Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

13 grudnia władza usiłowała zmienić naród, bo nie chciała zmienić siebie

Teresa Semik
Do największej tragedii stanu wojennego doszło 16 grudnia 1981 roku w Kopalni „Wujek”, gdzie pluton specjalny ZOMO zastrzelił 9 górników
Do największej tragedii stanu wojennego doszło 16 grudnia 1981 roku w Kopalni „Wujek”, gdzie pluton specjalny ZOMO zastrzelił 9 górników Fot. Autor nieznany/ Społeczny komitet Pamięci Górników KWK „Wujek” w
W pierwszych dniach stanu wojennego zastrajkowało na Śląsku i w Zagłębiu około 50 zakładów. Do końca grudnia 1981 roku w dawnym województwie katowickim internowano 1041 osób.

Generał Jan Łazarczyk, szef Wojewódzkiego Sztabu Wojskowego w Katowicach, na wypadek stanu wojennego trzymał w kasie pancernej jedną kopertę z adnotacją: „wręczyć komisarzowi województwa...”. Tym komisarzem był przysłany z Warszawy generał brygady Tadeusz Bełczewski, który patrzył wojewodzie katowickiemu na ręce. Koperta zawierała tylko jedno polecenie: o godzinie szóstej rano zawiadomić biskupa katowickiego o wprowadzeniu stanu wojennego.

Koordynacją zadań związanych z wprowadzeniem stanu wojennego zajmował się w regionie Wojewódzki Komitet Obrony. Na jego czele stał ówczesny wojewoda Henryk Lichoś, a zastępcami byli: generał brygady Jan Łazarczyk oraz pułkownik Jerzy Gruba - komendant wojewódzki milicji. W skład WKO wchodzili także sekretarze Komitetu Wojewódzkiego PZPR, wicewojewodowie.

Wojewoda Lichoś otrzymał z Warszawy pakty obwieszczeń z poleceniem ich rozplakatowania 13 grudnia 1981 roku o godzinie 4.30. Potem przewodniczył codziennym obradom WKO i współdecydował, które zakłady pracy zostaną odblokowane następnego dnia. WKO było w rzeczywistości cywilną zasłoną dla poczynań wojska i milicji.

Pierwszy sygnał przyszedł z resortu spraw wewnętrznych do Komendy Wojewódzkiej Milicji 12 grudnia 1981 roku o godzinie 16.00, a następny o godzinie 19.00. Otwierano kolejne koperty z instrukcjami operacji Brzoza’81. To milicję obciążały najistotniejsze zadania tego zamachu stanu.

Jeszcze przed północą ruszyła stojąca w pogotowiu machina wojenna. Blokowano drogi, wejścia do siedzib związku „Solidarność”, zabezpieczono budynki partii i administracji publicznej. W nocy z 12 na 13 grudnia przeprowadzono akcję o kryptonimie „Azalia” polegającą na przejęciu ośrodków telewizyjnych i radiowych oraz blokadzie łączności telefonicznej. Przy wejściu do Telewizji Katowice ustawiono karabin maszynowy.

Także przed północą, 12 grudnia rozpoczęły się internowania działaczy związkowych w ramach akcji „Jodła”. Łomami otwierano drzwi ich mieszkań i wywożono w nieznanym kierunku. Z huty Katowice zatrzymano 36 osób, m.in. Andrzeja Rozpłochowskiego, który wracał z Gdańska z obrad Komisji Krajowej Solidarności. Milicja czekała na dworcu w Katowicach na całą śląską delegację, z szefem regionu Leszkiem Waliszewskim.

Internowanych w naszym regionie osadzano w Strzelcach Opolskich, Jastrzębiu Szerokiej, Zabrzu Zaborzu. Były też miejsca pokazowe, jak obóz w Kokotku, zorganizowany w ośrodku wypoczynkowym. Internowano rektora Uniwersytetu Śląskiego, prof. Augusta Chełkowskiego, prorektor, prof. Irenę Bajerową, artystów: Kazimierza Kutza i Andrzeja Czeczota.

To był szok. O tym, co się zdarzyło w kraju, Polacy dowiedzieli się dopiero o szóstej rano z telewizyjnego i radiowego przemówienia generała Wojciecha Jaruzelskiego, jako przewodniczącego samozwańczej Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego. Usłyszeli o zdelegalizowaniu „Solidarności” i pozamykaniu jej działaczy, o zakazie strajków i godzinie policyjnej.

By „chronić uniwersalne wartości socjalizmu”, na ulice miast wyjechały czołgi i wozy pancerne. Długo stały w kolumnie m.in. na katowickim Rynku. Zaroiło się od patroli wojskowo-milicyjnych. Żeby pojechać z miasta do miasta, trzeba było mieć specjalną przepustkę. Ze wszystkich miejsc przemawiały obwieszczenia o stanie wojennym. Bez podpisu i bez daty, za to z niekończącymi się zakazami. Nie wolno organizować zgromadzeń, przebywać w strefie nadgranicznej, a nawet uprawiać turystyki.
Solidarność, na ogół wszędzie pozbawiona swoich przywódców, których internowano, podjęła spontaniczne akcje strajkowe. 13 grudnia zaczęły się protesty m.in. w Hucie Katowice, kopalniach: Wieczorek, Wujek, Mysłowice, Halemba, Anna, Julian, Manifest Lipcowy, Lenin, w bytomskich Zakładach Naprawczych PW i dąbrowskim Transbudzie. Właściwa fala protestów ruszyła następnego dnia, gdy w zakładach pojawiły się poranne zmiany. Stanęły kolejne kopalnie, m.in.: Andaluzja, Borynia, Brzeszcze, Piast, Ziemowit, Staszic, tyska FSM, elektrownia Łagisza, raciborska Rafako, tarnogórski Zamet.

W pierwszych dniach stanu wojennego na terenie dawnego województwa katowickiego zastrajkowało około 50 zakładów.

Polecenie resortu spraw wewnętrznych o odblokowaniu strajkujących zakładów dotarło najpierw na milicję, a stamtąd dopiero do wojewody. Przełamania strajków, zwłaszcza w kopalniach, oczekiwał generał Czesław Piotrowski, ówczesny minister górnictwa i energetyki, członek WRON. W elektrowniach zapasy węgla starczały najwyżej na dwa, trzy dni.

Konkretyzacją tych decyzji był szyfrogram komendanta głównego milicji, generała Józefa Beima, przysłany z Warszawy do Katowic. Data jego wystawienia nie jest czytelna, ale było to polecenie odblokowania zakładów okupowanych przez strajkujące załogi przy użyciu „maksymalnych sił i środków”.

15 grudnia po raz pierwszy zomowcy z plutonu specjalnego użyli broni palnej w kopalni Manifest Lipcowy. Dzień później, w „czarną środę” doszło do największej zbrodni stanu wojennego - pacyfikacji kopalni Wujek, w wyniku której zginęło 9 górników, a 21 zostało rannych od postrzałów.

Po tragicznej pacyfikacji kopalni Wujek, wieczorem 16 grudnia 1981 roku, nowym wojewodą katowickim został generał broni pilot Roman Paszkowski. Od razu pojechał spotkać się z rannymi górnikami. Był przeciwnikiem siłowej rozprawy z górnikami Kopalni Piast.

I sekretarzem KW PZPR pozostawał Andrzej Żabiński, reprezentujący partyjny beton, choć w Katowicach początkowo widziano w nim reformatora.

Pozostali na wolności działacze „Solidarności” Huty Katowice jeszcze 13 grudnia przygotowali do druku „Wolnego Związkowca”, w którym napisali: „Władza nie mogła zmienić siebie, więc usiłuje zmienić nas. Nie poddajmy się, to są ostatnie podrygi cuchnącego wrzodu na ciele społeczeństwa - PZPR-u. Pluskwy, które opijały się naszą krwią przez 36 lat, nie odejdą na grzeczne prośby. Trzeba je wytępić. Naszą bronią jest strajk i bierny opór”. Autorom tego biuletynu przyszło potem zapłacić wysokimi wyrokami za rzekome „nawoływanie do zabójstwa członków PZPR”.

OBCHODY 35. ROCZNICY W ŚLĄSKIEM
Obchody rocznicy stanu wojennego

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: 13 grudnia władza usiłowała zmienić naród, bo nie chciała zmienić siebie - Dziennik Zachodni