Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lekarze uratowali życie 11-latkowi. Grzesia czeka droga rehabilitacja. Można mu pomóc

Agata Pustułka
Grzegorz jest cały czas rehabilitowany. Jego rodzice robią wszystko, by był jak najbardziej sprawny  i cieszył się życiem jak wesoły 11-latek sprzed wypadku. Możemy pomóc rodzinie z Gierałtowic
Grzegorz jest cały czas rehabilitowany. Jego rodzice robią wszystko, by był jak najbardziej sprawny i cieszył się życiem jak wesoły 11-latek sprzed wypadku. Możemy pomóc rodzinie z Gierałtowic Archiwum rodzinne
W Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka lekarze wykonali niezwykle trudny zabieg operacyjny. Uratowali życie 11-letniemu Grzesiowi, ofierze wypadku drogowego. Ale chłopiec musi być ciągle rehabilitowany. Można mu pomóc!

Cztery szpitale nie zdecydowały się na przeprowadzenie operacji 11-letniego Grzesia z Gierałtowic. Dopiero specjaliści z Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach-Ligocie podjęli się tego bardzo trudnego zabiegu. Dzięki ich profesjonalizmowi chłopiec żyje. Takich zabiegów wykonano dopiero około stu na świecie.

Żeby opowiedzieć historię Grzesia, trzeba cofnąć się do 27 lipca tego roku. Był środek wakacji. Pogodny dzień. Chłopiec przejeżdżał na rowerze przez przejście dla pieszych, gdy nagle uderzył w niego samochód.

- Syn już był prawie na chodniku. Brakło sekund, żeby był bezpieczny - mówi Anna Aleksandrzak, mama chłopca.

Tata Grzesia, Maciej, dopowiada, że w tym ogromnym nieszczęściu jego syn miał trochę szczęścia. Huk z ulicy usłyszał 16-letni strażak z OSP, który krzątał się koło domu i szybko pobiegł na miejsce zdarzenia, zaczął reanimację. Niemal natychmiast przyjechała wezwana karetka pogotowia, a w niej dwóch lekarzy i anestezjolog, którzy szybko zajęli się Grzesiem. Wezwano helikopter ratunkowy, który przetransportował chłopca do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach.

- Nasz pacjent miał bardzo poważne obrażenia, także głowy. Cały ciężar uderzenia przyjęła prawa strona jego ciała. Takie urazy zawsze wymagają współpracy specjalistów różnych dziedzin zajmujących się problemami traumatologii dziecięcej, czyli anestezjologów, neurologów i chirurgów - mówi dr hab. Ilona Kopyta, kierownik oddziału pediatrii i neurologii wieku rozwojowego GCZD.

Grzegorzem musiało się zająć wielu specjalistów. Najpierw trafił na oddział anestezjologii i intensywnej terapii, gdzie ustabilizowano jego stan, potem na neurologię. Wówczas okazało się, że u chłopca doszło do powstania pourazowego tętniaka rzekomego tętnicy podobojczykowej. Znalazł się w stanie zagrożenia życia.

Tego typu powikłania występują dość rzadko - wyjaśnia dr Piotr Stanek, ordynator oddziału kardiochirurgii w GCZD, który wraz z dr. hab. Markiem Witesem (był głównym operatorem, dr Stanek mu asystował) uratowali Grzegorza.
- W wyniku urazu powstaje w tętnicy dziura, zaczyna wypływać krew, a następne tworzy się krwiak. Na początku chcieliśmy operować pacjenta w jednej z klinik naczyniowych lub w pracowni hemodynamicznej, ale w czterech szpitalach nie zdecydowano się na leczenie chłopca. To bardzo trudny zabieg, obarczony wielkim ryzykiem przede wszystkim ze względu na miejsce - bliskie odejściu tętnic do mózgu - zaznacza.

Przez klatkę piersiową dostali się do tętnicy. W miejscu jej odejścia od aorty najpierw założyli zacisk. Krew ciągle przeciekała. Na tym etapie operacji włączyli krążenie pozaustrojowe, by pacjent nie tracił już krwi, by nie doszło do obniżenia ciśnienia. Dla chorego była to najlepsza opcja. Chirurgom udało się dojść do krwiaka, usunąć wszystkie skrzepy i zamknąć ubytek. Zabieg trwał ok. trzech godzin. Po operacji Grzegorz był poddawany wielotygodniowej rehabilitacji na oddziale neurologii i oddziale rehabilitacji neurologicznej.

- Ze względu na obrażenia musieliśmy postępować niezwykle ostrożnie - wyjaśnia dr hab. Ilona Kopyta. - W przypadku wypadków komunikacyjnych u małych dzieci wystarczy podmuch od przejeżdżającego tira, by spowodować upadek i poważne obrażenia; takich pacjentów również leczyliśmy na oddziale.

Z perspektyw obrażeń uratowanie Grzesia można traktować jak cud. - Nasz pacjent opuścił oddział, samodzielnie chodząc i wypowiadając pojedyncze słowa, rozpoznawał także bliskich, co było ogromnym sukcesem i stanowiło znaczącą różnicę w stosunku do jego stanu w momencie rozpoczęcia leczenia w szpitalu - mówi dr Kopyta.

Chłopiec wrócił niedawno do domu. Przez cały czas pobytu w szpitalu nie opuszczała go mama. Dziś na rodziców spadł trud dalszej rehabilitacji. Niektóre problemy są nieodwracalne.

- Nauczyliśmy go na nowo jeść, chodzić, mówić. Ma cały czas ćwiczenia z neurologopedą. Nie poddajemy się - opowiadają nam rodzice chłopca. - Jesteśmy bardzo wdzięczni lekarzom z katowickiego szpitala. Trudno myśleć, co byłoby, gdyby nie oni. Ich odważna decyzja i podjęcie się tej operacji spowodowały, że Grześ jest z nami - dodaje Maciej Aleksandrzak.

Można wesprzeć rehabilitację Grzesia, wpłacając dowolną sumę na jego konto w Fundacji Pomocy Ofiarom Wypadków Drogowych lub przekazać dla niego 1 proc. podatku. Jak to zrobić? Koniecznie z opisem - cel szczegółowy:
Grzegorz Aleksandrzak lub wpłacić dowolną kwotę na konto fundacji 32 1910 1048 2251 0123 2398 0001.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Lekarze uratowali życie 11-latkowi. Grzesia czeka droga rehabilitacja. Można mu pomóc - Dziennik Zachodni