MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Gen. Skulich: Taka woda się nie śniła

Redakcja
Fot. Arkadiusz Ławrywianiec
Z gen. Januszem Skulichem, zastępcą komendanta głównego Państwowej Straży Pożarnej o polskiej powodzi tysiąclecia i o tym, dlaczego nie wprowadzono stanu klęski żywiołowej, rozmawia Marcin Zasada

Mówi pan do swoich kolegów: "Tę powódź już przeżyliśmy"?
Jeśli chodzi o to, czy ta powódź jest już historią, to można powiedzieć, że praktycznie tak, sytuacja jest opanowana. Pamiętajmy jednak, że każdy taki kataklizm składa się z kilku faz. Dziś możemy mówić, że powoli kończy się faza przechodzenia fali wezbraniowej. Wisła jest już spokojna, choć nie oznacza to, że kończy się zagrożenie. Wysoka woda na Odrze i Warcie dopiero w przyszłym tygodniu dotrze do Zalewu Szczecińskiego. Inna sprawa, że w tej chwili jest ona groźna nie tyle ze względu na swoją wysokość, ale czas, w jakim się w niej utrzymuje. Ten czas przekłada się na długość oddziaływania wody na wały, nasiąkania wałów, które nawet przy małym pęknięciu mogłyby nie uchronić nas przed kolejnymi katastrofami. Przed nami kolejna faza działania - usuwanie skutków powodzi, odprowadzanie wody z terenów poniżej poziomu rzek oraz dużych zalewisk, potem osuszanie domów... Ogrom pracy.

Gdybyśmy wyciągali ludzi z domów siłą, byłby większy koszmar

Czy w tej sytuacji powinniśmy być przygotowani na kolejne zagrożenia? Czy Śląsk i południe Polski są już bezpieczne?
Jestem w stałym kontakcie z kolegami ze Śląska. Radzą sobie bardzo dobrze, dostali pompy z Czech i Niemiec, przy pomocy których przywracają normalność na kolejnych terenach. Teraz bardziej od samej powodzi powinniśmy obawiać się jej skutków. Zagrożenie epidemiologiczne jest ogromne - ludzie mają stały kontakt z brudną wodą, w której można by skompletować nierzadko całą tablicę Mendelejewa. Zalane przecież zostały nawet cmentarze i oczyszczalnie ścieków, w wodzie zdychały
zwierzęta. Ta woda, która zabrała ludziom dobytki, nie jest czystą wodą z rzeki. Strażacy muszą skontrolować i oczyścić studnie i ujęcia wody.

Mam wrażenie, że skala tej powodzi dowodzi przede wszystkim jednego - w jak koszmarnym bałaganie tkwi nasze państwo.
Co pan ma na myśli?

To, że gdyby państwo było lepiej przygotowane na taki kataklizm, a powinno być, jedni nie musieliby narażać swojego życia, żeby ratować życie innych.
Rozumiem pańskie obawy, ale aż tak dramatycznie nie przedstawiałbym tego problemu. To ryzyko zawsze wkalkulowane jest w pracę strażaka. Ratowanie ludzkiego życia jest celem nadrzędnym.

Zgoda, ale wasza brawura i bohaterstwo wynikają niejako z zaniedbań innych, z braku nowoczesnej ochrony przeciwpowodziowej, planów, które pozostały na papierze i papierów, którymi przerzucają się urzędnicy i politycy.
Skuteczna ochrona przed takimi katastrofami to efekt dobrej pracy zespołowej. My jesteśmy strażakami i mamy ratować życie, a nie oceniać pracę innych instytucji. Choć niewątpliwie działalność każdej z nich, dla poprawy bezpieczeństwa, powinna zostać zweryfikowana.
Nie ma pan pretensji do samorządów, które zamiast trwonić publiczne pieniądze na kolejne pomniki, powinny, nauczone doświadczeniami z 1997 roku, uporządkować choćby kwestię budowania na obszarach zagrożonych powodziami? Albo do ministerialnych urzędników, którzy, opierając się chyba na lipcowych prognozach pogody, twierdzili, że zagrożenia potopem nie ma, gdy pierwsze wioski w Polsce już były zalane?
Nie chciałbym mówić dziś o żadnych pretensjach, bo nie w takich kategoriach należałoby formułować wnioski z tego wydarzenia. Przypomnę przy okazji, że taka ilość wody, jaka wlała się do polskich rzek w ciągu kilku dni nie miała precedensu w historii Polski. W jednym z punktów pomiarowych koło Bielska-Białej zanotowano opady deszczu rzędu 290 cm na metr kwadratowy. To prawie trzy metry wody! Coś takiego chyba nikomu się nawet nie śniło. Ja wiem, że wiele rzeczy można było zrobić lepiej, ale na takie analizy jeszcze przyjdzie czas.

Pan na własne oczy, a wielu Polaków w telewizji zobaczyło, że nasz kraj pustoszy klęska żywiołowa o niespotykanej sile. Czy pańskim zdaniem należało w Polsce wprowadzić stan klęski?
Nie i mówię to szczerze, a nie tylko dlatego, że zgadzam się z premierem Donaldem Tuskiem. Żadna okoliczność czy korzyść wynikająca ze skorzystania z tej możliwości, nie miałaby związku z rzeczywistą działalnością służb podczas powodzi. Nie zyskalibyśmy nic ponad to, co już mieliśmy.

Ale może ewakuacja ludności przebiegałaby sprawniej. Ludzie w obawie o swój dobytek bali się opuszczać domy, często nie mieli świadomości, że grozi im śmiertelne niebezpieczeństwo.
Więc proszę wyobrazić sobie, że w związku ze stanem klęski żywiołowej, mamy prawo do przymusowej ewakuacji tych osób. Mielibyśmy wyciągać ich siłą z domów, bić się z nimi i szarpać? Wołać na pomoc wojsko z karabinami? Mielibyśmy jeszcze gorszy koszmar.

Są sytuacje, kiedy ludzie nie postępują racjonalnie i trzeba myśleć za nich. Ale zdarzały się też takie, w których zapomniano ostrzec przed nadciągającą falą jakąś część miasta. W Bieruniu spotkałem ludzi, którzy o ewakuacji dowiedzieli się przez przypadek, w nocy, a nad ranem po ich domach znad wody nie wystawał nawet komin. Takich doniesień można było nasłuchiwać z całej Polski.

Trudno na podstawie takich przypadków wyciągać daleko idące wnioski. Wcale nie twierdzę, że cała akcja ratunkowa była perfekcyjna. Być może zdarzały się zaniedbania, ale bywało też tak, że ludzie skarżyli się na brak ostrzeżeń, choć kilkakrotnie je zlekceważyli. Póki co, nie znaleźliśmy ani jednego domu, w którym woda zaskoczyłaby i zabiła człowieka nieświadomego zbliżającego się zagrożenia. To tylko dywagacje. Powiem jednak, że w piątek, 14 maja sam podpisywałem komunikaty do komendantów wojewódzkich straży pożarnej wzywające ich do gotowości w związku z nadejściem wielkiej wody. Te informacje szybko trafiły do rzeszy ludzi. Trudno uwierzyć w to, że z danej ulicy mieszkańcy pięciu domów wiedzieli o ewakuacji, a człowiek z szóstego domu nie.

Czy w sytuacji zagrożenia życia element improwizacji podczas takich akcji nie jest jednak zbyt duży?
Taki element zawsze istnieje i nigdy nie da się zaplanować akcji ratunkowej krok po kroku. Ale powtórzę raz jeszcze: ludzie stracili swoje domy, ale ocalili życie.

Co powie pan premierowi Tuskowi, gdy będzie trzeba rozmawiać o nowym systemie przeciwpowodziowym?

To zbyt trudne pytanie na prostą odpowiedź. 29-30 czerwca odbędzie się dwudniowa konferencja organizowana przez Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej, na której przedstawimy wstępną analizę naszych działań i wniosków z powodzi. Wszystkie służby i instytucje muszą być gotowe na dyskusję na ten temat. Trzeba zastanowić się nad funkcjonowaniem systemu obiegu informacji. Na razie jest on dość bilateralny - jedna instytucja przekazuje wiadomości drugiej, a ja wyobrażam sobie, że takie przekazy mogłyby globalnie obejmować wszystkie zainteresowane strony. Inną kwestią jest koordynowanie działań służb. Wydaje się, że straż, wojsko czy policja są wydolne, gdy mają do czynienia z wydarzeniem na skalę regionalną. Kiedy dochodzi na przykład do kataklizmu na skalę ogólnokrajową, nawet nasze
prawo mało konkretnie daje wytyczne co do mechanizmów postępowania. Są też tak oczywiste kwestie, jak konieczność ostatecznego rozwiązania problemu budowania na terenach zalewowych, o czym wspomniał pan wcześniej.

A wyposażenie straży pożarnej w lepszy sprzęt, żeby nie trzeba było pożyczać go od Czechów i Niemców?
To kolejne ważne zagadnienie. Przykład - mamy poważny niedobór pomp wysokiej wydajności. Dziś mamy ich sześćdziesiąt, a potrzeba ponad sto. 50 pomp to wydatek w granicach czterech milionów złotych. Do tego przydałyby się wielkie pompy do zadań specjalnych - jedna kosztuje ponad milion złotych. Taki sprzęt powinien stać w naszych magazynach, żeby w sytuacjach krytycznych nie trzeba było liczyć na pomoc sąsiadów. Jest też druga strona medalu. Taka powódź zdarza się raz na kilkadziesiąt lat. Musimy przeprowadzić rzetelną analizę ryzyka - czy przygotowywać system do takiego kataklizmu, gdy koszty mogą przekroczyć ewentualne straty? Wiem jednak, że musimy opracować tę strategię, kiedy wielka woda będzie u nas historią. Dziś boję się, że szybko o tej historii zapomnimy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!