Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Wujek.81. Czarna ballada”: premiera spektaklu Roberta Talarczyka w Teatrze Śląskim

Henryka Wach-Malicka
Premiera autorskiego spektaklu Roberta Talarczyka odbyła się w Teatrze Śląskim 17 grudnia
Premiera autorskiego spektaklu Roberta Talarczyka odbyła się w Teatrze Śląskim 17 grudnia Lucyna Nenow / Dziennik Zachodni
Na afisz Teatru Śląskiego wchodzi autorski spektakl Roberta Talarczyka „Wujek.81. Czarna ballada”. Występuje w nim 50 wykonawców: aktorów, tancerzy, wokalistów i muzyków. Ale to nie rekonstrukcja wydarzeń z grudnia 1981 roku na kopalni „Wujek”.

Na scenie nie zobaczymy uteatralizowanego dokumentu, choć inspiracją widowiska są fakty. Zobaczymy za to miks wspomnień, emocji i refleksji, jakie autor sztuki przechował w pamięci przez 35 lat. Zobaczymy też trzy pokolenia artystów, z których każdy wnosi do spektaklu własny obraz tamtych dni. Jak im się pracowało nad tym nietypowym przedstawieniem? To ich refleksje.

Robert: Tak zapamiętałem

Robert Talarczyk opowiadał tę historię wiele razy, od wielu lat. I od równie dawna planował stworzyć na jej kanwie widowisko teatralne. Ale jakoś się nie składało. Aż do teraz, gdy mija 35 lat od momentu, kiedy jako kilkunastolatek właził z kolegami na dach wieżowca i wygrażał milicjantom, atakującym górników kopalni „Wujek”.

Bo na początku były prawdziwe zdarzenia, które miały się tak. Uczeń Robert Talarczyk - lat 13, nieposkromiony temperament i naiwna wiara w sprawiedliwość - uczestniczy w dziejącej się historii. W charakterze naocznego świadka, za to ku przerażeniu rodziców i raczej bez wyczucia niebezpieczeństwa.

Mieszkał wtedy kilkaset metrów od „Wujka”. Jego ojciec i wielu sąsiadów pracowało na tej kopalni. Atmosfera przed strajkiem, a zwłaszcza w czasie jego trwania, wywarła na chłopaku niezatarte i bardzo silne wrażenie. Wspomnienia złości i bezsilności, gdy ojciec opowiadał o ciałach zabitych kolegów, mieszają się jednak z obrazami zupełnie innej natury. - Czułem wściekłość - opowiada - bo dobrze wiedziałem, po której stronie jest racja; kto swój, a kto wróg. Ale miałem tylko 13 lat i próbowałem wymierzać sprawiedliwość na swój własny, dziecinny sposób. Wrzeszcząc z oburzenia, rzucając kamieniami albo uruchamiając wyobraźnię. Na przykład? Nad „Wujkiem” latał wtedy biały helikopter. Taki, jakim podróżował… papież. I ja sobie wyobrażałem, że to naprawdę leci papież, i że jak wyląduje, to zrobi porządek, ukarze ZOMO i wymierzy sprawiedliwość. Albo, że nastąpi jakaś akcja rodem z „Gwiezdnych wojen” czy „Wejścia smoka”. Pamiętam to tak dobrze, że teraz, gdy jestem już dojrzałym człowiekiem i o pacyfikacji „Wujka” wiem nieporównywalnie więcej, postanowiłem jednak wprowadzić ten motyw do scenariusza przedstawienia.

[ZOBACZ ZDJĘCIA Z PREMIERY]
Długo zastanawiał się nad formą spektaklu, szukając języka, który trafi do świadków tamtych wydarzeń i do zupełnie młodych ludzi, dla których stan wojenny to już tylko data w podręczniku historii. W podręczniku, w którym śmierci 9 górników poświęcony jest zresztą jedynie krótki akapit. Zdecydował się w końcu na konwencję scenicznej ballady, która pozwala mieszać wierność faktom z grą wyobraźni, teraźniejszość z przeszłością i emocje z chłodną analizą.

Miuosh: Tak sobie wyobrażam

Muzyk Miuosh, czyli Miłosz Borycki, urodził się 5 lat po ogłoszeniu stanu wojennego. Zaproszony do współpracy przy tym spektaklu sądził, że napisane przez niego utwory, choć związane z tematem widowiska, będą tylko swoistym do niego komentarzem. Okazało się, a potwierdzają to starsi aktorzy, że numery Miuosha idealnie wpisują się w klimat całości, łącząc historię sprzed 35 lat ze współczesnością w spójną całość.

- Komponując muzykę i pisząc teksty - mówi raper - nie przykładałem do mojej narracji specjalnego filtru. Może tylko własne emocje, bo bez nich trudno stworzyć coś przekonującego… A ja chciałem po prostu trafić do rówieśników i nawet do młodszych chłopaków. Żeby sobie spróbowali wyobrazić, że nagle są w takiej w sytuacji, w jakiej byli tamci kumple na dachu. Jak byśmy reagowali, postawieni w środku przerażających i przerastających nas wydarzeń? Opowieści Roberta - co myślał, co czuł, jak się zachowywał - bardzo mi pomogły w uchwyceniu klimatu. Ale ja też nie wziąłem się z próżni. Wychowano mnie w szacunku dla wydarzeń na „Wujku”. Rodzice opowiadali, jak buntowali się przeciw represjom stanu wojennego, przeciw jawnemu gwałtowi i niesprawiedliwości. Potem, gdy historia Śląska zaczęła mnie wręcz pasjonować i gdy zacząłem wnikać w jej niuanse, sam szukałem rozmaitych materiałów. Sporo się dowiedziałem jeszcze przed pracą w Teatrze Śląskim, teraz wiem i czuję chyba jeszcze więcej…

Barbara: Tak szukałam inspiracji

W czasie stanu wojennego Barbara Lubos, odtwórczyni roli matki bohatera, była małą dziewczynką. Nie pamięta, bo i nie może, konkretnych faktów, ale doskonale pamięta strach mamy i ojca. I czołgi jadące ulicami jej rodzinnych Tarnowskich Gór, wielkie ciężarówki, atmosferę oczekiwania na nieszczęście.

- Swoją postać zbudowałam na tamtych wspomnieniach - opowiada aktorka - ale także na zdjęciach kobiet, jakie znalazłam w różnych dokumentach i na okolicznościowych wystawach. Szczególnie przyglądałam się fotografii żony jednego ze strajkujących górników „Wujka”. Miała strasznie zatroskane spojrzenie, ale i jakąś determinację w oczach. Wyobrażam sobie, jak się bała, jak przeżywała nieobecność męża i niepewność, co do jego losu. Z drugiej strony cieszę się, że spektaklu nie zdominowała nuta jakiegoś „akademijnego” patosu. Że jest tam też codzienne życie, które bohaterowie starają się prowadzić normalnie. Z żartowaniem, z kłótniami... Przecież taka namiastka normalności to była oczywista psychiczna samoobrona!

Maria: Tak to przeżywaliśmy

Dla Marii Stokowskiej-Misiurkiewicz udział w tym przedstawieniu to jakby powrót do lat jej najbardziej aktywnej działalności opozycyjnej. Maria z mężem Krzysztofem Misiurkiewiczem, aktorką Marią Wilhelm i redaktorem Stanisławem Olejniczakiem stworzyli wtedy Teatr Domowy, którego repertuar składał się między innymi z anonimowych wierszy, znajdowanych pod kopalnią „Wujek”, krótko po jej pacyfikacji.

- Maleńkie zwitki papieru - opowiada aktorka - ukrywane były najczęściej w bukietach kwiatów, przynoszonych na miejsce walki górników z zomowcami. To była czysta poezja, szalenie emocjonalna… W spektaklu nie ma wprawdzie tego wątku, ale przedstawienie otworzyło we mnie wiele furtek pamięci, więc grając czuję się trochę tak, jakbym... dostała nagrodę za tamtą działalność. Cieszę się też, że w spektaklu występuje tylu młodych kolegów. Wtedy, w Teatrze Domowym, myśmy grali jak na barykadzie, bo to i poniekąd była barykada. Minęło jednak tak wiele czasu, tak dużo się zmieniło, także w odbiorze teatru przez widzów. W „Wujku.81” młodzi wykonawcy wnoszą spontaniczność, nawet pewną niecierpliwość, ale też swoje spojrzenia na historię. I świetnie się razem komponujemy. Świetnie się rozumiemy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!