Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pogorzelcy z Roju już wrócili do swojego domu. Pomogli sąsiedzi i urzędnicy

Szymon Kamczyk
Szymon Kamczyk
Dwa miesiące minęły od tragicznego pożaru domu przy ul. Boguszowickiej. Dzięki pomocy wielu osób po ogniu nie ma śladu

Ponad dwa miesiące minęły od tragicznego pożaru, który wybuchł w jednym z domów przy ul. Boguszowickiej w Roju. Z pożarem walczyło w sumie sześć zastępów strażaków, ale całkowicie spłonęła konstrukcja dachu oraz poddasze. Dzięki pomocy wielu życzliwych ludzi, już w styczniu Sławomir Szewczyk z rodziną mógł wrócić do domu.

To było jak koszmarny sen. Pan Sławomir 29 listopada był w pracy, kiedy zadzwonił do niego sąsiad z informacją, że z dachu wydobywają się kłęby czarnego dymu. W tym czasie w domu na szczęście nikogo nie było, ale mieszkanie było świeżo po remoncie, pan Sławomir i jego rodzina mieszkali przy Boguszowickiej zaledwie od kilku miesięcy. Wzięli kredyt, by wyremontować dom i już zaczynali się cieszyć z zakończenia remontu. Niestety, nie było im dane cieszyć się długo. - W wyniku pożaru spłonęło całe poddasze, cały dach, a także zniszczony został duży pokój i kominek na parterze. To właśnie od kominka wszystko się zaczęło. Według strażaków, prawdopodobnie w wyniku rozszczelnienia przewodu kominowego belka stropowa nagrzała się i dostała samozapłonu - wspomina tragiczny wtorek 29 listopada Sławomir Szewczyk.

W akcji gaśniczej udział brały trzy zastępy strażaków z Państwowej Straży Pożarnej w Żorach, 13 strażaków z jednostek ochotniczych (OSP Rój i OSP Rogoźna), a także wezwana do pomocy drabina z Rybnika. Strażacy walczyli z ogniem przez prawie 4 godziny. Dzięki ich akcji, od ognia udało się uratować trzy pomieszczenia na parterze. Niestety z całej reszty budynku pozostały zgliszcza. Z niecodzienną ludzką życzliwością pogorzelcy spotkali się już następnego dnia.

- Straty wyniosły ok. 130 tysięcy złotych. Na miejsce pożaru przyjechał nasz radny Władysław Łukasiewicz, który bez zbędnego gadania postanowił pomóc. U właściciela miejscowego tartaku załatwił drewno do odbudowy dachu, które mogliśmy zapłacić w późniejszym terminie. Przyszło też wielu sąsiadów i strażacy, by pomóc nam usunąć wszystkie spalone elementy. Pracowało tu ponad 20 osób, znajomi przyjechali z traktorami, aby ładować na przyczepy to, co się spaliło i wywozić do ZTK. Miejscowa restauracja dowoziła nam obiady. To niesamowite, jak ludzie potrafią się jednoczyć w tragicznych sytuacjach. Dziękujemy wszystkim, którzy tak bardzo nam pomogli. Już w nieco ponad miesiąc od pożaru mogliśmy wrócić do domu - mówi pan Sławomir. Dzięki pomocy firmy w której pracuje oraz przychylności tartaku, szybko udało się zrobić dach. Później zaczęto remontować poddasze i dziś nie ma już żadnych śladów po pożodze.

- Bardzo szybko zareagował też urząd miasta, przekazując na pomoc doraźną dla pogorzelców 10 tysięcy złotych. To była połączona sieć działań wielu osób, aby rodzina Sławka mogła otrząsnąć się po tej tragedii - wspomina radny Władysław Łukasiewicz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!