Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jastrzębie-Zdrój: Dramat rodziny skatowanego na śmierć Jacka: „To jest jakiś koszmar" NOWE FAKTY

Bartosz Wojsa
Bartosz Wojsa
Dramat rodziny pobitego Jacka: "To jest jakiś koszmar"
Dramat rodziny pobitego Jacka: "To jest jakiś koszmar" Bartosz Wojsa
Jacek Hryć w sobotę szedł na urodziny do kolegi, później wstąpił jeszcze na dyskotekę do klubu Impresja w Jastrzębiu-Zdroju. Gdy pięciu mężczyzn brutalnie biło i kopało go po głowie, w szpitalu przebywała jego żona, Monika. Kobieta kilka godzin przed śmiercią Jacka poroniła. Wysłała mu SMSa z tą przykrą informacją, ale Jacek już nie odpisał. Zginął od ciosów. - To jest jakiś koszmar - mówi rodzina ofiary w rozmowie z dziennikarzem "Dziennika Zachodniego", która zgodziła się opowiedzieć o tragedii przed kamerą.

Nasz dziennikarz spotkał się z rodziną śmiertelnie pobitego Jacka z Jastrzębia-Zdroju. Zenon Hryć (ojciec), Katarzyna Khan (siostra) i Elżbieta Kolarczyk (babcia) w bardzo emocjonalnej rozmowie opowiadają przed kamerą o tym, jaki był Jacek. - Nie da się opisać tego, co ja czułem, gdy się o tym dowiedziałem. Pobić kogoś i nieumyślnie zabić, mógłbym to zrozumieć, ale on miał tylko urazy głowy. Bili go tak, jakby dokładnie wiedzieli, gdzie zadać cios. Jak profesjonaliści – mówi Zenon Hryć, ojciec Jacka.

Pogrzeb skatowanego Jacka w sobotę. Jest apel jego żony
Pan Zenon zapowiada, że każda rozprawa w procesie oprawców będzie toczyć się przy otwartych drzwiach. - Ja ich nie nazywam ludźmi, to są mordercy. Nie popuszczę im, zrobię wszystko, by nie zobaczyli już światła dziennego – mówi. Miesiąc przed tym tragicznym zdarzeniem wszyscy bawili się na weselu u chrześniaka pana Zenona. Jacek był świadkiem na ślubie.

- Ostatni raz się z nim wtedy widziałem. To był chłopak do towarzystwa, nie szukał nigdy zwady. Mieliśmy się spotkać w lipcu, całą rodziną. Pamiętam, że Jacek mówił: "jeszcze jest tyle czasu do lipca, spokojnie" - wspomina pan Zenon.

Jacek pracował na co dzień w hurtowni, miał dobrą opinię wśród mieszkańców Jastrzębia. Pomocny, radosny, zawsze uśmiechnięty. Marzył o pracy w policji. - Chciał ciągle się rozwijać, aż tu nagle życie mu się skończyło - mówi rodzina jastrzębianina, który nie tak dawno temu - 30 maja - skończył 28 lat. Lubił jeździć na rowerze, to była jego pasja. Razem z żoną Moniką jeździli po górach, lubili wycieczki. Chcieli mieć dzieci. - Cieszyli się po prostu życiem - mówi pan Zenon.

28-latek od samego początku mieszkał w Jastrzębiu, w domu jednorodzinnym na obrzeżach miasta. Tutaj skończył szkołę podstawową i gimnazjum, jako dziecko uwielbiał grać w piłkę nożną. Później skończył liceum w Zespole Szkół Nr 2 w Jastrzębiu-Zdroju i studia humanistyczne. Zaocznie, bo chciał też pracować. Niedawno przeprowadził się do bloku, razem z żoną urządzili sobie mieszkanie. Niesamowitą więź zawsze miał z siostrą Kasią. Kiedy zmarła jego mama, miał zaledwie 13 lat. - Po śmierci mojej żony, zbliżyli się do siebie. Siostra zapraszała go nawet do Finlandii, gdzie mieszka na co dzień. Miał tam jechać, cieszył się - wspomina pan Zenon.

CZYTAJ TAKŻE:
Bandyci skatowali 28-latka na śmierć w Jastrzębiu. "Nasz Jacuś został brutalnie zabity"
Jastrzębie-Zdrój: Oprawcy 28-latka śledzili go po wyjściu z dyskoteki. Potem skatowali ZDJĘCIA + WIDEO

Był też oczkiem w głowie babci, Elżbiety Kolarczyk. Zawsze jej pomagał, był złotą rączką. - Ja mam nogi chore i przez to problemy z chodzeniem, więc zawsze mi pomagał. Chciał nawet pokazać mi swoje nowe mieszkanie, które z Moniką wyremontowali. Wtedy, kiedy mnie zapraszał, to było moje ostatnie spotkanie z nim - mówi wzruszona pani Elżbieta.

Rodzina wspomina 28-latka jako bardzo spokojnego, radosnego człowieka. - Często mu mówiłam: "Jacek, co ja ci mam dać za takie dobre serce". On był moim oczkiem w głowie. To jest nie do uwierzenia, to, co się stało. I nadal nie wiemy, dlaczego oni mu to zrobili. Teraz się spowiadają, że są niewinni, bo wiedzą, że już się nie może bronić. Co mój biedny wnuczek musiał przeżyć, zanim zatrzymało mu się serduszko? Nie mogę sobie tego wyobrazić - mówi pani Elżbieta ze łzami w oczach.

Jacek miał też świetny kontakt z dziećmi swojej siostry Katarzyny. Kupował im lody, usypiał, bawił się z nimi. 3-letni Tanzeel i Oliya, która ma zaledwie 11 miesięcy. - Uwielbiał je, bardzo kochał - wspomina Katarzyna Khan, która wciąż nie dowierza w to, co się stało.

- Odkąd mama umarła, Jacek zawsze mi powtarzał, że bez względu na to, z kim i gdzie będziemy w życiu, będziemy razem, będziemy się wspierać i kochać. Mówił, że musimy być silni. Bardzo przeżyłam śmierć mamy, a on był moją podporą. To był taki pozytywny człowiek, osoba, która próbowała każdego ratować. Do tej pory nie wierzę, czuję się tak, jakby to był sen - mówi zrozpaczona Katarzyna w rozmowie z dziennikarzem DZ.

Wspomina, że Jacek był osobą spokojną. Nigdy się z nikim nie bił, ani nie kłócił. Zawsze próbował wszystkich ze sobą godzić. Był "dobrą duszą". Aniołem, który chodził po ziemi. - Dlaczego on umarł w takim cierpieniu? To jest dla mnie nie do przeżycia. Dostali z Moniką mieszkanie, urządzili je sobie, planowali dzieci. On po prostu chciał żyć normalnie, jak każdy inny człowiek. Dobrze mu szło w pracy, wszyscy go lubili. Opiekował się babcią, moimi maluchami. Tak bardzo chciałabym być w tamtym miejscu, kiedy to się stało, żeby mu pomóc. Nie mogę spać w nocy, bo jak zamknę oczy to widzę, jak oni go męczą - mówi Katarzyna Khan.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE>>>
Przy żonie Monice, gdy dowiedziała się o śmierci Jacka, była ich ciocia. Wspomina, że to był po prostu koszmar. Jacek był bardzo zżyty z żoną, kochał ją nad życie. - Monika miała powiedzieć, że jej życie po jego śmierci się skończyło. To był taki nasz Jacuś. Złota rączka, dobry człowiek, pomagał w domu. Nie wierzę w to, co się stało, jak oglądam jego zdjęcia to mam wrażenie, że zaraz do mnie zadzwoni - mówi we łzach siostra ofiary.

Rodzina Jacka podkreśla, że nie spocznie, póki sprawcy nie odpowiedzą za to, co zrobili. Domagają się najwyższej kary. - Nie jestem w stanie im wybaczyć, to są mordercy. Nie pozwolę, by wyszli z więzienia - mówi Zenon Hryć, ojciec Jacka. - Gdybym ich spotkał na ulicy, zadałbym tylko jedno pytanie: "Dlaczego?" - dodaje.

- Muszę się zbierać, bo idę na urodziny do kolegi z pracy. Kończę - to była ostatnia wiadomość, jaką rodzina śmiertelnie pobitego 28-latka z Jastrzębia-Zdroju otrzymała. Jacek Hryć wysłał ją do swojej siostry, Katarzyny Khan, z którą rozmawiał.

Jego żona Monika w piątek trafiła do szpitala. Nalegała, by mimo jej złego stanu poszedł na urodziny. Zgodził się, choć niechętnie. - Oni zawsze chodzili wszędzie razem. Byłam zdziwiona, że zdecydował się pójść sam - mówi siostra ofiary.

Po urodzinach, Jacek postanowił pójść jeszcze na dyskotekę do klubu Impresja w Jastrzębiu-Zdroju. Towarzyszył mu jego kolega. W międzyczasie jego żona, która była w ciąży, straciła dziecko. Poroniła. Wysłała mu SMSa z tą przykrą wiadomością, ale nie odpisał. Już wtedy czuła, że coś jest nie tak.

Około godz. 4.18 w nocy, w minioną niedzielę, Jacek i jego kolega zostali zaatakowani przez grupę pięciu mężczyzn w pobliżu skrzyżowania ulic Jeziorańskiego i Solidarności w Jastrzębiu-Zdroju. Nie znali swoich oprawców, ale doszło między nimi do utarczki słownej w dyskotece. Oprawcy śledzili później swoje ofiary.

Znajomy Jacka zdołał uciec, on nie miał tyle szczęścia. Zakatowali go na śmierć, kopali i uderzali po głowie. Mimo szybkiej reakcji, nie udało się go uratować. - Lekarz stwierdził jego zgon na miejscu - mówi mł. asp. Bogusława Dudek z jastrzębskiej policji.

Nasz dziennikarz dotarł do nowych wieści. Prokuratura zabezpieczyła monitoring klubu. Nie wynika jednak z niego, jakoby w środku doszło do sprzeczki. Stało się to dopiero później, przed lokalem. Dalej zdarzenie zarejestrowała tylko kamera przemysłowa, jednak jakość nagrania jest niewyraźna. Widać na nim, że sprawcy po brutalnym pobiciu nie uciekają z miejsca zdarzenia. Czekają na policję.

Tylko jeden z nich uciekł - 23-latek. Wszyscy mężczyźni byli pijani, mieli we krwi około 1,5 promila alkoholu. To jastrzębianie w wieku od 20 do 35 lat: Przemysław K., Artur L., Dawid K., Paweł S. i Łukasz K. Zostali już przesłuchani, nie przyznają się do winy. Ich wersje zdarzeń są sprzeczne. Udało nam się poznać szczegóły dotyczące przesłuchań.

- To byli przeciętni obywatele, wszyscy mieli pracę, stałą albo dorywczą. Głównie wykształcenie zawodowe. Jedna osoba była tylko notowana za posiadanie narkotyków - zdradza prokurator Arkadiusz Kwapiński z Prokuratury Rejonowej w Jastrzębiu-Zdroju.

23-latek, który został złapany najpóźniej, był bardzo emocjonalny. Podczas przesłuchania dało się odnieść wrażenie, że zdał sobie sprawę z tego, co się stało.

- Częściowo się przyznał, m.in. do tego, że kopał pokrzywdzonego i uderzał go w głowę. Reszta mężczyzn nie zaprzecza, że tam byli, ale każdy pomniejsza swój udział. Jeden ze sprawców, ten 23-latek, był najbardziej agresywny - mówi prokurator Kwapiński.

Sprawcom grozi do 10 lat więzienia za pobicie ze skutkiem śmiertelnym. Niewykluczone jednak, że w toku postępowania dojdzie do zmiany kwalifikacji czynu na zabójstwo. Wówczas oprawcom Jacka może grozić nawet kara dożywocia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!