Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Proces Dariusza P. z Jastrzębia: "Pozwólcie mi wrócić do syna" [RELACJA]

Bartosz Wojsa
Bartosz Wojsa
Proces Dariusza P. z Jastrzębia: "Pozwólcie mi wrócić do syna"
Proces Dariusza P. z Jastrzębia: "Pozwólcie mi wrócić do syna" Bartosz Wojsa
Proszę o to, by sąd pozwolił mi wrócić do mojego ukochanego, jedynego syna Wojtka - mówił Dariusz P. z Jastrzębia-Zdroju podczas mowy końcowej, którą wygłosił dzisiaj w sądzie w Rybniku. Oskarżony o to, że 10 maja 2013 roku celowo podpalił dom rodzinny i doprowadził do śmierci żony oraz czwórki dzieci, wnosił do sądu o uniewinnienie.

Dzisiaj o godz. 9.30 w sądzie w Rybniku odbyła się przedostatnia rozprawa w procesie Dariusza P. z Jastrzębia-Zdroju, który jest oskarżony o to, że 10 maja 2013 roku celowo podpalił dom rodzinny i w efekcie doprowadził do śmierci żony oraz czwórki dzieci. Jako pierwszy przed sądem mowę końcową wygłosił dzisiaj oskarżyciel posiłkowy, który reprezentował stanowisko rodziny: szwagra, szwagierki i teścia oskarżonego.

- Bliscy Dariusza P. przyszli na tę rozprawę po to, by znaleźć punkt zaczepienia, który pozwoli im na myśl, że oskarżony nie dopuścił się czynu, który mu się zarzuca. Czynu, który jest absolutnie najcięższą zbrodnią, jaką można popełnić. Nic takiego się nie zdarzyło w czasie tego procesu. Nie było żadnego miejsca, w którym takie wątpliwości moich klientów się pojawiły czy też w ogóle mogły się pojawić. Wręcz przeciwnie, z upływem czasu jedynie utwierdzali się w coraz silniejszym przekonaniu o tym, że Dariusz P. jest sprawcą tego zdarzenia. O tym, że tę zbrodnię popełnił - mówił Jakub Przybyszewski, oskarżyciel posiłkowy.

Podkreślał, że rozpoczynano ten proces z bardzo dużym bagażem zaufania do oskarżonego, bo po drugiej stronie oskarżycieli posiłkowych nie siedziała obca osoba, tylko członek najbliższej rodziny. - To jest człowiek, z którym ci ludzie spędzali święta Bożego Narodzenia, z którym dzielili się opłatkiem, co do których dzieci byli chrzestnymi, spędzali razem chrzciny, najważniejsze uroczystości. Utrzymywali bliskie relacje, spotykali się na kawie, na obiadach - podkreślał Jakub Przybyszewski.

Wskazywał jednocześnie, że do zeznań Wojciecha P. - syna oskarżonego - należy podchodzić z pewną ostrożnością. - A to z uwagi na sprzeczności, które się w tych zeznaniach pojawiają - mówił oskarżyciel posiłkowy. Dodawał także opinię biegłego lingwisty, która miała demaskować matactwo, którego miał dopuszczać się oskarżony.

- Z tych wszystkich względów ja w imieniu moim i klientów przyłączam się do stanowiska prokuratury. Jeżeli chodzi o karę, wnoszę o uznanie oskarżonego za winnego zarzucanych mu czynów i wymierzenie mu kary dożywocia z jednoczesnym orzeczeniem o możliwości ubiegania się o warunkowe zwolnienie z odbywanej kary po 35 latach - mówił.

Zaraz po oskarżycielu posiłkowy, do mowy końcowej przystąpił obrońca Dariusza P., Eugeniusz Krajcer. Jeszcze przed wejściem na salę rozpraw mówił, że jest przekonany o tym, że jego klient jest niewinny. Podczas mowy końcowej, tak jak i na ostatniej rozprawie, próbował przekonać sąd, by ponownie przyjrzał się m.in. opinii biegłego ds. pożarnictwa, by powołał innego biegłego, jak również starał się przekonać sąd, by ten zasięgnął opinii biegłego ds. telekomunikacji, a także wezwał na rozprawę psychiatrów.

- Trudno w tej sprawie mówić o dowodach. To są poszlaki, które w dodatku nie są na tyle mocne, by wiązały się w łańcuch poszlak, który pozwala na wskazanie oskarżonego jako winnego. Moim zdaniem prokuratura nie ma mocnego i jednoznacznego dowodu, który świadczy o winie mojego klienta - mówił obrońca Eugeniusz Krajcer.
Zdradził, że przez ostatni czas Dariusz P. przygotowywał się do końcowego wystąpienia, był w optymistycznym nastroju, tak samo jak jego obrońca. - Syn Wojtek ma nadal kontakt z ojcem, ostatnio był u niego w piątek, 2 grudnia. Z tego, co wiem to jest bardzo serdeczny kontakt. Będziemy oczekiwać na wyrok, nie wiadomo, czy ta sprawa się zakończy przed świętami, ale chciałbym, żeby Dariusz P. spędził święta z rodziną - mówił obrońca oskarżonego.

Podczas mowy końcowej mówił także o tym, że biegli nie zwrócili uwagi na zwisające kable z sufitu, które mogłyby przyczynić się do wybuchu ognia, jak również wskazywał, że zbrodnia wielokrotnego zabójstwa, jaką zarzuca się oskarżonego, musi mieć motyw, którego tutaj - jego zdaniem - nie ma.

- Tylko osoba niepoczytalna, a taką przecież Dariusz P. nie jest, mogłaby popełnić taki czyn bez motywu. Od początku wskazywano motyw zysku. Mówiono, że zabił dla zysku, bo spodziewał się odszkodowań, które odzyskałby od firm ubezpieczeniowych za śmierć osób najbliższych. Straszny to motyw, nie do przyjęcia, niezrozumiały dla normalnego człowieka. A odszkodowanie z tej tragedii nie zaspokoiłoby wierzycieli, bo długi oskarżonego były o wiele większe - mówił Eugeniusz Krajcer.

Obrońca negował także, jakoby książka o psychiatrii, jaką znaleziono u Dariusza P., miałaby uczynić z niego eksperta z tej dziedziny. - To było stare wydanie, jeszcze z czasów studiów - mówił. Poruszał też - jego zdaniem - zbyt daleko idącą interpretację SMS-ów, które oskarżony sam do siebie wysyłał. - Teraz, że oskarżony zabił żonę i czwórkę dzieci nie jest poparta dowodami, jest po prostu nieprawdziwa - dodawał.

- Starałem się wskazać na słabości i niedociągnięcia śledztwa. Wykazać, że nie tylko brak jest dowodów popełnienia przestępstwa przez oskarżonego, ale także brak jest poszlak, które w powiązaniu ze sobą mogłyby służyć uznaniu winy i być podstawą do skazania. Oskarżony już na pierwszej rozprawie, w dniu 25 maja 2015 roku, złożył wniosek o poddanie się badaniu wariografem. Można było ten wniosek uwzględnić, może byłby w sprawie przydatny - mówił pod koniec mowy.

Przypomniał, że prokuratura zażądała skazania Dariusza P. na najsurowszą karę dożywocia. - Dla oskarżonego, jego wieku, to właściwie śmierć na raty - mówił ostro i apelował do sędziego, by ten wziął pod uwagę wszystkie wątpliwości, jakie wskazywał podczas całego procesu i mowy końcowej.

- To wszystko musi, a przynajmniej powinno, spowodować uniewinnienie oskarżonego. Jeśli choć jednym argumentem, zarzutami względem opinii biegłych, niedopuszczonych wniosków dowodowych, przekonałem sędziego, to uważam, że wszystko się da jeszcze naprawić. Apeluję o otwarcie na nowo przewodu sądowego i uzupełnienie postępowania dowodowego. Wnoszę o uniewinnienie oskarżonego - mówił Eugeniusz Krajcer.

Po długiej, prawie 1,5-godzinnej przemowie, na sam koniec przed sądem miał wystąpić sam oskarżony, Dariusz P. Na początku wyciągnął stos kilkudziesięciu kartek, ale zapewnił, że nie odczyta całości, a jego przemowa będzie krótsza niż obrońcy. Trwała jednak o wiele dłużej, bo ponad dwie godziny.

Oskarżony przez cały ten czas w zasadzie powtarzał wszystkie argumenty, które padały już podczas poprzednich rozpraw. - Nie lubię gdybać, ale jeśli miałbym dopuścić się tej zbrodni, ubezpieczyłbym dom na wyższą kwotę. Te wszystkie zarzuty są nielogiczne i bezsensowne - mówił.
Wielokrotnie podkreślał, że jest niewinny, ale w jego mowie końcowej dochodziło też do sprzeczności. Raz podkreślał, że to nie on jest podpalaczem, a żadnego podpalenia tak naprawdę nie było, sugerując nieszczęśliwy wypadek, a za drugim razem mówił, że wierzy w to, iż "do podpalenia doszło w szafie". Za trzecim razem powtarzał pierwszą wersję.

- Nie podjąłem ani jednej próby podłożenia ognia. Nie jestem podpalaczem, nie jestem sprawcą. Uważam, że tego podpalenia w ogóle nie było - powtarzał. Podczas mowy końcowej w ostrych słowach wytykał błędy śledczych. Atakował, zarzucając im nierzetelność, a nawet manipulację. - Opinia biegłych jest nierzetelna, wiele opisywanych wątków to skrajna manipulacja. Oskarżyciele posiłkowi opowiadają kompletne bzdury! A ja musiałbym być nie idiotą, a kretynem, by zostawić głowę myszy przy kablu, by zasugerować, że go przegryzła. To jest nielogiczne - wskazywał raz za razem, co w końcu spotkało się ze sprzeciwem sędziego.

- To jest pańska ocena. Permanentne używanie takich słów jak: "skandal, niedopuszczalne, manipulacja" i temu podobne to próba oceny, wpływania na nas, a my uzurpujemy sobie prawo do własnej oceny. To, co pan mówi zakrawa na zarzucanie komuś czynów karalnych - podkreślał sędzia Ryszard Furman.

Później pozwolił Dariuszowi P. kontynuować. Oskarżony postanowił ponownie przeczytać list, który był odczytany na koniec pogrzebu jego tragicznie zmarłej rodziny. - To nie jest próba wywierania wpływu czy grania na emocjach. Czynu, o który mnie oskarża prokuratura, kategorycznie nie popełniłem. Nigdy bym tego moim ukochanym nie zrobił, nawet największemu wrogowi bym tego nie zrobił. Nie potrafię w sobie wzbudzić nienawiści - mówił.

Podkreślał, że oskarżenia są absurdalne, bo - jego zdaniem - ten czyn nie miałby żadnego uzasadnienia finansowego czy ekonomicznego. - Pomijając wszelkie wartości etyczne, moralne. Nie da się opisać tego, jak tęsknię za moją Asią i dziećmi. To cierpienie jest nieme. Ból po tylu miesiącach aresztu i prawie czterech latach po tragedii nadal jest. I nie wiem, czy się kiedyś zagoi, czy w jakiś sposób nie będzie to cały czas rozdrapywane. Jedno jest pewne: ja tego nie zrobiłem - zaznaczał Dariusz P.

Mówił na koniec, że wartości, jakimi żył on i jego rodzina, a także sposób, w jaki widzieli świat, był wspólny, w kręgu rodzinnym. Później zaczął czytać list, który wygłosił na pogrzebie. Dziękował w nim Bogu za to, że odnalazł swoją żonę Joannę i pozwolił im żyć w miłości, stworzyć dom, gdzie zawsze było ciepło i wzajemna miłość.

- Dziękujemy za piękne, niezależne, mądre córki, takie jak ty Asiu. Za Justynkę, Małgosie, Agusię. Dziękujemy za synów, Marcinka i Wojtka, za to, że się kochaliśmy i to samo uczucie przekazywaliśmy naszym dzieciom. Dziękujemy za rytuał rodzinny, wspólne poranki pachnące kawą, ciepłe ciasto, wieczory przy ulubionej kawce. Że cieszyliśmy się swoją obecnością i widokiem ukochanych i zasianych przez siebie kwiatów - czytał łamiącym się głosem.

- Z sercem pełnym miłości wierzę w to, że moi bliscy żyją, że Bóg powołując nas do życia, powołuje nas do tego, że będziemy żyli wiecznie w szczęśliwości. I patrzy na to, jak spędziliśmy życie, jaką darzyliśmy się miłością, szacunkiem, jakie były nasze rytuały. Jestem pewien, że rodzina dopinguje mnie, Wojtka i pozostałych członków rodziny - mówił przez łzy.

Swoją mowę końcową zakończył jednym zdaniem. - Proszę o to, by wysoki sąd pozwolił mi wrócić do mojego ukochanego, jedynego syna. Proszę o uniewinnienie - puentował Dariusz P., pogrążając się we łzach. Podobnie, jak obecny na sali sądowej Wojtek, jego syn.

Wyrok w sprawie Dariusza P. z Jastrzębia-Zdroju poznamy 19 grudnia. Wówczas w sądzie w Rybniku odbędzie się ostatnia rozprawa w tym procesie. Przypomnijmy, że prokuratura żąda dla jastrzębianina kary dożywotniego pozbawienia wolności.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Proces Dariusza P. z Jastrzębia: "Pozwólcie mi wrócić do syna" [RELACJA] - Dziennik Zachodni