Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ks. Grzesiak: "Bardziej przemawia do mnie miłosierdzie niż ofiara" [WYWIAD]

Bartosz Wojsa
Bartosz Wojsa
Ks. Grzesiak: "Bardziej przemawia do mnie miłosierdzie niż ofiara"
Ks. Grzesiak: "Bardziej przemawia do mnie miłosierdzie niż ofiara" Arc. Wojciech Grzesiak
Ksiądz Wojciech Grzesiak w szerokim wywiadzie dla "Dziennika Zachodniego" wyjaśnia sprawę odwołania go z funkcji kapelana w kaplicy Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego Nr 2 w Jastrzębiu-Zdroju. - Bardziej przemawia do mnie miłosierdzie niż ofiara - mówi o misji Paragwaj, z której, wbrew poleceniom kurii, nie zamierza rezygnować.

Ks. Wojciech Grzesiak od trzynastu lat jest duszpasterzem, a kapelanem w kaplicy w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym Nr 2 w Jastrzębiu-Zdroju był od ośmiu lat. W naszym mieście zna go praktycznie każdy. Tym większy szok spowodowała decyzja Archidiecezji Katowickiej o jego odwołaniu z funkcji kapelana. Otrzymał dekret, zgodnie z którym ma zostać przeniesiony do parafii w Czerwionce-Leszczynach. Przyjął dekret, bo w innym wypadku groziłaby mu suspensa. Z uwagi na stan zdrowia, przeszedł jednak na roczny urlop i zamieszkał w domu rodzinnym w Rybnickich Jankowicach.

CZYTAJ WIĘCEJ: Ks. Grzesiak z Jastrzębia odwołany przez biskupa za "gwiazdorzenie". Parafianie są wstrząśnięci

W odpowiedzi, którą otrzymaliśmy od Archidiecezji Katowickiej, czytamy natomiast, że przenosiny księdza odbyły się zgodnie z prawem kościelnym i ta sytuacja nie odbiega od innych tego typu. Ale kurii nie podoba się jego działalność w stowarzyszeniu “To-Misja”, dzięki której od kilku lat organizuje misje medyczne do Paragwaju. - Ksiądz Grzesiak nigdy nie otrzymał zgody na pełnienie funkcji prezesa stowarzyszenia - mówi ks. dr Grzegorz Śmieciński, rzecznik Metropolity Katowickiego. W niedzielę o godz. 12.30 w kościele Podwyższenia Krzyża Świętego przy ul. Kusocińskiego 45 w Jastrzębiu odbędzie się msza pożegnalna ks. Grzesiaka. O godz. 10. msza odbędzie się też w szpitalu górniczym.

W kaplicy podczas nabożeństwa ogłoszono, że ksiądz odszedł z własnej woli. To prawda?
Tak, a jest to absolutne kłamstwo, bo zostałem zwolniony z obowiązku kapelana dekretem wydanym przez arcybiskupa Wiktora Skworca. Nie była to moja wola.

Tak po prostu, bez podania powodów? Jak ksiądz to ocenia?
Nie podano żadnych powodów. Moją działką jako księdza nie jest to ocenić, ja to przyjmuję. Mam prawo jednak oceniać sobie w sercu, nikt mi tego nie zabrania. Posłuszeństwo polega na tym, żeby przyjąć decyzję przełożonego, co zrobiłem. Wewnętrznie jednak nie zgadzam się z tą decyzją. Nie zgadzam się z tym, że duszpasterstwo szpitalne, które przez 8 lat dobrze funkcjonowało, zasługuje na taką zmianę, bo ona jest zupełnie niepotrzebna.

Zastanawiał się ksiądz nad tym, co mogło być powodem?
Moja sytuacja z urzędem Kurii Katowickiej jest dosyć napięta, w pewnych kwestiach się nie rozumiemy, a ja myślę, że zaangażowanie w misję medyczną Paragwaj jest takim głównym powodem. To ruch, który ma na celu sprawienie, żeby ta misja przestała istnieć. Wcześniej takie głosy się pojawiały? Przecież to nie pierwsza misja, tylko szósta z kolei.
Poprzedni arcybiskup, Damian Zimoń, był bardzo pozytywnie nastawiony do misji, kiedy rozpoczynaliśmy ją z jego błogosławieństwem. Te ostatnie misje, kiedy stanowisko arcybiskupa obejmuje Wiktor Skworc, były już bardzo problemowe. Biskup twierdzi, że jest to moje „gwiazdorzenie”. Człowiek mówi o tym w mediach, wiadomo, ale nie robi tego dla siebie, tylko po to, żeby nazbierać pieniędzy na potrzebujących.

W wywiadzie dla „Dziennika Zachodniego” w 2014 roku w mocnych słowach wypowiadał się ksiądz o polskim Kościele. Mówił o tym, że zniesienie celibatu mogłoby zapobiec problemowi homoseksualizmu i pedofilii wśród księży. Może to mieć związek z tym odwołaniem?
Myślę, że wszystko mogło mieć na to wpływ. Ja nie mówię, że jestem bez winy, że jestem jakimś aniołkiem. Wszyscy wiedzą, że nim nie jestem. Jestem człowiekiem zadziornym i niepokornym, mam swoje zdanie i je utrzymuję. Nie jest to jednak zdanie przeciwne Ewangelii. Jeżeli nawet ksiądz ma jakieś wątpliwości, co do pewnych spraw dyscyplinarnych, to przecież nie są to kwestie ewangeliczne. Ja nigdy nie podważyłbym prawd wiary, nawet prawd moralności. A kwestia zniesienia celibatu to kwestia dyscypliny kościelnej, ona nie dotyczy niczego. Mój charakter wpływa na to, że potrafiłem się dobrze dogadać z personelem szpitala, który jest specyficznym środowiskiem. Razem z moimi przyjaciółmi, bo to oni budowali swoją pracą misję Paragwaj, udało nam się zbudować też coś, co pomaga innym ludziom.
We wpisach na blogu o Misji Paragwaj porównuje ksiądz, jak wygląda w Polsce wizyta biskupa i jak różni się ona od wizyt biskupa w Ameryce Południowej. Tryb życia i pracy polskiego biskupa jest odizolowany i zamknięty, a w Paragwaju dało się wyczuć ciepło, prostotę i normalność. Taka opinia mogła w jakiś sposób urazić księdza przełożonych?
Myślę, że tak, mogła. Arcybiskup też jest człowiekiem. Nieraz ludzie patrzą na księży w taki sposób, jakbyśmy nie byli ludźmi. Arcybiskup oprócz tego, że jest biskupem, urzędnikiem, pasterzem, jest też człowiekiem, więc kwestie, które uderzają w niego bezpośrednio, mogą zaboleć. Rozumiem, że on może się zdenerwować, ma prawo poczuć się urażony. Niemniej to, co napisałem, jest prawdą. Mam charakter, jaki mam i mówię to, co myślę. Rozmawiałem na temat tego odwołania z biskupem z Paragwaju, który jest nim od 17 lat, i on nie może się nadziwić, że postępowanie naszego biskupa w tej sprawie może być takie. Bo to jest dziwne.

Czyli to nie jest tak, że ksiądz się teraz odcina od tych wszystkich opinii, które wygłaszał? Gdyby wiedział, że taki będzie ich efekt, wypowiedziałby je po raz kolejny?
Od niczego się nie odcinam. Są sprawy, które ewoluują w głowie człowieka, i później on się z tego może wycofać. Po wypowiedzi o celibacie biskup powiedział publicznie, że nie mam prawa tak mówić. Miał prawo mnie upomnieć, a ja naukę o tym całkowicie przyjmuję, ale skoro teologowie mogą stawiać pytania, to ja również mogę. Nie ma chyba takich kwestii, z których mógłbym się teraz wycofać, więc tego nie robię.

Wierni nie mogą pogodzić się z decyzją arcybiskupa. Zbierają teraz podpisy pod petycją i chcą, żeby ksiądz został przywrócony na stanowisko.
Wiem. Prawo kanoniczne nie zabrania wiernym wystosowywania pism do arcybiskupa. Moje zadanie jako duchownego jest przyjąć dekret i generalnie nie podjudzać. Mam jednak szacunek do tych ludzi. Czują, że taka jest właściwa droga. Jestem duchowo z nimi, co nie znaczy, że w jakikolwiek sposób przyczyniłem się do tego, że takie pisma powstają. Oni mają do tego prawo, mają prawo wypowiadać się na ten temat i to robią. Biskup musi to wziąć pod uwagę. Ja wiem, że to będzie odebrane w ten sposób, że ja za tym stoję, bo tak zawsze jest. Szuka się niestety tej gorszej strony. Niemniej trzeba tych ludzi szanować, bo się na to zdecydowali i zadają sobie trud chodzenia, zbierania podpisów, wysyłania petycji do biskupa. Ja jestem od tego kanonicznie daleko. Dostałem dekret, przyjąłem go, ale nie mogę powiedzieć ludziom: to źle. Nie mogę i tego po prostu nie powiem.
Ale, tak po ludzku, takie działania innych księdza cieszą? Bo pokazują, że dobrze spełniał swoją rolę .
Ewangelicznie mówię tak, że sługami nieużytecznymi jesteśmy i zrobiliśmy to, co mieliśmy zrobić. Jako człowieka oczywiście cieszy mnie to, że ta praca, którą się tam robiło, miała i ma sens, a ludzie to widzą. Ale niektóre rzeczy, jak takie zmiany, powinno się robić w nieco inny sposób. Zmiana miejsca zamieszkania z dnia na dzień, przed świętami Bożego Narodzenia, w zimie, kiedy jest minusowa temperatura, nakaz przeprowadzania się w inne miejsce. Tak nie powinno być. Zgodnie z dekretem, muszę przeprowadzić się z dnia na dzień. Takie jest prawo kościelne. Nie mówię, że biskup postępuje bezprawnie, bo postępuje według prawa kościelnego, jest moim przełożonym. Ci wszyscy, którzy komentują gdzieś tam negatywnie: „przecież ślubowałeś posłuszeństwo”, nie wiedzą, jak to wygląda. Ja wiem, co ślubowałem i nikt nie musi mi o tym przypominać. Nikt nie musi mi też przypominać, że jestem księdzem. Jeszcze raz mówię: ja tę decyzję przyjąłem. Gdybym nie przyjął, byłbym zawieszony. Mnie posłuszeństwo nie zabrania myślenia i opiniowania. Posłuszeństwo w kościele ma to do siebie, że ono ma być wykonane, a to, co ja myślę na ten temat to już moja sprawa, mój umysł, moje doświadczenie, którego biskup nie zna. Oni postrzegają posłuszeństwo jako niewolnictwo. A ja nie jestem niewolnikiem. Nie chcę jednak podjudzać, przyjąłem dekret, choć wewnętrznie się z nim nie zgadzam – z okolicznościami, czasem i tym wszystkim.

Czy zdarzało się w historii , że takie petycje przynosiły skutek? Jest szansa, że ksiądz zostanie przywrócony?
Nie wiem, ale nie żywię takiej nadziei. Zważywszy na to, że ostatnie decyzje idą w kierunku całkowitego wyrzucenia misji Paragwaj. Otrzymałem decyzję na piśmie, że mam przestać być prezesem stowarzyszenia, co jest wykonalne, ale już następnych zdań, że mam zaprzestać całkowicie tej działalności, nie rozumiem. Choćby w perspektywie tego, że w lutym – co napisałem biskupowi – mam jechać po ciężko chorą, 3-letnią Blankę, którą miałem przywieźć do Polski na operację, której lekarze zgodzili się podjąć. Biskup tym samym powiedział tym pismem, że zabrania mi po nią jechać. Do mnie bardziej przemawia miłosierdzie niż ofiara, więc zabiorę ją na sto procent. Nie mam wątpliwości, co do tego, chyba że pojawią się jakieś względy medyczne, że na przykład nie można jej operować. Ale z mojej strony jest tak, że ją tutaj przywiozę. Nie wyobrażam sobie innej decyzji. Ona ma 3 latka, kiedyś dorośnie, a wtedy co jej powiedzą? Że była tutaj kiedyś taka misja, był gość, padre Adalberto, który chciał ją ratować... „Ale wiesz, jakiś tam jego biskup powiedział, że on nie może tu przyjechać i żyjesz teraz z tym naczyniakiem”, tak jej powiedzą? Albo może Blanka żyć już nie będzie, bo jej życie z naczyniakiem długo nie potrwa. Czy to jest droga chrześcijańska? Ja tego nie przyjmuję. Rozumiem posłuszeństwo, zmiany, kościelne prawa, którym się poddałem. Nie rozumiem jednak zwykłego braku wyczucia ludzkiego miłosierdzia. W tej misji 1200 ludzi otrzymało pomoc. W naszej diecezji, nawet w Jastrzębiu-Zdroju, są księża, którzy zasługiwaliby na takie przeniesienie od ręki. Za swoje życie, postępowanie. Niemniej są bardzo mocno otoczeni płaszczem opieki i dalej pozostają księżmi. To budzi moje zgorzknienie.
A jak ksiądz wyobraża sobie teraz życie w charakterze duszpasterza? Jakie plany na przyszłość?
Będę odprawiał msze w Jankowicach Rybnickich, w miejscowym kościele. Mieszkam tu u rodziców. Niemniej wciąż jestem związany ze szpitalem w Jastrzębiu, misja też jest z nim związana. Będę w szpitalu. Od 2015 roku jestem tam sanitariuszem na OIOM-ie i nim pozostanę, będę miał dyżury na oddziale intensywnej terapii anestezjologii. Tam mnie też będzie można spotkać. Nie mam zamiaru rezygnować z zaangażowania na rzecz misji, chcę się również włączyć się w działanie na rzecz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.

Ta decyzja nie zaważy na tym, że na przykład za rok misja w Paragwaju się nie odbędzie?
W żadnym wypadku. Mamy tam swój ośrodek zdrowia, mamy ambulans, rozpoczynamy budowę centrum leczenia ran i odleżyn, których wśród ubogich są miliony. Prosiłem wiele razy, by ktoś z Kurii przyjechał tam i zobaczył, jak to wygląda, ale nikt nie chciał tego zrobić. Ludzie z Paragwaju po tej decyzji już do mnie piszą, że przecież to jest niemożliwe, że ta decyzja jest niesprawiedliwa, że ja muszę przyjechać, że tam jest tylu ludzi potrzebujących mojej pomocy, że jest tyle do zrobienia. My utrzymujemy tam pielęgniarkę, co miesiąc płacę jej 200 dolarów za to, że tam pracuje i nadal będę płacił. Czy posłuszeństwo jest warte takiej ceny? Są przypadki w tej diecezji, że biskup powinien zareagować od razu, a nie reaguje latami. Są przypadki takie jak te, które nie wymagają reakcji, a reakcja jest niewspółmierna do tego, co się stało.

Wybrano już nowego kapelana w kościelnej kaplicy? Będzie ksiądz starał się z nim jakoś współpracować?
Kapelanem pozostanie ksiądz Piotr Mrozek. Uważam, że naszych relacji nie należy ujmować jako przyjacielskich, więc pozostawiam – zgodnie z decyzją biskupa – kaplicę jego opiece. Ja będę sanitariuszem i będę wypełniał ten obowiązek. Dalej jestem księdzem, ale nie mam stanowiska kapelana. Jedno jest pewne: Paragwaju nie będzie w kaplicy. W szpitalu Paragwaj będzie jednak trwał, wśród personelu na oddziałach, będzie osobna gazetka dotycząca Paragwaju, jednak nie będzie ta misja związana z duszpasterstwem, co moim zdaniem jest dużą szkodą. Choćby dlatego, że kiedy Paragwajczycy przyjechali do nas na Światowe Dni Młodzieży, nazwali tę kaplicę tak: to jest taka Ambasada Paragwaju w Polsce. Tak się cieszyli, że ją mają. W szpitalu również się z tego faktu cieszyli. No, to ta radość się teraz skończyła, niestety.

Rozmawiał: Bartosz Wojsa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Ks. Grzesiak: "Bardziej przemawia do mnie miłosierdzie niż ofiara" [WYWIAD] - Dziennik Zachodni