Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

100 wulkanów w 10 lat - niezwykły projekt podróżnika z Bytomia

Magdalena Nowacka
Magdalena Nowacka
arc Grzegorz Gawlik
Bytom: Grzegorz Gawlik, zdobywca wulkanów. Podróżnik z Bytomia zakończył podróż po Ameryce Południowej i Północnej Opowiada nie tylko o samej wyprawie, ale też o tym, dlaczego jeździ sam i ile jest w stanie znieść

Bytom: Grzegorz Gawlik, zdobywca wulkanów

Swoje życie podporządkował zdobywaniu wulkanów. Właśnie wrócił z wyprawy do Meksyku, Chile i Argentyny, gdzie zdobył kolejne. „Przy okazji” przemierza pustynie, tereny okołopolarne, góry wysokie, tropiki. Nam opowiada, jak wygląda jego ekstremalne życie podróżnika.

Ponad połowę już ma. Kilkanaście z ostatniej wyprawy

Projekt „100 wulkanów w 10 lat”, tak naprawdę mógłby już prawie mieć z głowy. Bo tak naprawdę z 70-80 wulkanów ma już na swoim koncie.

- Moi znajomi śmieją się, że tak naprawdę, ja chyba tego projektu nigdy nie chcę skończyć. A to dlatego, że niektóre wulkany mniej ciekawe, położone za blisko siebie, mniej trudne do zdobycia, wpisuję do tzw. drugiej tabeli. Bo zależy mi, aby w projekcie była setka tych „naj” - wyjaśnia.

I podaje przykład z ostatniej wyprawy, gdzie podczas odwiedzin Wysypy Wielkanocnej, był na pięciu wulkanach. Ale wszystkie, jego zdaniem zbyt łatwe do zdobycia. Za proste. Do projektu zaliczył z tego tylko jeden. - Trudno mu ustalić tak naprawdę, ile jeszcze tych wulkanów mi zostało - śmieje się. Ale ponad połowa już jest.

W ciągu miesiąca zdobył cztery siedmiotysięczniki samotnie. W pięć dni najwyższe wulkany Ameryki Północnej, w tym jeden podczas erupcji. - Musiałem oszukać wojsko i policję federalną, żeby wejść nocą i być na szczycie - zdradza. Ma ze sobą dwa GPS-y, które pomagają mu w ustaleniu potrzebnych danych. Przywozi ze sobą fragmenty lawy i popiołu wulkanicznego. Na niektórych wulkanach był pierwszy Polakiem, na niektórych był jednym z nielicznych, na których był.

Wędruję sam, bo jestem trudny. Ale lubię ludzi

Mówi o sobie, że ma trudny charakter. Upór i perfekcjonizm wymienia jako wady. Przyznaje, że trudno z nim wytrzymać na wyprawach, dlatego zwykle jeździ na nie sam. Bez zaplecza. - Zemdleję, złamię nogę, nie mogę na nikogo liczyć - mówi wprost i z pełną świadomością. Kiedy wraca z wypraw, towarzystwa jednak nie unika. - Ja naprawdę bardzo lubię ludzi, ale na wyprawach mi przeszkadzają. Plan, który założę, musi być zrealizowany. Kwestie spania, jedzenia, pogody, odpoczynku czy kontuzji są dla niego nieistotne.
- Ja takich przeszkód nie przyjmuję do wiadomości. Cel trzeba osiągnąć. Nikt tego nie wytrzymuje - mówi szczerze. On sam eksploatuje swój organizm do maksimum. Przez dwa tygodnie potrafi się żywić samymi batonami, popijając wodą. Może nie spać kilka nocy. Trzeba iść 48 godzin - da radę.

- Na wulkanie Pissis byłem podczas śnieżycy. Śnieżyca na wysokości 6 tys. 800m nie jest czymś szczególnie przyjemnym. Nic nie widać, można się było łatwo zgubić. Śnieg zasypał rumowisko skalne, nogi co chwilę wpadały mi w jakieś dziury. To, że ich nie skręciłem to naprawdę cud - mówi z rozbrajającą szczerością.

Ktoś „normalny” poczekałby na lepsze warunki. Jemu się spieszyło. Wulkany to już dla niego coś tak naturalnego, że nie czuje bariery strachu, którą maja inni. - Zdarzyło mi się, że ktoś, kto był ze mną, mówił wprost, że dalej już nie pójdzie, że go paraliżuje strach. Ja idę - mówi. Czy w takim razie nie ma wcale poczucia lęku? Mówi o tym niechętnie. - No mam świadomość, że mogę zginąć. Staram się wtedy maksymalnie skoncentrować, wyostrzyć wszystkie zmysły, żeby być gotowym do ucieczki. Z drugiej strony wiem, że jak wulkan wybuchnie to mnie w sekundę zabije. Ale jako optymista wierzę, że zawsze się uda - mówi.

Zwraca uwagę, że wspólne wyprawy są traktowane jako przygoda, rozrywka, wykorzystanie supersprzętu. - Nie ma w nich miejsca na ambitne cele poznawcze, naukowe, eksploracyjne. - A mnie to właśnie najbardziej kręci - mówi. Żeby zrobić coś rzadkiego, bez szablonu. Jak już jest przy wulkanie, to obchodzi go z każdej strony.

- Nie chcę potem wracać, coś nadrabiać. Świat jest zbyt ciekawy, ja chcę być co roku w innym miejscu. Sam jestem w stanie to szybciej osiągnąć. Jest oczywiście niebezpieczniej, drożej, trudniej w sensie fizycznym, kiedy trzeba nieść sprzęt i pożywienie, ale wszystko zależy ode mnie. Jak przygotowuje się na wyprawę? Głównie przez chodzenie. Długie trasy, do tego plecak wypełniony kamieniami. Ale stara się nie przesadzać.
- Nie można dopuścić do wyeksploatowania organizmu przed wyprawą, niektórzy ten błąd popełniają. Ja robię jeszcze rozgrzewki podczas wyprawy. Dieta?

- Podczas takich wypraw sporo się traci. Ale powiem szczerze, czym wielu szokuje, ja nie zwracam uwagi za bardzo na jedzenie. odżywki, witaminy? Nie biorę, mój organizm przyzwyczaił się do prostego i szybkiego jedzenia - stwierdza.

Teraz czas, aby podzielić się wrażeniami

Gdzie następna wyprawa? Grzegorz przyznaje, że różne pomysły chodzą mu głowie, ale marzenia, marzeniami, a rzeczywistość jest, jaka jest. - Tak podróż to gigantyczne koszty. Cały sprzęt, który miałem ze sobą poszedł w drobny mak, nie oparł się wulkanom, warunkom, które tam panują - przyznaje. Dodaje też, że musi poświęcić czas na przejrzenie, wybranie, publikacje i archiwizacje zebranych danych, zdjęć, filmów, notatek. Trzeba to ogarnąć.

Czy nie myślał, aby napisać książkę? - Dzisiaj każdy podróżnik pisze książkę, a nikt tego nie czyta, szkoda czasu - mówi nieco prowokacyjnie. - A jeśli już coś w papierze, to myślę bardziej o albumie ze zdjęciami i opisami - mówi. Ale blog, to co innego. Przyznaje jednak, że pisze go powoli. - Dlatego staram się, żeby był właśnie trochę taki, jak książka podróżnicza, pisany literacko - podkreśla.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!