Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mroźny styczeń przyniósł bitwę o Żory - wspomnienia sprzed 72 lat [ZDJĘCIA ARCHIWALNE]

Szymon Kamczyk
Szymon Kamczyk
Arch. Muzeum w Żorach
Piękne zabudowania miasta Żory w dwa miesiące zostały praktycznie zrównane z ziemią. Wszystko zaczęło się w mroźny poranek, 27 stycznia 1945 roku.

- Naprzeciw naszego domu mieszkała dość liczna rodzina Wilczków. Pocisk z działa wybił dziurę w murze domu i zostali oni przysypani gruzami. Ładunek nie eksplodował, dlatego przeżyli. Tak zaczęła się walka, bo Rosjanie chcieli zdobyć Żory z marszu - wspomina Marian Piksa, dziś 80-letni mieszkaniec ul. Kłapczyka. To jego rodzinny dom, w którym mieszka od dziecka. Właśnie tam, w piwnicy, rodzina Piksów wraz ze swoimi lokatorami chroniła się przed pociskami, kulami i niebezpieczeństwem od stycznia do marca 1945 roku, kiedy trwała bitwa o Żory.

Styczeń 1945 roku był ciężkim czasem, bo mieszkańcy okupowanych przez hitlerowców Żor nie mieli łatwego życia. Zima była wtedy sroga. Świadkowie tamtych wydarzeń wspominają, że w momencie ataku 27 stycznia 1945 roku żorski pejzaż był biały od śniegu.

Pierwsze uderzenie

- 27 stycznia rano Armia Czerwona nadeszła od Szczejkowic, zza rzeki Rudy i rozpoczęła atak. Czołgi i tankietki chciały wyjechać z ul. Szczejkowickiej na Rybnicką, ale tego wyjazdu skutecznie blokowały działa przeciwpancerne. Jedno było ustawione przy starej Cegielni. Pamiętam, że na zakręcie Szczejkowickiej był uszkodzony czołg i dwie tankietki. Jeden czołg radziecki opłotkami przejechał niedaleko naszego domu, aby zlikwidować to działo, ale ok. 100 metrów od niego Niemcy podłożyli pod niego minę. Czołg eksplodował i wewnątrz spalił się jeden z członków załogi, a pozostali uciekli. Tego żołnierza później pochowano w zbiorowej mogile - mówi pan Marian.

Jak wspomina żorzanin, w okresie bitwy o Żory trudno było pozyskać jedzenie. Odważni mieszkańcy od czasu do czasu udawali się do młyna przy Rybnickiej po mąkę, aby samemu wypiekać chleb w piwnicznych piekarokach. Przetrwać pomagały także zapasy - warzywa i owoce, zgromadzone w piwnicach. W okresie bitwy o Żory w domu Piksów ukrywało się 13 mieszkańców, w tym dzieci. - Mieliśmy rodzinę lokatorów - państwa Koniecznych. Pan Karol Konieczny był górnikiem i miał czwórkę dzieci. W czasie żorskiej bitwy byliśmy w piwnicy i on trzymał na rękach najmłodsze dziecko, miało kilka miesięcy. Koło naszego domu wybuchła bomba. Przez małe okno w piwnicy wpadł odłamek, raniąc w głowę Koniecznego. W momencie padł martwy. Dziecku na szczęście nic się nie stało - powraca we wspomnieniach do tragicznych wydarzeń Marian Piksa, relacjonując dalej drżącym głosem.

Śmierć w oczach dzieci

- Przy bombardowaniu w piwnicy zrobiło się czarno, bo cała sadza z komina spadła na dół. Wiedzieliśmy, że ktoś padł i myślałem, że to mój ojciec, bo stał koło tego lokatora. To były tragedie na porządku dziennym. My jako dzieci nie znaliśmy innego życia niż za wojny. Wtedy miałem 9 lat, a moi bracia byli starsi. Jeden był w armii u gen. Maczka, drugi trafił do obozu w Dachau. Mamy nawet nasze zdjęcie z 1939 roku, jeszcze przed okupacją. Wtedy nie podejrzewaliśmy, że będą nas czekać tak tragiczne losy - dodaje żorzanin.

Dzisiaj po domu rodziny Piksów nie można poznać, że w czasie wojny praktycznie został zburzony. Najpierw spaliły go katiusze, a później wspomniana bomba zrównała z ziemią jeden z narożników domu. Po wojnie budynek został odbudowany. Niedaleko, przy ul. Kłapczyka można natomiast zauważyć jeszcze budynki, które noszą ślady wojennego ostrzału.

Pozostawili za sobą gruzy

27 stycznia 1945 roku 38. Armia, którą kierował gen. Kiriłł Moskalenko (późniejszy marszałek Związku Radzieckiego) rozpoczęła natarcie od północy na Żory, gdzie ulokowały się wojska Wehrmachtu, po zdobyciu przez czerwonoarmistów miast Chorzów i Katowice. Rosjanom nie udało się zdobyć miasta tak szybko jak zakładali. 17 marca wojska radzieckie otrzymały rozkaz, by definitywnie zdobyć Żory, a następnie Wodzisław, Jastrzębie, czeską Opawę, a potem także Racibórz. Wojska Moskalenki zasilili żołnierze 1 Czechosłowackiej Brygady Pancernej. Dowodził nią doświadczony strateg, mjr Vladimir Janko. Znał on Śląsk, bo w 1939 roku musiał opuścić Czechosłowację, bo był członkiem antyniemieckiego ruchu oporu. Wtedy też trafił do Polski i miał okazję poznać m.in. nasz region. To mogło przyczynić się do ostatecznego wyparcia wojsk niemieckich, które nastąpiło 24 marca 1945 roku. Żorskie zabudowania przez te dwa miesiące zostały zniszczone prawie w 65 procentach. Bardzo ucierpiał także kościół pw. Świętych Apostołów Filipa i Jakuba. Dziś po zniszczeniach nie ma już śladu, ale wspomnienia ludzkich tragedii pozostały w pamięci żyjących.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!