Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Katowicki szpital domowy na językach

Agnieszka Pach
To po części mieszkanie, a po części szpital, w którym pacjenci po przeszczepach przechodzą rekonwalescencję. Fakt, że należy do rodziny prof. Sławomiry Kyrcz-Krzemień, wzbudził kontrowersje

Przy Klinice Hematologii i Transplantacji Szpiku Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach od 2010 roku działa fundacja pomagająca osobom cierpiącym na choroby krwi i szpiku. Swoje zadanie realizuje m.in. poprzez prowadzenie szpitala domowego, znajdującego się w mieszkaniu ulokowanym w bezpośrednim sąsiedztwie kliniki - dzieli je zaledwie ulica.

Placówka jest bazą dla pacjentów po przeszczepie, będących na rekonwalescencji. To nieco ponad 170-metrowa przestrzeń, w której osoby z obniżoną odpornością bezpiecznie mogą wracać do normalnego funkcjonowania. Bliskość kliniki pozwala na stałą opiekę personelu i szybką reakcję w razie problemów.

Z mieszkania w znacznej mierze korzystają osoby przyjeżdżające na zabieg z daleka. Mają do dyspozycji 8 urządzonych i wyremontowanych pokoi. Ich pobyt jest bezpłatny. Darowiznę za nocleg (na rzecz fundacji) płacą jedynie osoby towarzyszące choremu.

- Ze szpitala domowego korzystają głównie osoby, dla których daleka podróż pociągiem jest męcząca. Najczęściej proszą o możliwość noclegu, gdy mają wizytę w poradni poprzeszczepowej. Pozostając w pobliżu kliniki, czują się bezpiecznie. Zostają tyle, ile potrzeba - tłumaczy Patrycja Zielińska, prezes zarządu fundacji Śląskie Centrum Hematologii i Transplantacji Szpiku.

- Moim zdaniem istnienie takiego szpitala ma sens. Gdy siedzę w poczekalni kliniki, niejednokrotnie spotykam ludzi, którzy przyjeżdżają z daleka. Osoby po przeszczepach nie zawsze mają siłę, by przemieszczać się tyle kilometrów na kolejne wizyty - mówi Włodzimierz Kulesza, pacjent katowickiej kliniki.

Sprawa mieszkania (pełniącego funkcję domowego szpitala) jest w ostatnich tygodniach głośno komentowana. Powód? Przeniesienie jego własności na pożyczkodaw-czynię fundacji profesor Sławomirę Kyrcz-Krzemień i przekazanie przez nią lokalu na rzecz córki - sytuacja, która miała miejsce kilkanaście miesięcy temu.

O co cały ten ambaras?

Mieszkanie w świetnej lokalizacji - naprzeciwko kliniki - wypatrzył ówczesny prezes fundacji profesor Mirosław Markiewicz.

- Zauważyłem baner z ogłoszeniem, że do sprzedaży jest mieszkanie naprzeciwko kliniki. W moim odczuciu to była świetna lokalizacja i dobrze byłoby w nim utworzyć mieszkanie dla pacjentów - wspomina.

Początkowo lokum miało zostać zakupione za pieniądze zgromadzone na koncie fundacji szpitala, wypracowane przez klinikę. To się okazało niemożliwe. Kredyt gotówkowy w wysokości 600 tysięcy złotych postanowiła zaciągnąć profesor Sławomira Kyrcz-Krzemień. W powstałym wtedy akcie notarialnym jako właściciel mieszkania widnieje fundacja.

- Brakowało nieodpłatnego zaplecza hotelowego dla naszych pacjentów. Mieszkanie naprzeciwko kliniki nam „uciekało”, a my bezskutecznie staraliśmy się otrzymać pieniądze wypracowane przez klinikę. Wtedy wydawało się nam, że one spłyną w ciągu kilku tygodni - mówi profesor Sławomira Kyrcz-Krzemień i dodaje: - Po sprawdzeniu swojej zdolności kredytowej postanowiłam wziąć pieniądze na zakup tego mieszkania. Zależało mi, żeby fundacja je miała. Poza tym w perspektywie był przelew środków wypracowanych przez klinikę.

Pieniądze nie spłynęły. Mijały miesiące, a fundacja nie dysponowała środkami zbliżonymi do wysokości zaciągniętej pożyczki. Bez zabezpieczenia umowy profesor wystosowała w 2014 roku prośbę do zarządu fundacji o zajęcie stanowiska w sprawie i o jej polubowne rozwiązanie. Z jej strony padły dwie propozycje. Jedna mówiła o przeniesieniu własności, druga o spłacie 70 proc. pożyczki wraz ze skróceniem terminu jej spłaty i ustanowieniem zabezpieczenia w postaci hipoteki. W liście skierowanym do fundacji pojawił się również zapis o tym, że z chwilą przeniesienia własności lokalu, strony zawrą umowę jego najmu.

- W zawartej w 2010 roku umowie pożyczki nie zostały ujęte szczegółowe warunki jej spłaty, m.in. brak tam informacji o liczbie i częstotliwości rat oraz o ich wysokości. Jest natomiast informacja o tym, do kiedy trzeba ją spłacić (83 miesiące od jej podpisania - przyp. red.). Z uwagi na wysokość pożyczki jest mało prawdopodobne, by fundacja była w stanie spłacić całość zobowiązania w jednej transzy - ocenia obecna prezes fundacji.
Po posiedzeniu zarządu w 2014 roku mieszkanie stało się własnością profesor Sławomiry Kyrcz-Krzemień, która przekazała je córce, która dalej spłaca zaciągnięty na ten cel kredyt.

- Żeby nie zaistniał konflikt interesów, przepisałam mieszkanie na córkę. Mam ją jedną, komu mogę bardziej zaufać? - dodaje profesor Kyrcz-Krzemień.

Co dalej z mieszkaniem?

Osoby postronne, beneficjenci fundacji, jak i ci, którzy niegdyś byli z nią związani, zastanawiają się nad dalszym losem domowego szpitala, skoro jest on w rękach prywatnych. Czy obawa jest uzasadniona?

- Pani profesor już na spotkaniu w 2014 roku zadeklarowała, że działalność statutowa fundacji nie zostanie przerwana w okresie wynajmu mieszkania. Mamy podpisaną wieloletnią umowę najmu, obecnie z córką pani profesor, w ramach której fundacja nie ponosi żadnych kosztów związanych z najmem. Regulujemy jedynie opłaty za media. Działania notarialne w żaden sposób nie wpłynęły na funkcjonowanie „szpitala domowego” dla naszych pacjentów. Ta umowa została podpisana już ponad rok temu i do tej pory nie było żadnych problemów z jej realizacją. Nie mamy podstaw, by podejrzewać, że to się zmieni - uważa Paulina Reinhard, wiceprezes zarządu fundacji. - Co ważne, pani profesor Kyrcz-Krzemień cały czas deklaruje, że kiedykolwiek fundacja zdobędzie środki na spłatę zaciągniętych przez nią kredytów, będziemy mogli wykupić to mieszkanie. To bardzo korzystne dla fundacji - dodaje.

Do tej pory fundacja nie poniosła kosztów związanych z wynajmem mieszkania i nie przewiduje się jakichkolwiek płatności na rzecz profesor Kyrcz-Krzemień ani jej córki. Zagwarantowano to w korzystnej dla fundacji umowie najmu.

- Na ten moment umowa najmu podpisana jest do 2018 roku. Nie widzę innej możliwość niż ta, by po tym czasie pacjenci kliniki również korzystali z mieszkania. Moja córka widzi to tak samo. Napisałam deklaracje w tej sprawie, które obowiązują również moją córkę - tłumaczy profesor Sławomira Kyrcz-Krzemień.

O instytucji

Fundacja Śląskie Centrum Hematologii i Transplantacji Szpiku powstała w 2010 roku i niesie pomoc osobom cierpiącym na choroby krwi i szpiku, wspiera rozwój transplantacji szpiku oraz doskonalenie metod leczenia chorób krwi. Jest to organizacja non profit, posiadająca status Organizacji Pożytku Publicznego. Fundacja od 2013 roku prowadzi tzw. szpital domowy, z którego pacjenci Kliniki Hematologii i Transplantacji Szpiku w Katowicach korzystają nieodpłatnie.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera