Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dzisiaj pogrzeb Marcina Mężyka z Rybnika. Szybownik zginął w wypadku w Tatrach

Barbara Kubica
Dla Marcina Mężyka latanie było największą pasją. Choć prowadził świetnie działającą firmę, kiedy tylko mógł pędził na zawody, lub na lotnisko. Miał własne szybowce, chętnie pożyczał je kolegom
Dla Marcina Mężyka latanie było największą pasją. Choć prowadził świetnie działającą firmę, kiedy tylko mógł pędził na zawody, lub na lotnisko. Miał własne szybowce, chętnie pożyczał je kolegom Arc aeroklubu
Marcin Mężyk był pilotem z krwi i kości. Służył radą i doświadczeniem. Pomagał nawet sprzętowo. Dziś ostatnie pożegnanie Marcina Mężyka. Pogrzeb szybownika odbędzie się w Bazylice św. Antoniego w Rybniku.

To był dusza człowiek. Taki, którego nie da się ani zapomnieć, ani zastąpić - tak o tragicznie zmarłym w ubiegłym tygodniu Marcinie Mężyku, szybowniku z Rybnika mówią jego koledzy i przyjaciele z Aeroklubu ROW w Rybniku. Marcin był jego członkiem od lat. Zawsze uśmiechnięty, szczęśliwy, radosny. Dobrym humorem zarażał wszystkich...

OSTATNIE POŻEGNANIE MARCINA MĘŻYKA

Nikt dokładnie nie wie, co się stało. Ustala to wprawdzie specjalna komisja, ale takie sprawy zazwyczaj trwają długo. Odpowiedzi na pytanie, dlaczego prowadzony przez Marcina Mężyka szybowiec rozbił się w Tatrach, po słowackiej stronie, nikt jeszcze nie wie.

TRAGEDIA W TATRACH. ZGINĄŁ SZYBOWNIK MARCIN MĘŻYK

- Marcin był doświadczonym pilotem, dużo latał na zawodach i zajmował miejsca w pierwszej dziesiątce, więc był w czołówce polskich pilotów w klasie osiemnastometrowej - mówi Ireneusz Wilgucki, prezes Aeroklubu Rybnik.

I wylicza ostatnie osiągnięcia tragicznego zmarłego Marcina Mężyka. - W ubiegłym roku zajął IV miejsce na 40. Szybowcowych Mistrzostwach Polski w Stalowej Woli, na ostatnio zawodach w Lesznie zajął V miejsce - wymienia prezes.

Marcin Mężyk miał 40 lat, osierocił dwójkę małych dzieci i zostawił żonę.

- Czasem wpadał tu do nas, do aeroklubu porozmawiać, wypić kawę, czasem zabierał swoje dzieci. Zawsze radosny, tryskał optymizmem, dusza człowiek - wspomina Wiesław Dziuba, szef wyszkolenia w rybnickim aeroklubie, także pilot szybowców.

W rodzinie Mężyków tradycja sięgania nieba przekazywana była z pokolenia na pokolenia. - Żartowaliśmy kiedyś nawet, że połowa aeroklubu, to Mężykowie. Marcin pochodził z rodziny, gdzie pasję do latania wysysało się chyba z mlekiem matki. Latał nie tylko Lucjan Mężyk, tata Marcina, ale i jego brat Krzysztof. Latał jego wujek, kuzyni - wylicza Dziuba.

Nie żyje pilot szybowca, którego maszyna rozbiła się w Tatrach po słowackiej stronie

Tragiczny wypadek szybowca na Słowacji. Nie żyje pilot Aerok...

Marcin Mężyk licencję na szybowce zrobił w 1998 roku. Potem szkolił się jeszcze na pilota samolotów. - Ale to szybownictwu poświęcił się bez reszty. Miał swój sprzęt, swoje szybowce, na których latał. Mógł sobie na to pozwolić. Ale to był człowiek, który nikomu ani swojej wiedzy, ani rady, ani nawet sprzętu nie odmówił. Bywało, że kiedy sam nie mógł jechać na zawody, to pożyczał swój sprzęt młodszym kolegom. Dzielił się wszystkim - mówi nam Dziuba. - To był człowiek z pasją, on żył lotnictwem. Nawet dom zbudował w Gotartowicach, by być zawsze blisko lotniska - dodaje.

Marcin Mężyk w Rybniku był osobą znaną. Wraz z starszym bratem Krzysztofem, prowadził firmę budowlaną, skład budowlany Lubar. Nazwa rodzinnego biznesu też nie była przypadkowa: pochodzi od pierwszych liter imion rodziców: Lucjana i Barbary. Zmarły szybownik ojca też stracił dość wcześnie. Ten zginął tragicznie w wyniku poparzenia w czasie prac wykończeniowych przy budowie wymarzonego domu. Rodzinny biznes przejął Marcin, Krzysiek i pani Barbara. Od zawsze Lubar angażował się w działalność społeczną: dla mieszkańców organizowano imprezy.

- Byli starą, rodzinną firmą i chcieli dać coś od siebie miastu, zrobić coś dobrego. Zorganizowali nawet kiedyś konkurs na zagospodarowanie hałdy w Niedobczycach - wspomina jeden z znajomych rodziny.

- Tytaniczna praca i wymiar codziennych problemów nie złamały go, nie ograniczyły jego horyzontów. Potrafił łączyć obowiązki z realizacją swych fascynacji. Przy każdej okoliczności korzystał z możliwości wyrwania się od spraw przyziemnych, upajania się wolnością i pięknem podniebnych przestrzeni, albo chociażby krótką pogwarką w towarzystwie do którego wnosił radość i życzliwość. Niesamowita była jego wrażliwość i uczynność - wspominają zmarłego Tomasz i Sebastian Kawa, szybownicy.

- Choć cierpiał na chroniczny brak czasu i nie latał zbyt wiele to jego talenty i pasja pozwoliły mu na osiągnięcie wysokiego poziomu umiejętności. Emanował radością podczas zawodów FCC Gliding w Prievidzy, które obok mistrzostwa świata i Europy są największymi zawodami szybowcowymi. Osiągał doskonałe rezultaty i lokował się w ściślej czołówce tych prestiżowych zawodów. W przedostatnim dniu, 20 kwietnia, pełen optymizmu szykował się do trudnego wyścigu po wysokich górach. Cieszył się tym, że będzie miał sposobność latania w Tatrach. Nawet przez myśl mu nie przeszło, iż tam rozpocznie się jego wieczny lot…- dodają.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!