Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zasada o umowie społecznej: Spokojnie, nic się nie kończy. W najlepszym przypadku Bruksela każe nam szybciej zamykać kopalnie

Marcin Zasada
Marcin Zasada
Zasada: Spektakl z umową społeczną trwa. Trwa i trwa mać, bo nie ma innego pomysłu
Zasada: Spektakl z umową społeczną trwa. Trwa i trwa mać, bo nie ma innego pomysłu Arkadiusz Gola
Jeśli ktoś po uzgodnieniu umowy społecznej pieczętującej likwidację górnictwa na Śląsku, czuje się jak ja po zakończonej znienacka serialowej sadze o „Rodzinie Soprano”, służę pocieszeniem: to jeszcze nie koniec. To (niestety) oznacza również, że i jakakolwiek radość jest przedwczesna.

Przypomnienie: ta umowa była najważniejszym ustaleniem kończącym strajk w śląskich kopalniach we wrześniu ubiegłego roku. Obiecano ją w grudniu, potem w styczniu, lutym i do końca marca. To był spektakl ze zwrotami akcji, trzaskaniem drzwiami i inwektywami. Czyli standard. Spektakl, w którym np. rząd obiecywał projekt umowy, by na spotkanie przyjść z pustymi rękami i propozycją: „Ok, związkowcy, możemy w sumie procedować wasz projekt”. W czwartek przedstawiciele rządu i związków zapowiedzieli, że są już dogadani i dokument parafują w najbliższą środę. Tyle teorii.

Kto z tego dokumentu może być zadowolony? Przede wszystkim związkowcy, którzy - mimo słabnącej pozycji i już ledwie iluzorycznego wpływu na rządzących – praktycznie wynegocjowali większość swoich postulatów płacowo-osłonowych. A więc 120-tysięczne odprawy, coroczne gwarantowane podwyżki, zwane indeksacją wynagrodzeń (co prawda na raty, w cyklach 4-letnich, ale początkowo rząd nie chciał o tym w ogóle słyszeć), gwarantowane zatrudnienie do emerytury i to w obiecanej ustawie, a nie na poziomie spółek węglowych. Praktycznie jedynym związkowym roszczeniem, które przepadło był dość absurdalny dodatek wyrównawczy, na mocy którego państwo przez kilka lat dokładałoby górnikowi do pensji po odejściu z kopalni. Do wysokości jego zarobków w górnictwie.

Można zaryzykować stwierdzenie, że rząd PiS jest pierwszym, który związków otwarcie się nie boi. Żaden to świadomy thatcheryzm – po prostu wrześniowy strajk na Śląsku pokazał władzy, że już można się nie bać, choć też rytualna gra pozorów w kontaktach rządowo-związkowych była też pewną koniecznością, z racji wzajemnych politycznych zależności. Rząd też coś bardziej ugrał niż wygrał i to coś nazywają „spokojem społecznym”. Powiedziałbym raczej, że to odwrócenie uwagi od realnych problemów górnictwa konającego pod dobrą zmianą, żeby nie powiedzieć za Bogusławem Ziętkiem: metodycznie niszczonego przez aparat państwa. Spółki węglowe, z PGG na czele, są znów bankrutami, państwowe firmy energetyczne nie odbierają zakontraktowanego w nich węgla, za eksportują go z innych krajów. W ubiegłym roku 12,8 mln ton przy 50 mln rodzimego wydobycia. Jak to obrazowo ujął Jerzy Markowski, Polska utrzymuje dziś 30 tys. miejsc pracy w górnictwie poza swoimi granicami. Przede wszystkim w Rosji.

Między innymi dlatego wszystko poza osłonami w tej umowie to porozumienie lekarza z pacjentem, że ma być zdrowy aż do śmierci. Śląski Fundusz Rozwoju i inwestycje w czyste technologie węglowe będą pięknie się mienić w tabelkach, ale związkowcy z Solidarności, z Dominikiem Kolorzem na czele, muszą pamiętać, jak brzmi uderzenie tych segregatorów z tabelkami o ziemię. Trzy słowa: Program dla Śląska. Trzy słowa prawdziwe: trup, nieboszczyk, denat. W dodatku, nie bardzo rozumiem, jak akurat teraz miałyby udać się legendarne „czyste technologie węglowe”, gdy hasło „węgiel” jest dla każdego banku równie zachęcające, jak hasło: „To jest napad”. Nikt na to nie wyłoży pieniędzy i trzeba było pomyśleć 5 lat temu, gdy górnictwo balowało jak za wczesnego Gierka.

Przepraszam za przydługi wstęp do tego, co najważniejsze, a to akurat bardzo krótkie i zwięzłe. Ta umowa może niebawem wylądować na tej samej półce, co Program dla Śląska, bo warunkiem jej skonsumowania jest zgoda Komisji Europejskiej na dopłacanie do nierentownych kopalń do 2049 roku. Nie ma zgody Brukseli, nie ma tematu. Czy będzie zgoda Brukseli? Naprawdę, trudno sobie to wyobrazić, biorąc pod uwagę, dokąd zmierza dziś Unia Europejska jeśli chodzi o politykę klimatyczną. Słuszną, czy nie, ale to, co wkrótce przywiozą jej emisariusze rządu jest z główną doktryną UE całkowicie sprzeczne.

Może rząd ma jakiegoś asa w rękawie i coś już sobie w tej sprawie wydreptał. Może. Zwykle żadnego asa nie ma, ale teraz może ma. Kto wie. Według krążących od dawna plotek, wiceminister Artur Soboń, odpowiedzialny za umowę po stronie rządowej (taki trochę aplikant w substytucji, bo premier osobiste stawiennictwo całkiem odpuścił), zamierzał górnictwo zostawić z końcem maja i udać się na zasłużony awans. Może sam nie dowierzał, że finałowy sezon tego serialu, tym razem już w Brukseli, to szansa na jego rolę życia.

Zawsze można na koniec zwalić winę na bezduszną Unię Europejską. Ale może się też wydarzyć taki scenariusz, w którym Bruksela dialog podejmie, ale proces zamykania kopalń poleci skrócić o połowę. Nic się nie kończy, drodzy Państwo. Ten spektakl trwa.

Trwa i trwa mać, bo w rządzie nikt nie ma ani lepszego, ani żadnego innego pomysłu na to, co zrobić z tym całym beznadziejnym górnictwem.

od 7 lat
Wideo

Polskie skarby UNESCO: Odkryj 5 wyjątkowych miejsc

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera