Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zamiast pracować, redaktor "Gazety" cenzuruje innych

Robert Siewiorek
Występowałem w cyrku, choć myślałem, że to grecka tragedia. Podobnie jak moi redakcyjni koledzy i setki innych dziennikarzy - zamiast opisywać nieszczęście górników z Wujka-Śląska odpowiedzialnie i z powagą, uczestniczyłem w wyścigu dziennikarskich hien po newsa za wszelką cenę.

Zrozumiałem to wczoraj, po lekturze tekstu "Niech żyje telemetria!" Dariusza Kortki w "Gazecie Wyborczej". Tekstu pełnego wykrzykników, pytajników i trzykropków, czyli jak mniemam - pełnego pasji. Tekstu, w którym autor rozprawia się z wypranymi z przyzwoitości, żerującymi na dramacie prostych ludzi kolegami po fachu. Na przykład tymi z telewizji, gdy pisze: "Wóz transmisyjny? Dajcie górnika, na pewno powie coś mocnego. Może ten, co tam stoi z boku, z kolegą. Oczy w obwódkach z pyłu węglowego. Dobrze wygląda, jak górnik." I z tymi z internetu, dla których "każda bzdura jest newsem. Nieważne co, byle szybko".

I z nami, z gazetowej konkurencji, którzy podobno napisaliśmy, że "górnicy nie musieli zginąć! A to dlatego, że jednym z dyrektorów WUG interesuje się krakowska prokuratura". Sęk w tym, że piętnując rzekome manipulacje kolegów z innych mediów, Kortko sam manipuluje. Owszem, napisaliśmy, że górnicy nie musieli zginąć. Bo pewnie by nie zginęli, gdyby nadzór właściwie zareagował na wskazania metanomierzy. Napisaliśmy też o problemach dyrektora WUG z wymiarem sprawiedliwości - co oczywiste jednak, nie uznając tej sprawy za przyczynę tragedii, ale za jej kontekst.

Sklejając w swej błyskotliwej frazie dyrektora z katastrofą, kolega z "Wyborczej" chce nas ośmieszyć. Zapomina jednak, że świętoszkowate pouczenia są na miejscu tylko wtedy, gdy samemu jest się w porządku. A dziennikarz jest w porządku wówczas, gdy zbiera informacje, a nie manipuluje nimi.
Niestety zamiast szukać własnych informacji, które pomogłyby wyjaśnić przyczyny śmierci górników z Wujka--Śląska - bo przecież taka jest nasza, dziennikarzy, rola - redaktor "GW" zajmuje się recenzowaniem informacji cudzych. Zaś własne (częściowo) informacje uwiesza na newsach tych mediów, które krytykuje.

Co ważnego przeczytaliśmy wczoraj w "GW" na temat katastrofy? Ano - oprócz tekstu red. Kortki - materiał o tym, że wbrew sugestiom TVN 24, poparzeni górnicy ani chwili nie czekali na pomoc lekarzy. Skąd pewność, że nie czekali? Bo tak twierdzi rzecznik kopalni - człowiek, który w dniu katastrofy rodzinom górników miał do przekazania jedynie numer infolinii.

Dalej autor cytuje drugiego wiarygodnego człowieka - rzecznika Katowickiego Holdingu Węglowego. Ten opowiada, że gdy górnicy zostali wydobyci na powierzchnię, karetki już na nich czekały. Jak to bajdurzenie ma się do relacji lekarzy pogotowia, którzy przyjechawszy do kopalni zastali rannych górników leżących pokotem w łaźni - tego już się nie dowiadujemy.

"Co z zasadami: każdą informację sprawdzaj trzy razy, nie ufaj na słowo, zajrzyj do dokumentów, nie puszczaj w świat bez potwierdzenia, porządkuj, odczekaj?" - pyta Kortko. I zaraz odpowiada: "Nic."
Nie mam wątpliwości, że gardząc tą dziką galopadą, w której uczestniczymy my, dziennikarze z mniej rzetelnych mediów, redaktorzy "GW" sprawdzili swojego newsa trzy razy. Zapewne po trzykroć, prosząc obu rzeczników, by potwierdzili, co sami powiedzieli.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!