Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wypadek w Kozach: Najgorsze było to, że kiedy się obudziliśmy, świat kręcił się dalej

Redakcja
arc
Rozmowa z Edytą i Dariuszem Kućkami, rodzicami Patryka, który ze swoim kolegą Konradem został śmiertelnie potrącony na przejściu w Kozach.

Wasze życie dzieli się na dwa etapy: przed i po wypadku. Jak wyglądało przed?
Edyta Kućka: To było normalne życie.
Dariusz Kućka: Szczęśliwe życie: żona, trójka udanych dzieci, firma. Były jakieś tam drobne problemy, ale kto ich nie ma. Dwa tygodnie przed wypadkiem mieliśmy duże rodzinne spotkanie. Mówiliśmy o tym, że mamy wielkie szczęście, iż nasze dzieci są zdrowe. Teraz pozostały ból i tęsknota nie do opisania. Kiedyś Patryk był na 13-dniowym obozie. Codziennie słyszeliśmy się przez telefon, a i tak nie mogłem doczekać się spotkania. Teraz nie ma go już ponad półtora roku. I tak już będzie zawsze.

Prowadzi pan serwis samochodowy tuż obok tego przejścia...
Nie mamy innego wyjścia, tu mamy firmę. Ciężko mi omijać to przejście dla pieszych. Za każdym razem, kiedy z niego schodzę, to czuję, jakbym zaraz miał dostać takie uderzenie jak Patryk. Patryk kończył przechodzić przez przejście. Robił ostatni krok. I właśnie wtedy został potrącony. Uderzenie było bardzo silne. Poleciał 32 metry, a Konrad 50 metrów. Proszę sobie wyobrazić: 50 metrów! To 50 kroków. Bardzo daleko.

Pamięta pan moment, kiedy ktoś przyszedł powiedzieć o wypadku?
Nikt nie przyszedł. Byłem przed warsztatem, usłyszałem uderzenie, widziałem go w powietrzu. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to mój syn. Pobiegłem w tamtą stronę, żeby komuś pomóc, zwłaszcza że kiedyś z moim tatą udało nam się uratować jednego chłopaka. Pierwszy zobaczyłem Patryka, pierwszy go znalazłem. Od razu wiedziałem, że nie żyje. Miał otwarte oczy, jakby na mnie patrzył. Źrenice były takie wielkie. Zawołałem tatę, który mieszka po drugiej stronie ulicy. Na siłę podjęliśmy reanimację, robiliśmy masaż serca. Serce po jakimś czasie ruszyło, bo w przeciwieństwie do innych organów nie było uszkodzone. Później słyszałem, jak lekarka, która przyjechała na miejsce wypadku, powiedziała, że obydwaj nie żyją, ale nie docierało to do mnie. Pozwolili mi wsiąść do karetki. Kiedy jechaliśmy do szpitala w Bielsku, akcja serca syna jeszcze dwa razy została zatrzymana, a później serce znowu zaczęło bić. Podświadomie wierzyłem w jakiś cud: że skoro serce ruszyło, to Patryk jakoś do nas wróci. Ale im dłużej byliśmy w szpitalu, tym bardziej uświadamialiśmy sobie, że jest źle. To było widać po reakcji lekarzy i pielęgniarek.

Cudu nie było.
Nie dało się go uratować. Obrażenia wielonarządowe były zbyt poważne. Obydwaj chłopcy zostali zabici na miejscu.

CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Wypadek w Kozach: Auto zabiło dwóch chłopców. Mieszkańcy w żałobie [ZDJĘCIA i WIDEO]

Czy w tamtych chwilach jakoś pan myślał o sprawcy wypadku?
Nie. Interesował mnie tylko Patryk. Nie wiem, kto był na miejscu wypadku, nie interesowało mnie, kto to zrobił. Najważniejszy był Patryk. On i tylko on. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że sprawczyni wypadku była pod wpływem amfetaminy. Coś tam mówiono, że miała włączony antyradar, ale to do mnie nie docierało, bo cały czas byliśmy przy Patryku. A później go odłączyli... Nie wiedziałem, co robić. Najprościej byłoby ze sobą skończyć. Ale jeszcze mamy dwie córki i trzeba je wychować.

Sprawczyni tragedii była pod wpływem amfetaminy, a tuż po wypadku została zwolniona do domu. Wtedy pan o tym wiedział?
Edyta Kućka: Czuliśmy wściekłość. Na cały nasz system. Zabiła przecież dwoje 10-letnich dzieci, które łącznie miały tyle lat co ona sama i jak można było ją wypuścić na wolność. Tym bardziej że była po narkotykach.
Dariusz Kućka: Kiedy jeszcze nie wiedziałem, że zażywała narkotyki, nie byłem źle nastawiony. Traktowałem ten wypadek jako nieszczęśliwy zbieg okoliczności.

I przyszedł ten dzień, kiedy musieliście stanąć oko w oko ze sprawczynią tragedii, Karoliną Z. Kiedy zobaczyliście ją pierwszy raz?
Dariusz Kućka: Pierwszy raz
zobaczyłem ją w sądzie. Czekałem na jej reakcję. Ale reakcji nie było - uciekała wzrokiem, miała nawet tak zrobioną fryzurę, żeby nie było widać twarzy, nie przeprosiła na pierwszej rozprawie. Dopiero na drugiej powiedziała "przepraszam". Pewnie adwokaci jej podpowiedzieli. Przeprosiła, a nie przyznawała się.

Wyrok was satysfakcjonuje?
Dariusz Kućka: To młoda dziewczyna i osiem lat za dwójkę zabitych dzieci to niedużo, ale z drugiej strony najpiękniejsze swoje lata przesiedzi w więzieniu. To wielka kara. Dożywotnio odebrane prawo jazdy też będzie jej przypominało, że kiedyś spowodowała tragedię.
Po takim traumatycznym przeżyciu byłoby naturalne, gdyby zrodziła się w was chęć zemsty, odwetu. Było tak?
Edyta Kućka: Na początku tak. Wszyscy to mieliśmy. To mija.
Dariusz Kućka: Była chęć odwetu, ale teraz czuję, że Patryk by tego nie chciał. Był dobry i mądry. Mieliśmy bardzo dobre relacje, dużo rozmawialiśmy i on by odpuścił. Ja też odpuszczam.

Kiedy słyszycie o wypadkach, takich jak ostatnio w Kamieniu Pomorskim czy Łodzi, kiedy giną ludzie, to...?
Edyta Kućka: To niewyobrażalne tragedie. Społeczeństwo musi się nauczyć, że po alkoholu czy narkotykach nie można wsiadać za kółko. To musi się zmienić w głowach ludzi. I nie pomoże tu pomysł premiera na alkomat w każdym samochodzie. Poza tym kary powinny być srogie i konsekwentnie egzekwowane.

Utrzymujecie kontakty z rodziną Konrada?
Dariusz Kućka: Tak. Wcześniej tylko się znaliśmy, bo chłopcy się przyjaźnili. Teraz jesteśmy prawdziwą rodziną. Razem zrobiliśmy pogrzeb, wspólnie staraliśmy się o rzeźbę anioła na nagrobku, razem trzymaliśmy się podczas rozpraw.

Nawet po takiej tragedii trzeba jakoś wrócić do życia. W którym miejscu teraz jesteście?
Dariusz Kućka: Wraca się bardzo, bardzo ciężko. Najgorsze było to, że

kiedy po środkach nasennych i krótkim śnie obudziliśmy się rano następnego dnia, to świat się kręcił

. To było takie nierealne. Nie rozumieliśmy, że ludzie przechodzą pod naszymi oknami, że firma działa, że samochody jeżdżą. Dla nas świat się skończył. To było najdziwniejsze, najtrudniejsze do zrozumienia. Unikaliśmy kontaktów z ludźmi. Nie chcieliśmy nigdzie chodzić. Chcieliśmy się tylko gdzieś zaszyć i płakać.
Edyta Kućka: Najbardziej pomogła nam najbliższa rodzina. To ona próbowała nam wypełnić i organizować najgorszy czas. Starała się nas czymś zająć.
Dariusz Kućka: Wciąż mieliśmy jakieś zadania. Trzeba mieć jakiś cele i je realizować. Jakby człowiek usiadł i zaczął myśleć, to po nim.
Edyta Kućka: Najgorzej było zostać ze swoimi myślami. Leki uspokajające tylko teoretycznie pomagają. Posyłałam dziewczynki do szkoły i kładłam się spać. Im dłużej siedziałam w domu, tym było gorzej. Trzeba się czymś zająć, a później przeżyć pierwsze wyjście na cmentarz, pierwsze urodziny Patryka i święta bez niego, pierwszą rocznicę śmierci. Potem nie jest łatwiej, ale przynajmniej można już o swoich przeżyciach mówić.
Rozmawiał Jacek Drost

Wypadki na drogach

Ostatnio Łódź: pijany motorniczy tramwaju zabił trzy osoby. Wcześniej Kamień Pomorski: pijany kierowca wjechał w grupę ludzi, zginęło sześć osób. Jeszcze wcześniej podbielskie Kozy: 20-latka pod wpływem amfetaminy zabiła na przejściu dla pieszych dwóch 10-letnich chłopców, Patryka i Konrada, wracających ze szkoły (kobieta została skazana na osiem lat więzienia i ma dożywotni zakaz prowadzenia samochodów). To tylko kilka najgłośniejszych wypadków spowodowanych przez kierujących, będących pod wpływem alkoholu czy po zażyciu narkotyków.

Plaga pijanych kierowców w Polsce to ciągle bardzo duże zagrożenie - stwierdził premier Donald Tusk, odnosząc się m.in. do wypadku w Kamieniu Pomorskim.

Jak walczyć z tą plagą?

Rząd chce zaostrzenia kar. Zaproponował, by kierowca, który po raz pierwszy zostanie przyłapany na prowadzeniu pojazdu pod wpływem alkoholu, stracił prawo jazdy na okres od 3 do 15 lat (obecnie od roku do 10 lat) i zapłacił co najmniej 5 tys. zł nawiązki. Wyrok w takiej sprawie ma być publicznie ogłaszany. Osoby, które po raz drugi zostałyby przyłapane na jeździe pod wpływem alkoholu, traciłyby prawo jazdy na co najmniej 5 (maksymalnie na 15 lat). W tym wypadku nawiązka ma wynosić minimum 10 tys. zł. Rząd proponuje też, by od 2015 r. w każdym aucie obowiązkowo był alkomat.

Czy to rozwiąże problem pijanych kierowców na naszych drogach? Według ministra sprawiedliwości Marka Biernackie- go, sposób karania pijanych kierowców nie działa prewencyjnie, bo choć spadają statystyki dotyczące skazanych nietrzeźwych kierowców, to rośnie liczba tych, których skazano ponownie.

W latach 2010-12 zmniejszyła się liczba nietrzeźwych kierowców skazanych za spowodowanie wypadku (z 1016 do 805 osób), ciężkiego wypadku (z 390 do 360) oraz prowadzenie w stanie nietrzeźwości (z 73 tys. do 62 tys.).

Wzrosła natomiast liczba kierowców powtórnie skazanych za jazdę po pijanemu: z 9,9 tysięcy w 2011 roku do 12,4 tys. w 2012 r. PAP

KLIKNIJ I PRZEJDŹ DO GŁOSOWANIA NA:
WYDARZENIE ROKU 2013 W WOJEWÓDZTWIE ŚLĄSKIM


*Głośni Ludzie 2013 Roku woj. śląskiego [ODDAJ GŁOS W PLEBISCYCIE]
*Abonament RTV 2014 [OPŁATY, TERMINY, ULGI]
*Najpiękniejsze kolędy [TEKSTY + MUZYKA] Która najlepsza? ZAGŁOSUJ
*Najlepsze piosenki świąteczne na Boże Narodzenie PLAYLISTA

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!