„Przybywam do Gliwic, żeby pogratulować państwu, po to, żeby powiedzieć: robicie tutaj dobrą robotę. To miasto, niezwykle ważne miasto Górnego Śląska, które, zawsze było miastem pełnym inteligencji, miastem mądrych i gospodarnych ludzi” - mówił wczoraj w Gliwicach prezydent Andrzej Duda.
ZOBACZ KONIECZNIE
ANDRZEJ DUDA W GLIWICACH WZBUDZIŁ KONTROWERSJE
Z ciągu urzędowych uprzejmości można wyłuskać jeden podstawowy wniosek: PiS przeprasza się z samorządami, na które niedawno zamierzało nałożyć kaganiec w postaci działającego wstecz ograniczenia kadencji dla prezydentów, burmistrzów i wójtów.
Jeszcze na początku roku Jarosław Kaczyński mówił o „patologizacji sporej części samorządów, która zaszła tak daleko, iż trzeba to w końcu przeciąć”. „W ten sposób to przecinamy. Warto, żebyśmy zdali sobie sprawę, że są wciąż w Polsce gminy, w których do dziś rządzą ci sami ludzie, którzy w 1973 r., będąc młodymi działaczami partii, zostawali naczelnikami tych gmin.
ZOBACZ KONIECZNIE
PREZYDENT ANDRZEJ DUDA W ZABRZU: SPOTKANIE ZAMKNIĘTE, ALE MIESZKAŃCY PRZYSZLI
"To nie jest normalne" - podkreślał prezes PiS. Większość polityków jego partii traktowała tę diagnozę jak obowiązującą doktrynę. W związku z tym byliśmy świadkami kampanii, w której przekonywano, że samorządy wymagają zmian tu i teraz. Bez podawania konkretnych argumentów. Miało być szybko, kategorycznie i bez względu na koszty.
Prezydent Duda jest o tyle autentyczny w dzisiejszym odwracaniu strategii PiS wobec samorządów, że to z jego środowiska zaczęły płynąć pierwsze wątpliwości konstytucyjne dotyczące ograniczania kadencji wstecz.
Podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach prezydencki minister Andrzej Dera zapowiedział, że Duda nie podpisze ustawy z takim zapisem.
Może to dobre intencje. Może. Ale bardziej – zwykła polityczna kalkulacja.
Abstrahując od kwestii konstytucyjnych, dla PiS wojna z samorządami przed przyszłorocznymi wyborami samorządowymi właśnie była kompletnie bezsensowna. Co więcej, tym razem otwieranie kolejnego frontu konfliktu szybko obróciłoby się przeciwko rządzącej partii. Najpierw w wyborach w 2018 roku, a potem w 2019.
Prezydenci wygnani z samorządów na mocy wstecznej dwukadencyjności już szykowali się na Senat. Przy jednomandatowych okręgach mogliby zdobyć w Izbie Wyższej większość. Rozproszoną, ale jednak większość.
Może PiS ustami prezydenta Dudy przynajmniej tym razem wyciąga wnioski ze strategii „ani kroku wstecz”. Przy pokusach centralizowania sterowania i ograniczania samorządów w inny sposób to jakaś wartość.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?