Czy Europa ma dług wobec imigrantów? Pakt migracyjny nie wziął się znikąd

Joanna Grabarczyk
Joanna Grabarczyk
Europa boryka się z niekontrolowanym napływem imigrantów z państw Afryki Północnej oraz z Bliskiego Wschodu, zdeterminowanych, by poprawić swój poziom życia w krajach UE.
Europa boryka się z niekontrolowanym napływem imigrantów z państw Afryki Północnej oraz z Bliskiego Wschodu, zdeterminowanych, by poprawić swój poziom życia w krajach UE. Pixabay/combonianosbrasil
A miało być tak pięknie: 28 listopada 1964 roku na dworcu w Monachium prezes Federalnego Urzędu Pracy powitał milionowego imigranta – Turka. Dla Niemców, zrujnowanych II wojną światową, wykorzystywanie siły roboczej było nie tylko szansą, ale wręcz koniecznością, by podźwignąć nadwyrężoną gospodarkę i zbudować dobrobyt. Plan zadziałał wyśmienicie – dobrobyt państw Zachodu w dużej mierze zbudowany został rękoma imigrantów. Jak zatem doszło do tego, że dziś imigrant kojarzy się ze wszczynającym burdy i rujnującym europejską kulturę, gospodarkę i tożsamość intruzem?

Spis treści

Dyskusja o migrantach wróciła wraz z zatwierdzeniem przez Radę Unii Europejskiej paktu migracyjnego 14 maja 2024, co kończy proces legislacyjny nad tym aktem. Przeciwko rozwiązaniom z tego dokumentu głosowały Polska, Węgry oraz Słowacja.

„Polska nie przyjmie żadnych migrantów z tytułu paktu migracyjnego UE, Polska przyjęła setki tysięcy migrantów w związku z wojną rosyjsko-ukraińską, a także migrantów z Białorusi. Polska będzie beneficjentem paktu migracyjnego” – zapowiedział premier Donald Tusk.

To jeden z nielicznych przypadków, kiedy stanowisko rządu Donalda Tuska jest zbieżne z tym, które prezentował w poprzedniej kadencji rząd opozycji pod wodzą Mateusza Morawieckiego. Narracja towarzysząca tej decyzji w mniejszym lub większym stopniu odzwierciedla lęki autochtonicznej ludności Europy, która obserwuje narastający kryzys migracyjny w krajach Zachodu, spowodowany zbyt dużym napływem ludności z Bliskiego Wschodu oraz z Afryki Północnej.

Tymczasem komisarz Ylva Johansson konsekwentnie przymyka oko na lekcję dotyczącą migracji, której UE – wydaje się - ciągle nie odrobiła.

Bez imigracji będziemy głodować. Potrzebujemy migracji, ale potrzebujemy, by była zorganizowana. (…) W zwykłym roku przybywa do nas około 3,5 miliona legalnych migrantów w porównaniu do 300 tys. tych nielegalnych. To zaledwie 10% tych, którzy do UE przyjeżdżają legalnie. Muszę przyznać, że legalna migracja działa bardzo dobrze. To jednak za mało. Z powodów demograficznych populacja ludzi w wieku produkcyjnym w Unii Europejskiej będzie spadać o milion osób rok do roku. To już się dzieje. To oznacza, że legalna migracja powinna wzrastać – odpowiednio o milion przybyszów rok do roku. Jest jednak prawdziwym wyzwaniem, by była procesem zorganizowanym– utrzymywała komisarz ds. wewnętrznych UE, Ylva Johansson.

Dobre złego początki

Mniej więcej tych samych argumentów używały państwa takie jak Niemcy czy Francja, które w latach 60. i 70. XX wieku budowały swój dobrobyt rękoma imigrantów. Potrzeba odbudowania siły roboczej była w Republice Federalnej Niemiec na tyle silna, że w latach 1960–1968 rząd RFN podpisał z Hiszpanią, Grecją, Turcją, Marokiem, Portugalią, Tunezją i Jugosławią umowy werbunkowe. Ograniczenie liczby czy wymogi dotyczące kwalifikacji przybywających do Niemiec migrantów nie miały znaczenia w większości przypadków i dotyczyły jedynie umów z Marokiem i Tunezją. Nowi pracownicy, przybywający do RFN, nazywani byli Gastarbeiterami – pracownikami – gośćmi, co miało podkreślać tymczasowość ich pobytu na niemieckiej ziemi.

Gospodarka Niemiec, zasilona takim zastrzykiem siły roboczej, rosła w niezwykłym tempie. Poprawiał się też komfort życia niemieckich obywateli. Słowem – Niemcy zaliczały spektakularną przemianę. Przemianę, którą dostrzegali i doceniali także przyjezdni, teoretycznie „sezonowi” robotnicy. Doceniali na tyle, że w Niemczech decydowali osiąść na stałe, a także sprowadzić tam swoje rodziny. W efekcie liczba cudzoziemskich pracowników w RFN wzrosła z 95 tys. w 1956 roku do ponad 4 milionów osób w 1975 roku, przy czym liczba ta uwzględnia także członków ich rodzin. Pod koniec lat 70. zmieniła się także narracja – zaprzestano mówienia o „Gastarbeiterach”, a przyjezdnych zaczęto nazywać „cudzoziemskimi współobywatelami” (ausländische Mitbürger).

Podobnie działo się też zresztą we Francji. Z tym, że w przypadku najstarszej córy Kościoła w Europie głównym źródłem napływu imigrantów były jej stare kolonie. W rezultacie tej polityki do 1970 roku do kraju nad Sekwaną i Loarą przybyło 600 tys. Algierczyków, 140 tys. Marokańczyków, 90 tys. Tunezyjczyków oraz 2 miliony zaproszonych pracowników, za którymi podążyło 690 tys. członków ich rodzin. Podobne zjawisko miało też miejsce w Holandii oraz w Wielkiej Brytanii, czyli w krajach, które mogły się pochwalić zamorskimi terytoriami.

Była to pierwsza skaza w genialnym planie gospodarczego pobudzenia krajów Zachodu, głównie Francji i Niemiec. Zgodnie z oczekiwaniami, tymczasowi pracownicy mieli wrócić do swoich ojczyzn. Tak się jednak nie stało, co szybko okazało się być potężnym problemem dla najbogatszych państw Europy.

Kryzys naftowy i krach gospodarczy

Szwajcarski pisarz Max Frisch w 1964 roku podsumował tę politykę krótko: „Wezwano siłę roboczą, a przybyli ludzie”. Niemcy wkrótce boleśnie się o tym przekonały.

W październiku 1973 roku nastąpiło gospodarcze załamanie, zwane „kryzysem naftowym”. Wskutek wojny izraelsko – arabskiej Organizacja Krajów Arabskich Eksportujących Ropę Naftową nałożyła embargo na ten surowiec. Ograniczeniem objęte zostały Stany Zjednoczone za ich wsparcie Izraela w wojnie Jom Kipur, a także kraje Europy Zachodniej, które również opowiedziały się przeciwko krajom arabskim. Dla szybko rozwijających się i wysoko uprzemysłowionych państw europejskich był to bolesny cios, ponieważ ich gospodarki uzależnione były od dostaw taniego surowca, jakim była ropa naftowa. Wzrost cen ropy był spektakularny: o ile w 1970 roku baryłka surowca kosztowała zaledwie 2 dolary amerykańskie, o tyle w październiku 1973 roku jej cena wynosiła 35 dolarów.

Rezultatem embarga był kryzys walutowy, inflacja oraz recesja w krajach Zachodu. Produkcja zwolniła, skutkiem czego nie potrzebowano aż tylu rąk do pracy, co wcześniej. Nagle okazało się, że „ausländische Mitbürger” stają się problemem, a rządy w miejsce licznych rąk do pracy borykają się z mnogością rąk wyciągniętych w prośbie o pomoc socjalną.

Imigranci a sądy i prawa człowieka

Sytuacji nie poprawiał fakt, że pomimo prób ograniczenia imigracji, prawo zezwalające na łączenie rodzin uznawane było przez organizacje pozarządowe oraz przez sądy za niezbywalną część praw człowieka. Organizacje praw człowieka składały liczne pozwy w sprawach migrantów, a sądy masowo orzekały na korzyść przybyszów. Oznaczało to w praktyce odrzucenie restrykcyjnych przepisów antyimigracyjnych oraz uznanie ograniczeń w zakresie łączenia rodzin imigrantów za niezgodne z treściami konstytucji narodowych.

W sprawach dotyczących migrantów często orzekał nawet Niemiecki Federalny Trybunał Konstytucyjny, stając po stronie cudzoziemców. Jednym z przykładów była sprawa pracownika z Indii, który legalnie przyjechał do Niemiec w 1961 roku i przez kolejnych 12 lat udawało mu się cyklicznie przedłużać swój pobyt na terenie RFN. W 1973 roku odmówiono mu prawa do dalszego pobytu na niemieckiej ziemi. Argumentem przeciwko miała być rzekoma intencja cudzoziemca, by w Niemczech osiąść na stałe, a nie tylko pracować. Sprawa ta oparła się o Federalny Trybunał Konstytucyjny, który orzekł, że takie potraktowanie przybysza jest niezgodne z niemiecką konstytucją. Orzeczenie to stało się przełomowe, bo organy administracji państwowej nie były już w stanie posługiwać się zwykłą odmową dalszego prawa pobytu, by ograniczyć liczbę imigrantów.

Imigracja do krajów UE w liczbach

Prócz tego, że powyższy proces doprowadził do zmiany etnicznej struktury społeczeństwa, a imigranci zaczęli być wyraźnie widoczni na ulicach miast Zachodu, zaczęły pojawiać się niekorzystne zjawiska, z którymi Zachód boryka się do dziś.W raporcie Związku Przedsiębiorców i Pracodawców z 2016 roku, zatytułowanym „Imigranci z Ukrainy ratunkiem dla polskiej demografii” przytoczone są następujące dane, dotyczące migrantów z krajów afrykańskich i Bliskiego Wschodu:

  • w Belgii w 2013 r. stopa bezrobocia wśród imigrantów była prawie trzykrotnie wyższa niż wśród rodowitych mieszkańców;

  • we Francji już w latach 90. osiedla zamieszkane przez imigrantów cechowały się 40-50% bezrobociem;

  • w Szwajcarii ok. 90% imigrantów islamskich nie pracuje, żyjąc wyłącznie z zasiłków i innych świadczeń socjalnych;

  • zgodnie z badaniami z lat 70. i 80. XX wieku, możliwa do zauważenia jest nadreprezentacja dzieci imigrantów wśród osób podejrzewanych przez policję jako sprawcy przestępstw albo sądzonych przez sądy dla nieletnich (wnioski z badań przeprowadzonych m.in. w Belgii, Francji, Niemczech, Holandii, Szwecji, Anglii);

  • w Szwajcarii w 2010 roku handel kokainą był kontrolowany przez afrykańskie grupy przestępcze.

Autor raportu zauważył również, że cudzoziemcy wywodzący się z Afryki i z Bliskiego Wschodu po prostu nie są chętni, by podejmować zatrudnienie, natomiast odsetek morderstw, gwałtów, kradzieży i rozbojów z ich udziałem jest o wiele wyższy niż w przypadku etnicznych mieszkańców krajów Zachodu.

W opracowaniach naukowych, dotyczących migracji do krajów UE, przytaczanych jest o wiele więcej danych. Jan Brzozowski, specjalizujący się w tematyce migracji, w jednym ze swoich artykułów przytacza następujące informacje:

Cudzoziemcy byli zupełnie odmienni kulturowo, a ich liczba na tyle duża, że zaczęli być widoczni w społeczeństwach przyjmujących. W wielu krajach stanowili znaczący odsetek mieszkańców: w Belgii – 8,5%, we Francji – ok. 8%, w Niemczech – 6,5%, Holandii – 2,5%, Szwecji – 5% (dane dotyczące roku 1975)”.

Brzozowski przytacza też przykład Szwecji jako państwa, które w latach 90. na pomoc społeczną dla imigrantów wydało tyle, co dla miejscowej ludności, przy czym imigranci stanowili wówczas jedynie 10% mieszkańców. Badacz nadmienia również:

Wyjątkową grupą w tym kraju byli przybysze spoza Europy, głównie z regionu Bliskiego Wschodu i z Afryki, wśród których blisko połowa (odpowiednio 50,7% imigrantów z Afryki i 48,9% z Bliskiego Wschodu) była odbiorcami pomocy społecznej w 1995 r. Liczba nieeuropejskich imigrantów w relacji do innych grup imigrantów w Szwecji rosła w bardzo szybkim tempie. O ile w 1970 r. stanowili zaledwie 10% wszystkich imigrantów, o tyle w 2007 r. – już 40%”.

Europa szuka ratunku od niekontrolowanej imigracji

Wobec mnożących się nagłówków prasowych, dotyczących przestępczości z udziałem imigrantów w krajach zachodniej Europy, viralowo rozprzestrzeniających się w social mediach filmików z ich chuligańskich incydentów, a także za sprawą szerokiej dyskusji nad kształtem paktu migracyjnego, słowa unijnej komisarz ds. wewnętrznych UE, Ylvy Johansson brzmią jak dolewanie oliwy do ognia:

Istnieje trucizna, a jej imiona to ksenofobia i rasizm. Trzeba je nazwać po imieniu, bo infekują społeczeństwo i przesłaniają korzyści, które płyną do nas za sprawą dobrze zarządzanej imigracji - powiedziała Ylva Johannson.

Słowa te to wyraz nadziei, że krajom Zachodu uda się powtórzyć swój gospodarczy wyczyn oraz skok cywilizacyjny z lat 50. i 60. XX wieku z pomocą migrantów, a także dowód na niepamięć o tym, że ów skok możliwy był dzięki amerykańskiemu wsparciu w ramach Planu Marshalla. To także wyrażona nie wprost niechęć wobec ugrupowań politycznych o rysach populistycznych i nacjonalistycznych, które coraz głośniej dochodzą w Europie do głosu. W Niemczech jest to Alternative fur Deutschland, we Francji – Front Narodowy, w Holandii – Partia Wolności. Wreszcie zaś – wypowiedź ta wpisuje się w narracyjne kontinuum Unii Europejskiej, która na dzisiejszy kryzys migracyjny pracowała o wiele wcześniej niż tylko w ostatnich latach.

Wyroki sądów narodowych poważnie ograniczyły możliwości administracji państwowej, jeśli chodzi o dobór środków, ograniczających imigrację. Nadto obok organizacji broniących praw człowieka, wstawiających się za migrantami, pojawiły się organizacje stricte imigranckie, które były już w stanie lobbować na rzecz praw mniejszości w parlamentach krajowych. Równocześnie wśród miejscowej ludności Zachodu narastać zaczęła niechęć wobec obcych kulturowo przybyłych, która przekładała się w pewnym stopniu na politykę. W tej sytuacji rządy państw zachodniej Europy zaczęły upatrywać rozwiązania problemu migracji w przeniesieniu jej na poziom regulacji międzynarodowych.

Zdumiewająca postawa Unii Europejskiej wobec migrantów

Tożsamość kulturowa Europy nie jest dobrem chronionym. W ogóle nie jest postrzegana jako dobro chronione z punktu widzenia UE. Dowodem na to może być fakt, że to państwom członkowskim – państwom narodowym zależało na tym, by migracja nie nadwyrężała ich potencjału oraz tożsamości kulturowej. Aby je chronić, państwa dotknięte w największym stopniu problemem migracji zdecydowały o podniesieniu sprawy na poziom międzyrządowy. Tam jednak czekała na nie niespodzianka - szczególnie Parlament Europejski w swoich głosowaniach wykazał się daleko idącym poparciem dla praw uchodźców i migrantów. Choć instytucje zjednoczonej Europy przedsięwzięły szereg działań legislacyjnych, mających rozwiązać problem migracji oraz nielegalnej migracji, rozwiązania te wyglądały dobrze na papierze. W praktyce UE musiała zmierzyć się z problemami, na które żaden papier nie był jednak gotowy:

"Najpierw była polityka multi-kulti: wiec będziemy stawiać meczety w Wielkiej Brytanii i we Francji, to imigranci będą zadowoleni i będą u nas pracowali, staną częścią naszego społeczeństwa. Nieprawda! Większość imigrantów pochodzi z innej kultury. Ci ludzie chcą żyć inaczej. Miejscowi nie zawsze im na to pozwalają. Na tym tle powstają konflikty. Wiadomo było, że wcześniej, czy później do tego dojdzie" - wyjaśniała portalowi i.plprofesor Genowefa Grabowska, była poseł do Parlamentu Europejskiego, konstytucjonalistka i ekspert z zakresu prawa międzynarodowego.

"Potem była zmiana narracji: spróbujmy większej asymilacji. Dajmy imigrantom socjal. Kiedy byłam w Parlamencie Europejskim, był nawet pomysł, żeby legalnie pracującym migrantom wypłacać za pracę tylko połowę wynagrodzenia, a drugą połowę przesyłać na rachunek w państwie, z którego przybyli. To miało skłonić ich do powrotu po te pieniądze. Oczywiście taki pomysł natychmiast obalili obrońcy praw człowieka: wynagrodzenie ma być wypłacone w całości, a nie warunkowane i gdzieś odsyłane. Tak, były nawet takie pomysły! Unia próbowała choćby przymusem ekonomicznym spowodować chęć powrotu u imigrantów do miejsc, z których pochodzą. To było nierealne, bo jeśli raz ktoś stamtąd uciekł, to nie po to, żeby tam wracać" - wyjaśniała była europarlamentarzystka.

Wyjaśniła też, z jakimi problemami w praktyce borykają się nadal kraje Unii Europejskiej w kwestii nielegalnej migracji.

"Nasze służby pojechały nawet do tych obozów migracyjnych we Włoszech, żeby zobaczyć, jak to wszystko działa. Co się okazało? Większość przybyszów nie miała dokumentów identyfikacyjnych. Mało tego! Niektórzy mieli nawet pościerane opuszki palców, żeby nie można było pobrać od nich odcisków linii papilarnych, identyfikujących konkretną osobę. Tych ludzi w ogóle nie można było zidentyfikować. W takiej sytuacji nie wiadomo, czy bierze się do siebie terrorystę czy biednego człowieka, który przyjechał za pracą" - dodała prof. Grabowska.

Na pakt migracyjny z 14 maja 2024 składa się w sumie 10 aktów prawnych. Najwięcej kontrowersji budzi wśród nich tzw. mechanizm dobrowolnej solidarności, wiążący się z rozdzielaniem między kraje członkowskie co najmniej 30 tys. osób rocznie, a w przypadku odmowy przyjęcia każdego z "przydzielanych" migrantów - wypłatą ekwiwalentu finansowego w kwocie 20 tys. euro.

Niby dla państw nie jest to przymus: można przyjąć migrantów albo płacić. Ale dla migranta to jest przymus! Nikt go nie pyta, do którego kraju on chce jechać i czy w ogóle chce np. wyjechać z Niemiec. Traktowany jest absolutnie przedmiotowo – po otrzymaniu nakazu ma opuścić kraj, bo tak postanowiono w ramach relokacji - zauważyła prof. Grabowska.

Nadmieniła również, że UE w ogóle nie ma pomysłu na to, w jaki sposób kraje członkowskie, które zgodzą się przyjąć przydzielonych im nielegalnych migrantów, zamierzają zatrzymać ich w kraju. Trudno nie zauważyć zresztą w tym ruchu pewnego odwrotu od praw człowieka, którym dotychczas ochoczo przyklaskiwały nie tylko instytucje Unii Europejskiej, ale również sądy krajów członkowskich, których orzeczenia leżały u źródeł problemu.

W tym ujęciu pakt migracyjny jest jedynie gaszeniem pożaru i próbą rozwiązania problemu, który już zaistniał. Nadal jednak nie jest to rozwiązanie, którego Unia potrzebowała i w który celowała przyjmując imigrantów, a mianowicie zapewnienia państwom członkowskim rąk do pracy, rozwiązaniu problemów demograficznych oraz tych związanych z odpływem wykwalifikowanych pracowników poza Unię Europejską.

Przy tworzeniu niniejszego artykułu korzystałam z opracowania autorstwa Jana Brzozowskiego "Polityka migracyjna Unii Europejskiej: stan obecny i perspektywy", opublikowanego w periodyku Studia Europejskie oraz z raportu Związku Przedsiębiorców i Pracodawców z 2016 roku, zatytułowanym „Imigranci z Ukrainy ratunkiem dla polskiej demografii”.

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom - fałszywe strony lotniska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl