Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ruda Śląska: 60 lat kochłowickiego Liceum Ogólnokształcącego nr 3

Magdalena Mikrut-Majeranek
Magdalena Mikrut-Majeranek
Arkadiusz Nauka

- To zawsze była wyjątkowa szkoła. Z perspektywy czasu mogę śmiało powiedzieć, że nie ma w życiu nic piękniejszego niż przyjaźnie, które nawiązałam ze swoimi uczniami. Wszyscy byli wyjątkowi - wspomina pani Jadwiga Niedzielska, polonistka, która była jedną z czterech pierwszych nauczycieli uczących w III Liceum Ogólnokształcącym w Kochłowicach i jedynym żyjącym.

Kochłowickie liceum zainaugurowało swoją działalność w 1956 r. Jego siedziba mieściła się w budynku szkoły podstawowej przy ul. Koszarowej 16. Dziś szkoła obchodzi jubileusz 60-lecia. - Szkoła została założona w 1956 r., jako tzw. liceum rozwojowe - precyzuje pani Jadwiga. W pierwszym roku funkcjonowania szkoły uczyły się w niej tylko 2 klasy, w których uczyło zaledwie 4 nauczycieli.

- Każdy z nas musiał uczyć 2 przedmiotów. Dyrektor, Emanuel Pitlok, uczył biologii, jego zastępca - Eugeniusz Balicki był geografem i historykiem, matematyki uczyła Katarzyna Lewczuk - Tomaszewska, a ja języka polskiego. Jako, że mieliśmy tylko 2 klasy, nie miałam pełnego etatu. Dyrektor zaproponował, bym uczyła drugiego przedmiotu. Padło na francuski. I tu znowu okazało się, że szczęście mi sprzyja. Otrzymałam pozwolenie od rektora Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Katowicach na nauczanie języka francuskiego. Udało się - zdradza. W nauce innych przedmiotów wspierali ich nauczyciele ze szkoły podstawowej, albo z liceum w Wirku. W miarę narastania klas i wraz z upływem czasu, grono pedagogiczne powiększało się.

To los sprawił, że pani Jadwiga trafiła do tej szkoły. Początek kariery zawodowej był trudny. - Moja droga do szkoły była tragiczna. Miałam 23 lata i zaraz po studiach otrzymałam nakaz pracy. Wysłano mnie do małej szkoły w województwie bydgoskim. Pojechałam. Nie wiedziałam, co mnie tam czeka, ale nie było to nic dobrego. Dyrektor tamtejszej szkoły zapewnił, że otrzymam mieszkanie. I faktycznie, dostałam 12-metrowy pokój. Musiałam go dzielić z matematyczką. To była obyta i światowa kobieta. Starsza ode mnie.
W młodości wywieziono ją na roboty przymusowe do Niemiec. Ciągle odwiedzali ją kawalerowie - wspomina pani Jadwiga. Czara goryczy przelała się, kiedy koleżanka postawiła na łóżku walizki pani Jadwigi. - Przeszkadzały jej. Musiałam je tam trzymać. Wtedy nie wytrzymałam. Wysłałam telegram do mojego promotora z uczelni Jana Zaremby, słynnego profesora literatury staropolskiej. W ciągu 3 dni profesor załatwił jej pracę w Kochłowicach. - Napisał: wracaj, jest praca. Przyjechałam. Wtedy nawet nie wiedziałam, gdzie są Kochłowice. Pierwszego dnia jechałam z Bytomia autobusem. Wysiadłam na kochłowickim rynku i trochę zagubiona, nie wiedziałam, gdzie iść. Podeszła do mnie pani, która niosła torby pełne zakupów i zapytała, czy jestem nauczycielką, bo słyszała, że w klasie jej syna ma pojawić się nowa polonistka. Odparłam, że tak. Zaprowadziła mnie do szkoły. To była mama Helmuta Wilka. Pamiętam jak dziś - opowiada. I tak to się zaczęło.

Jak wspomina pani Jadwiga, dawnej dużą wagę przywiązywało się do zajęć pozalekcyjnych. - W liceum założyłam drużynę harcerską im. Zośki i Parasola, ponieważ historia drugiej wojny światowej to jedna z moich pasji. Prowadziłam kabaret szkolny, zespół dramatyczny oraz radiostację uczniowską, która miała wdzięczna nazwę Kon-tiki - zdradza pani Jadwiga. Skąd taka nazwa? Opiekunem muzycznym szkolnego radia był zespół rockowy The Shadows, a ich sztandarową piosenką była Kon-Tiki.
- To był nasz sygnał. Do dziś słyszę ją w myślach. Kiedy wchodziłam do szkoły, moi uczniowie już urzędowali w radiostacji i puszczali tę piosenkę - precyzuje. Po kilku latach pracy pani Niedzielska postanowiła założyć pracownię polonistyczną w szkole.

- Media miały wtedy inny stosunek do edukacji. Rano można było posłuchać w radiu audycji dla szkół, czy słuchowisk poświęconych lekturom, a w telewizji obejrzeć teatr telewizji. Razem słuchaliśmy i oglądaliśmy. Namówiłam też dyrektora Pytloka, żeby stworzyć tzw. „biurko grające” - wyjaśnia. Mebel ten podzielony był na trzy sektory. W jednym znajdował się schowek na adapter, w drugim- magnetofon, a w środku było radio Merkury. Podczas lekcji puszczaliśmy muzykę - dodaje. W szkole zawsze dużo się działo. Robiliśmy wiele imprez, wystawialiśmy kabarety oparte m.in. na przedwojennym teatrzyku Qui Pro Quo i piosenkach z tamtych lat. Czasami graliśmy też coś nowoczesnego - wyjaśnia.

Szkolny teatr dramatyczny opierał się na omawianych lekturach, ale królował Fredro. Był i Puszkin, Oniegin, czy Szaniawski. Dyrektor Pitlok założył z kolei klub filmowy. - Kupił uczniom kamerę, a oni robili filmy z życia szkoły. Zawsze w czerwcu, pod koniec roku szkolnego, dyrektor urządzał festiwal filmowy. W zaciemnionym holu wyświetlano wówczas filmy dokumentujące rozmaite wydarzenia szkolne, wycieczki, czy nawet reportaże z naszych prób dramatycznych. Natomiast w sobotnie poranki w szkolnej radiostacji odbywał się koncert życzeń. Każdy uczeń mógł zadedykować komuś piosenkę.
- To była niezwykła szkoła. Najważniejsze jest to, że panowało tam ciepło rodzinne. Każdy uczeń traktowany był jak własne dziecko, bardzo serdecznie. Czy to był dobry, czy zły uczeń. Nieważne. Inni nauczyciele czasami byli nawet na mnie źli, że jestem za dobra, ale nie mogłam inaczej - wspomina. - Pamiętam taki epizod, kiedy jeden ze słabszych uczniów stał przed salą egzaminacyjną. Zdawał maturę z historii, ale uciekł. Pełniłam wtedy dyżur na korytarzu. Przybiegli do mnie uczniowie i powiedzieli, ze Antek uciekł. Zapytałam: gdzie? Powiedzieli, że na dworzec. Pobiegłam za nim. Złapałam go na torach i zaciągnęłam za kołnierz do szkoły. Mówię mu: Antek, wiem, że nic nie umiesz, ale idź, ja ci pomogę. Poszedł. Wylosował karteczkę z pytaniem. Ja przyszłam na kontrolę, przeczytałam i wyszłam. Koledzy napisali mu odpowiedź, a ja ją zaniosłam. Zdał. Był synem wdowy, nie przelewało im się w domu. Musiał zdać maturę, a ja musiałam mu pomóc, chociaż to bardzo nieprzyzwoite, żeby nauczycielka się tak zachowywała. Po latach przyszedł i powiedział, że dziękuje. Teraz zajmuje ważne stanowisko na kopalni Nowy Wirek - wspomina. - Inny uczeń, Gienio, któremu starałam się troszkę pomagać, po latach zaprosił mnie na ślub swego syna. Nie mam mamy, ale chcę, żeby pani mi dzisiaj ją zastąpiła, powiedział wtedy.

Pani Jadwiga odeszła ze szkoły w 1970 r. Przepracowała tu 14 lat. Z wielkim bólem przeniosła się do bytomskiego IV liceum. Dojazdy do Kochłowic były zbyt uciążliwe.

Wśród absolwentów szkoły jest wielu znanych naukowców, działaczy i artystów, m.in. Ryszard Poręba, wybitny ginekolog, Andrzej Klasik - rektor WSP w Chorzowie, Jan Mader, matematyk i prof. Uniwersytetu w Michigan w USA, Joanna Romańczyk, prezes Śląskiej Ligi Walki z Rakiem, Jan Baran, kierownik Pracowni Medycyny Nuklearnej w klinice w Katowicach - Ligocie, Rafał Rękosiewicz, wieloletni członek zespołu Tadeusza Nalepy, czy Tadeusz Biedzki, znany śląski dziennikarz oraz Piotr Folkert, światowej sławy pianista.

*Seksafera z księdzem w Zawierciu. Parafianie w szoku, a on zniknął
*CZARNY PONIEDZIAŁEK W KATOWICACH I INNYCH MIASTACH WOJ. ŚLĄSKIEGO MOCNE ZDJĘCIA I WIDEO
*Najpiękniejszy ogród w woj. śląskim należy Karoliny Drzymały z Lublińca! [ZDJĘCIA]
*PKO Silesia Marathon i Półmaraton NA ZDJĘCIACH + WYNIKI

JESIENNA RAMÓWKA DZIENNIKA ZACHODNIEGO

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Ruda Śląska: 60 lat kochłowickiego Liceum Ogólnokształcącego nr 3 - Dziennik Zachodni