Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żory: 65 lat temu przeżyli huczne wesele - teraz wspominają dzień ślubu

Szymon Kamczyk
Szymon Kamczyk
Anna i Ludwik Beniszowie dziś
Anna i Ludwik Beniszowie dziś Fot. Szymon Kamczyk / Dziennik Zachodni
My jesteśmy z czasów, kiedy jak coś się zepsuło, to się naprawiało, a nie wyrzucało - mówią państwo Anna i Ludwik Beniszowie z Roju, którzy pobrali się 65 lat temu. Dzisiaj są szczęśliwymi dziadkami i zdecydowanie nie wyglądają na swój wiek.

Ona - córka szanowanego na wsi wójta i prezesa OSP. Nie miała jeszcze skończonych 18 lat, kiedy stanęła na ślubnym kobiercu. On, 25-letni kawaler zza między, umiejący zadbać o siebie. Pracował w zawodzie krawca i dla ojca pani Anny był idealnym kandydatem na zięcia.

Z jubilatami spotkaliśmy się dokładnie 65 lat po ich ślubie - 12 listopada. Jak stwierdzili, nawet pogoda była taka sama, bo było mroźno, a z nieba lekko prószył śnieg. Kiedy jechali z kościoła, zaświeciło im też słońce.

- Kiedyś było tak, że na wsiach młodzież nie miała się gdzie spotykać. U nas stworzyło się kółko teatralne, gdzie poznaliśmy się z moim przyszłym mężem. Organizowaliśmy spektakle u nas i w sąsiednich miejscowościach, z których dochód przeznaczany był na cele społeczne, np. budowaliśmy remizę, ciągnęliśmy prąd na wsi. Po roku znajomości z Ludwikiem wzięliśmy ślub - ucina skromnie pani Anna.

W Roju w roku 1951 nie było kościoła, nie było też samochodów. Ślub odbył się w kościele w Boguszowicach, a młoda para i goście weselni przejechali na ceremonię.

- Drabiniokiem jechała orkiestra, my wraz z gośćmi jechaliśmy w 15 bryczkach. Mieliśmy 8 par drużbów, dzisiaj już się tego nie praktykuje. Po ślubie jechaliśmy do domu na wesele, które trwało w zasadzie trzy dni, z poprawinami i spotkaniem w gronie najbliższych na trzeci dzień. W domu się jadło, a na zabawę szło się do sali - wspomina pan Ludwik, który pracował jako krawiec.
Roboty było sporo, bo jak wspomina, siedział w warsztacie codziennie do późna.

- Ludzie przychodzili nawet w wigilijne popołudnie, pytając, czy my w ogóle będziemy mieli kolację wigilijną. Nie potrafiłem odmówić, więc pracowało się dużo. Potem, w wieku 40 lat poszedłem do pracy na dół na kopalnię - mówi Ludwik Benisz.

Dom zbudowali od podstaw

W tym czasie Beniszowie budowali również swój dom. Wypalili 65 tysięcy cegieł z gliny, którą wcześniej wykopali na polu. Nie było materiałów budowlanych, ani wody, po którą jeździli do stawu. Pan Ludwik zarabiał, by zapłacić murarzom. Beniszowie sami również robili dachówkę do pokrycia dachu, ale jak przyznają, z bożą pomocą szczęśliwie udało im się wszystko wykończyć. W tamtych czasach przysługiwały przydziały na materiały budowlane, które regulował sołtys.

Pani Anna, jako córka sołtysa nie chciała narażać się na piętnowanie, więc korzystała z takich przydziałów jak wszyscy przy budowie domu. Beniszowie mieli też małe gospodarstwo - świniaka, barana, owce i kury, które zostały do dzisiaj. Ze zwierzętami łączą się również rodzinne anegdoty, bo pani Anna jako młoda gospodyni chciała się wykazać. Do tego stopnia, że kiedy baran rozerwał skórę, jak chirurg wzięła igłę i nici i go zszyła.

- Patrzę dzisiaj na młodych ludzi, którzy się rozwodzą, bo ona niezależna i on niezależny. Trochę się pokłócą i już rozwód. W każdym małżeństwie jest słońce i jest deszcz. Jeden małżonek musi rozumieć drugiego i zrezygnować z zasady „mnie się należy”. To nie mnie ma być dobrze, ale temu drugiemu. My jesteśmy z czasów, kiedy jak coś się zepsuło, to się naprawiało, a nie wyrzucało. Myślę, że dzisiaj ludzie mają się za dobrze i dlatego się rozwodzą - stwierdza pani Anna.

Mają szczęście do ludzi

Państwo Beniszowie mają spore pokłady energii i siły. Pani Anna ma swój temperament, natomiast pan Ludwik odznacza się dużym spokojem. W tym przypadku sprawdziła się zasada, że przeciwieństwa się przyciągają. Anna i Ludwik Beniszowie mają dwoje dzieci - syna Joachima i córkę Alicję oraz wnuczkę Joannę.

- Mamy bardzo dobre dzieci, to zgodne rodzeństwo. Opieka jest nadzwyczajna. Poszczęściło nam się, bo mamy też dobrego zięcia Alojzego i synową Krystynę. Muszę też powiedzieć, że mamy wspaniałych sąsiadów. Jesteśmy jak rodzina, a to w dzisiejszych czasach jest bardzo ważne i cenne. Gdyby nie choroby, to moglibyśmy powiedzieć, że żyje się nam sielankowo - podkreśla 90-letni pan Ludwik.
W jego rodzinie funkcjonuje gen długowieczności. Jego wujek w swoje 100 urodziny sam karmił jeszcze gołębie, do których musiał dojść po drabinie.

Warto dodać, że oboje małżonków bardzo zasłużyło się dla Roju społecznie, choć sami traktują to jako coś normalnego, czym nie warto się chwalić. Pani Anna od młodych lat brała udział w spektaklach teatralnych, była też przewodniczącą komitetu rodzicielskiego w miejscowej szkole. Pan Ludwik był członkiem klubu sportowego i przez wiele lat aktywnie działał w sporcie. Należy podkreślić, że od momentu budowy kościoła w Roju do dnia dzisiejszego pani Anna aktywnie działa w parafii. Od 1980 roku jest przewodniczącą wspólnoty Żywy Różaniec, która skupia dziś w Roju 22 róże różańcowe - łącznie 440 osób. Pani Anna koordynuje działalność wspólnoty.

Pomoc mają w genach

- Mama to dobra dusza. Chce zrobić wszystko za wszystkich i wybiega myślami do przodu, aby nikomu nie stała się krzywda. Tak było jak my byliśmy dziećmi, teraz tak samo jest z wnuczką. Tata też pomagał wszystkim. Dla nich to wszystko jest normalne, ale my uważamy, że warto pokazywać takie dobre przykłady - mówi Alicja Zimończyk, córka jubilatów.

Czy będą hucznie świętować 65 lat po ślubie? - Drugie huczne wesele już mieliśmy, na 50-lecie ślubu 15 lat temu. Był nawet kołocz weselny. Teraz będzie skromnie, w gronie najbliższych. Będą dzieci i nasze rodzeństwo - zapowiadają jubilaci. Na kolejne lata życzymy oczywiście dużo zdrowia!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!