę mógł się trochę ogrzać – pomyślałem. Bo to dopiero pierwsze, w miarę ciepłe dni tej wiosny. W nocy bywało jeszcze ciężko, ale w dzień…. Bogu dzięki za słońce. Poszedłem tam gdzie zawsze. To jedno z tych miejsc, które lubiłem najbardziej. Mały skwerek z ławkami, fontanną, tuż obok urzędu miasta w Rybniku. Przechodziło tam mnóstwo osób, ale na jednej z tych bocznych ławek zawsze dało się odpocząć, ogrzać w promieniach słońca.

Siedziałem z zamkniętymi oczami, próbując zignorować kiszki, które zaczynały mi grać już kolejnego marsza, trochę drzemałem. Nagle poczułem mocne i zdecydowane szarpnięcie za ramię.

- Co za pieron? - pomyślałem niechętnie otwierając oczy pewny, że przed sobą zobaczę twarze dwóch strażników miejskich, którzy znów zaczną swoją standardową gadkę, że na ławkach spać nie wolno, że mam iść gdzieś indziej. Ale nie. Nad sobą w odległości metra od mojej twarzy ujrzałem mieniącą się w blasku porannego, wiosennego słońca burzę jasnych włosów. - Anioł? W niebie już jestem? - kombinowałem na szybko. - Co Pan tu robi? - usłyszałem zdecydowany głos starszej pani. - No pięknie, znowu ktoś z opieki będzie mnie nawracał na dobrą drogę – myślałem. - Grzeję się w słońcu, nie wolno? - zapytałem panią zadziornie. Pod pachą miała sporą torebkę. Nie wyglądała ani na taką co z OPS-u przyszła, ani na taką co dopiero co wyszła z kościoła po modlitwie różańcowej. Kto to jest? Zadawałem sobie w głowie to pytanie spoglądając na kobietę. Starsza pani, koło 70-tki. A ta uśmiechnęła się szeroko. - Pan idzie ze mną, zjemy coś – powiedziała głosem nie znoszącym sprzeciwu.

Nie przeocz

- Iść, czy nie. Nie znam kobiety, nie wiem, czego ode mnie chce – biłem się przez kilka sekund z myślami patrząc jak pani dziarskim krokiem maszeruje w stronę pobliskiej galerii handlowej. Ona chyba nie wie, że tacy jak ja, nie są tam zbyt miło widziani. Ale odzywający się coraz mocniej żołądek i te fatalne uczucie ssania w nim, mnie przekonało. Pozbierałem graty i poszedłem za nią. Kurczę, ależ mnie te moje przemarznięte nogi bolały…

On – to pan Bogdan. 47-letni dziś rybniczanin. Od dwóch, czy nawet trzech lat bez dachu nad głową. Nie pamięta dokładnie, kiedy stracił dom, bo w zasadzie po co taką datę pamiętać? To żadne święto, a jedynie powód do wstydu. Jak zabalował, spał gdzie popadło. Niejednokrotnie pod gołym niebem, czasem na jakieś melinie, na przystanku, a kiedy był trzeźwy, to w schronisku. Czasem było mu piekielnie zimno, a czasem, znieczulony alkoholem nie czuł nic. Jego poplątane losy, to historia na książkę...

I ona. Krystyna Janusz. Babcia Krysia. Tak o niej mówili wszyscy. Symbol Jejkowic. I wcale by się o to stwierdzenie dziś na nas nie pogniewała.

- Wszyscy do niej mówili babciu. Ja, radni z gminy, dzieci na ulicy i panowie pijący pod spożywczym piwko. Dla wszystkich była naszą, babcią Krysią – mów Marek Bąk, wójt Jejkowic. Krystyna Janusz, kiedy w najmniejszej gminie na Śląsku rodził się samorząd (po utworzeniu osobnej gminy Jejkowice – red.) została radną. Kobieta – instytucja. Działała w kole gospodyń, pomagała wszystkim, udzielała się. Była aktywnym społecznikiem. Każdy w tej małej gminie pamięta ją na jechała na swoim rowerze na przystanek autobusowy. Zawsze w biegu, zawsze z uśmiechem na twarzy. Ludzie pamiętali jaki otrzymała aplauz w czasie spotkania wiejskiego, gdy burzliwą dyskusję na sali zakończyła stwierdzeniem: – 16 lat temu, kiedy rozpoczynałam działalność w samorządzie pan przewodniczący powiedział mi, że rządzenia trzeba się uczyć. Po tych 16 latach, ja Wam dzisiaj powiem: że radny nie jest od rządzenia, ale od służenia. I ona słowa te, wypowiedziane na pamiętnym spotkaniu, na każdym kroku wcielała w życie.

To ona, w ten chłodny, wiosenny poranek, zaczepiła pana Bogdana w Rybniku. - Babcia jestem, chodź jeść – powiedziała mu wtedy na skwerku krótko. Później była już bardziej rozmowna. I tak w ten słoneczny poranek między tą dwójką zupełnie rożnych ludzi nawiązała się niesamowita więź.

Niech Pan bierze, co chce – powiedziała mi pani Krysia w restauracji w galerii handlowej, do której poszliśmy ze skwerku. Mieli tam jedzenie na wagę, można było brać do woli. Ale to pachniało. I naleśniki i kurczak i gorące, parujące jeszcze ziemniaki. A żołądek dudnił mi niczym werble. - Nie przesadzaj Bogdan, nie wypada ładować ile wlezie na talerz – upominałem w myślach sam siebie. I ostatecznie postawiłem na pieczeń, ziemniaki. - Sałatkę weź – upomniała mnie pani Krysia. To wziąłem, co się będę ze starszą panią kłócił. I tam wtedy nad papierowym talerzem zaczęliśmy rozmawiać. Pytała, jak stałem się bezdomny, czemu nie jestem w schronisku, jak sobie radzę, czego mi trzeba. - Masz telefon? Wpisz sobie mój numer telefonu, tylko zapisz pod „babcia” nie inaczej – upomniała mnie na koniec naszego spotkania. Kiedy po kilku dniach telefon znów zadzwonił, spojrzałem na wyświetlacz i widząc to słowo nie wierzyłem. Spotkaliśmy się znowu. - Będziesz moim syneczkiem – usłyszał podczas jednego z kolejnych spotkań.

Tą przedziwną parę przyjaciół spotkać można było najczęściej na rybnickim Placu Wolności. Czasem szli z pobliskiego sklepu z bułkami, jakąś kiełbasą w siatce. Czasem siedzieli na ławce i wspólnie zajadali się kołoczkami. A jeszcze innym razem babcia Krysia prowadziła pana Bogdana do siedziby OPS i załatwiała mu co się dało. - Ona wchodziła do nas, do biur jak do siebie. Współpracowała z nami przez cały czas, dbała o tego swojego Bogdana jak mogła, choć sama miała już problemy ze zdrowiem. Byliśmy dla niej pełni podziwu – mówi Dariusz Piotrowski, rybnicki streetworker, pracownik socjalny z Ośrodka Pomocy Społecznej w Rybniku. On z bezdomnymi pracuje od lat. Spotyka ich wielu na ulicach, w parkach, na przystankach, w miejskiej ogrzewalni. - Pamiętam taką scenę, kiedy pan Bogdan dostał skierowanie na odwyk. Pani Krystyna chciała mieć z nim kontakt, więc postanowiła kupić mu jakiś wysłużony, ale działający telefon. Targowała się jak najlepszy handlarz – dodaje.

Nogi swędziały mnie niesamowicie. Skóra była cała popękana, czerwona choćby pomalowana farbą. Było źle. Wiedziałem, że zbyt mocno przemarzłem. - Daj mi te nogi, zmienimy opatrunek, posmarujemy – powiedziała mi babcia Krysia. Ale tutaj? Rozejrzałem się wokoło. Przecież byliśmy w centrum Rybnika, na największym przystanku autobusowym w mieście. - A co wstydzisz się? Daj tu te nogi – rozkazała pokazują ławkę. Niedawno dostałem od niej niezły ochrzan. Pobłądziłem, niestety. Przechodziłem obok sklepu spożywczego, w kieszeni miałem drobniaki. Wystarczyło na piwo. Tylko na jednym się nie skończyło. Poszalałem, zaryłem gdzieś nosem o ziemię. Siniaki miałem na całej twarzy. Jak mnie babcia zobaczyła… Ale była wściekła. - Pan patrzy, jak ten mój „synuś” wygląda. Niech mu pan zdjęcie zrobi, ale wstyd – mówiła do pana Darka z opieki. No i zrobił. A przecież szło mi tak dobrze.

Kiedy dostałem się na odwyk do Gorzyc, babcia cieszyła się jak cholera. Była dumna. - Uda ci się – przekonywała mnie. No to pojechałem na ten koniec świata się leczyć. Ba! Ona odwiedzała mnie tam nawet! Jechała chyba czterema autobusami. Przywoziła najlepsze żelki, krzyżówki, zeszyty. Po co zeszyty? Bo na odwyku trzeba swoje przemyślenia zapisywać, nie tylko uczyć się żyć bez „gorzały”. Jak pokazali nam jakiś film, to wnioski z tego filmu musiałem zapisać w zeszycie. Ale byłem dumny z siebie, że tam wytrzymałem. A potem taka wtopa. Babcia Krysia była zła. - Taki zawód jej sprawiłem – myślałem. Ale mojej babci, mojego anioła to nie odstraszyło. Odwiedzała mnie w schronisku Brata Alberta w Przegędzy (gmina Czerwionka-Leszczyny). Nie wiem jak ona tam do tego lasu docierała. Rodzinie mówiła, że jedzie do lekarza. Opowiadała mi o tym, że coś się jej pokomplikowało z leczeniem, że teraz radioterapia.

Opowiadała, że jej ukochane dzieci są na nią trochę złe, że do lekarza nie pozwoliła się zawieść. Kiedy nas wszystkich w schronisku zamknęli, na przymusową kwarantannę przez covida, też mnie odwiedzała. Podrzuciła jakąś kawę, herbatę. Zresztą przy niej nigdy nie głodowałem. Nawet jak w schronisku na śniadanie wiecznie była zupa mleczna, od niej miałam razem wuszt, raz chleb i zymft. Nie dziennie, raz na jakiś czas. Kogo przecież dziś stać na utrzymywanie obcego człowieka? Co ja bym bez tej mojej babci kochanej zrobił. Przecież bym na ulicy tych dwóch lat nie przeżył. A tak i na odwyku było łatwiej, bo nie chciałem jej zawieść, zawsze mogłem od niej zadzwonić. Mój anioł, prosto z nieba mi wtedy na ten skwerek spadła.

Pod koniec października, w sobotę, było tak pięknie na dworze. Zadzwonię do babci – pomyślałem. - Nie ma takiego numeru – usłyszałem w słuchawce. Babcia Krysia numer zmieniła? Niemożliwe. I przypomniałem sobie potem, że ostatnio jak dzwoniła, to mówiła, że w szpitalu jest. Kiepsko się czuła. Jak wyjdę, to cię odwiedzę – powiedziała mi. Od razu pomyślałem, że moja babcia, mój anioł, co mi życie uratował, teraz sam poszedł do nieba. Chyba z tego szpitala nie wyszła.

Pożegnano ją tuż po święcie zmarłych. Na pogrzebie Krystyna Janusz były tłumy. I rodzina i znajomi i mieszkańcy Jejkowic. Był nawet ten starszy pan, co lubi pod spożywczakiem przesiadywać. Ale Bogdana nie było. O śmierci swojego anioła dowiedział się z gazety, z Dziennika Zachodniego, którą pan Darek z OPS pokazał mu na początku listopada. - Muszę sobie teraz sam, bez mojej babci radzić… - powtarza.

Musisz to wiedzieć

od 12 lat
Wideo

Niedzielne uroczystości odpustowe ku czci św. Wojciecha w Gnieźnie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera