Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z obcokrajowcami w naszych klubach wiąże się wiele anegdot

Tomasz Kuczyński
Matawu nie przedłużył wizy i groziło mu wydalenie z Polski. W Polonii twierdzili, że to wina zawodnika i jego menedżera
Matawu nie przedłużył wizy i groziło mu wydalenie z Polski. W Polonii twierdzili, że to wina zawodnika i jego menedżera fot. wojciech matusik
Wśród sportowców, których chciałyby pozyskać śląskie kluby, aby wzmocnić swoją wartość, nie brakuje obcokrajowców.

Warto więc może przypomnieć, że kontakty z, hmm, tubylcami nie zawsze są dla tych, którzy szukają u nas sportowego chleba, łatwe... Czasami kłopoty związane są z kwestiami prawnymi, jak w przypadku piłkarza Polonii Bytom z Zimbabwe Clemenca Matawu, którego wprost z treningu zgarnęła Straż Graniczna. Bywają jednak i sytuacje wręcz anegdotyczne.

Kiedy do drużyny koszykarskiej Mickiewicza przyjechali czarnoskórzy zawodnicy z USA, jeden z katowickich graczy chciał być serdecznym luzakiem i przywitał ich hasłem: "Hi niggers!". Nieborak nie wiedział, że powiedział "Cześć czarnuchy!", choć czerpał dobre wzorce z amerykańskich filmów (w nich używa się też tego określenia w znaczeniu "kumpel" "ziom"). Goście zza oceanu trzymali się jednak obraźliwej wersji i prawie doszło do rękoczynów. Długo trzeba było im tłumaczyć, że nasz koszykarz nie miał złych intencji.

Brak porozumienia językowego skutkował też pojawieniem się nieświadomych łamistrajków w zespole piłkarzy Sokoły Tychy (pamiętacie jeszcze taki twór?). Drużyna postawiła nie wyjść na ligowy mecz, protestując przeciw zaległościom w wypłatach. Jednak dwójka czarnoskórych zawodników nie zrozumiała o co chodzi. Pojawili się na boisku, bardzo zdziwieni i z pytaniem w oczach: "gdzie jest reszta zespołu?".

W czasach prosperity naszej koszykówki w latach 90-tych w Bobrach Bytom, Pogoni Ruda Śląska i Zagłębiu Sosnowiec nie brakowało kontrowersyjnych zawodników z USA. Grający w Bytomiu Jeffrey Stern należał do bardzo porywczych facetów i był człowiekiem czynu nie tylko na parkiecie. Podobno w złości, podczas mroźnej zimy, wygonił na balkon swoją żonę i nie chciał wpuścić do mieszkania. W środku nocy przez górniczą dzielnicę Szombierki niosło się rozpaczliwe wołanie "help, help!".

Poważny zgryz mieli natomiast działacze rudzkiej Pogoni, gdy w klubie pojawiła się dość młoda panienka, twierdząca, że sprawcą jej ciąży jest Amerykanin Samuel Hines! Natomiast szefowie Zagłębia wyrywali sobie włosy z głów, kiedy nieżyjący już Ronnie Thompkins, wychodził na parkiet wyraźnie zmęczony. O alkoholowych imprezach w jego mieszkaniu krążyły po Sosnowcu legendy.

Obecnie obcokrajowcy w naszych klubach raczej nie traktują Polski jako rozrywkowy ląd, gdzie można przy okazji trochę zarobić. Jednak za ich sprawą kłopoty mogą się pojawić. Wspomniany Matawu nie miał już ważnej wizy na pobyt w naszym kraju, dlatego podpadł Straży Granicznej. Były trener Polonii Bytom Jurij Szatałow, sugestywnie pokazywał potem dziennikarzom dwie wyciągnięte do przodu ręce, dając do zrozumienia, że piłkarzowi z Zim-babwe założono nawet kajdanki! Matawu trafił przed sąd, ale na szczęście nie został deportowany z Polski. Przez długotrwałe procedury nie mógł grać w meczach ligowych do końca rundy jesiennej. W bytomskim klubie informują, że już wszystkie papiery są załatwione.

Nowa dostawa zawodników z różnych stron świata trafia właśnie do naszych klubów. Zanim podpisane zostaną kontrakty, warto sprawdzić, czy dany delikwent nie narozrabiał w poprzednim miejscu pracy...

Moussa Yahaya, czyli prochy wojownika

W 2001 roku Moussa Yahaya były piłkarz GKS-u Katowice, reprezentujący wtedy Legię Warszawa został zatrzymany w Krakowie przez policję. Nie tylko był nietrzeźwy (2,5 promila), ale miał na sobie pas z sześcioma woreczkami, a w nich podejrzany proszek.
Po badaniach okazało się, że nie są to narkotyki. Dla zawodnika pochodzącego z Nigru pas był amuletem, a w woreczkach miał podobno m.in. prochy swoich przodków! Natomiast blizna na twarzy zawodnika oznaczała, że jest wojownikiem swego plemienia...
Inna sprawa, że Yahaya nie stronił od alkoholu i zdarzało mu się przyjeżdżać na treningi w stanie wskazującym na spożycie. TOK

Na początku byłam przerażona

Z Mateją Ikić, siatkarką Tauronu MKS Dąbrowa Górnicza, rozmawia Leszek Jaźwiecki

Nie żal było pani wyjeżdżać ze słonecznych Włoch, gdzie pani ostatnio grała, i przyjeżdżać do Polski?
Na początku byłam trochę przerażona, ale po czterech latach pobytu we Włoszech, gdzie grałam w klubie Rios Scotti Pavia, postanowiłam coś odmienić w swoim życiu. Miałam też propozycję z Azerbejdżanu, ale wcześniej podpisałem już kontrakt z Tauronem. Musiałam się szybko decydować i wybrałam Polskę.

Tęskni pani za domem? Rodzina zdążyła już panią odwiedzić w Dąbrowie Górniczej?
Czasami tęsknię za swoją rodziną, to chyba normalne. Ostatnio była u mnie mama, teraz czekam na odwiedziny taty. Mama jechała z Chorwacji pociągiem i dziwiła się, że przez Austrię i Czechy podróż jej szybko minęła, a w Polsce pociąg jechał już znacznie wolniej, często stawał. Nie potrafiła tego zrozumieć. Tata na pewno przyleci samolotem. Siostra na razie nie myśli o przyjeździe do Polski.

Siostra też gra w siatkówkę?
Ona jest zupełnie inna, niepodobna do mnie. Jest mniejsza i nie gra w siatkówkę. Za to pływa i lubi wszystkie sporty wodne. Ja też rozpoczynałam przygodę ze sportem od pływania, potem dopiero zmieniłam na siatkówkę. W moim mieście zresztą nie było innego wyboru: albo pływanie albo siatkówka.

Zdążyła już pani poznać Dąbrowę Górniczą? W wolnych chwilach zwiedza pani miasto czy raczej odpoczywa?
Dużo wolnego czasu nie mam. Do-brze poznałam drogę między domem a halą. Powoli poznaję to miasto, ostatnio byłam na Pogorii, ale woda była zamarznięta. Nie chodzę po sklepach. Kilka razy udało mi się wybrać do kina, na film bez lektora. Kiedy jestem w domu odpoczywam, słucham muzyki.

Jak idzie nauka języka polskiego?
Chodziłam na lekcje, teraz jednak nie mam czasu. Gramy co trzy dni i mu-siałam zrezygnować. Dużo słów już rozumiem, gorzej jak sama mam coś powiedzieć. Robię jednak postępy. (śmiech). Pomaga mi koleżanka, która studiuje w Sosnowcu. Ja ją uczę chorwackiego, ona mnie polskiego.

Kuchnia chorwacka niewiele różni się od włoskiej. A jak smakuje pani polski żurek albo bigos?
W polskiej kuchni nie lubię dużej ilości ziemniaków. Jednego mogę zjeść, zdecydowanie wolę jednak chleb. Nie zawsze stołuję się w restauracji, często gotuję sama. W mojej kuchni przeważają warzywa i mięso. W Chorwacji i Włoszech jadałam dużo ryb, ale tutaj nie ma takiego wyboru.

fot. Jakub Jaźwiecki

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!