Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

300 lat temu stracono Janosika. W jego kamraci byli z Żywca, a napadał nawet na Śląsku

Michał Wroński
Jutro minie dokładnie 300 lat od dnia, gdy w położonym u stóp Tatr Liptowskim Mikulaszu zakończył swój zbójnicki żywot Juraj Janosik, najsłynniejszy z karpackich harnasiów. Zakończył go marnie, bo powieszony przez kata na haku za "poślednie ziebro".

Sugestywnie pokazała tę scenę w swoim filmie Agnieszka Holland. Wcześniej przygody słynnego harnasia wziął na warsztat Jerzy Passendorfer. Sceny do jego niezapomnianego serialu kręcono w Tatrach i na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, na zamku w Niedzicy i w Pieskowej Skale. Gdyby jednak, poszukując śladów Janosika i jego kompanów, filmowcy zechcieli bardziej trzymać się faktów, to być może powinni byli przyjechać na Żywiecczyznę i Śląsk Cieszyński.

Nie, nie, spokojnie. Janosik nie był naszym "ziomalem". Był Słowakiem. Pochodził z Terchowej, niewielkiej wioski u stóp górskiego pasma Małej Fatry (na północ od Żyliny). Nie działał jednak sam. Dzięki aktom z jego procesu, do których w latach 30. ubiegłego wieku dotarł prof. Józef Krzyżanowski (odnalazł je w Krajowem Archiwum w Bratysławie), znamy kompanów słynnego harnasia.

I tutaj uwaga uwaga! Razem z Janosikiem zbójował niejaki Krutnica (zwany też Żupicą lub Turjakiem) z Morawskiej Ostawy (dziś to po prostu część Ostravy) i Sator z Soli koło Rajczy. Również z Soli pochodził kolejny zbójnik imieniem Gaweł, a być może to nie koniec naszych tropów w janosikowej kompanii, gdyż należało do niej jeszcze ośmiu, bliżej nieokreślonych "Morawczyków". Analizując jej skład prof. Krzyżanowski nie ma wątpliwości: "byli to przeważnie chłopi zbiegli z Orawy, Moraw, Śląska Cieszyńskiego i podgórskich starostw Polski" - czytamy w wydanej w 1936 roku książce "Proces Janosika".

A to jeszcze nie wszystko. Wzięty na spytki Janosik wygadał się, że jego najbliższy kompan - Tomasz Uhorczik - był w porozumieniu z niejakim Raffajem i u tego Raffaja w domu "Marcin, krawczy z Jabłonkowa (dziś czeska część Śląska Cieszyńskiego), któremu zbójnicy sprzedawali zrabowane sukno, szył towarzyszom zbójnickim nowe kabaty". Innymi słowy, mówiąc dzisiejszym językiem, pan Marcin był kimś na kształt współczesnego pasera. Fakt, że słynny harnaś bywał na śląskich ziemiach, nie przeszkadzał mu jednak, by równocześnie tutaj łupić ofiary. Jak w swej książce pisze prof. Krzyżanowski, z protokołu przesłuchań Janosika wynika, że jego kompania grasowała nie tylko w Liptowie, ale też "w komitatach: treńczyńskim, nitrzań-skim, turczańskim, orawskim i innych, oraz na Morawach i Śląsku" (wówczas wszystkie te ziemie leżały jeszcze w granicach jednego państwa, tj. monarchii habsburskiej).

Prof. Marian Mikołajczyk, prawnik z Uniwersytetu Śląskiego, a prywatnie tropiciel zbójnickich śladów w Beskidach, bynajmniej nie jest zaskoczony tym odkryciem.

- Takie bandy działały zawsze na dużym terenie. Im dalej od domu, tym lepiej, w myśl zasady, że u siebie się nie kradnie. Pewnie właśnie dzięki temu zbójnicy w swoich wsiach cieszyli się pewną popularnością, zwłaszcza jeśli jeszcze czasem sypnęli ze swoich łupów mieszkańcom tych wiosek - komentuje prof. Mikołajczyk.

Wizyty janosikowej kompanii na Śląsku Cieszyńskim czy Żywiecczyźnie raczej nie wywoływały sensacji wśród tutejszych górali. Beskidzkie lasy od dawna bowiem były kryjówką dla wielu podobnych wyrzutków. Z tych, którzy grasowali wcześniej, największą sławę zyskali sobie Klimczakowie, rabujący kupców i bogatych chłopów pod koniec XVII stulecia (ich schronieniem miały być lasy w pobliżu dzisiejszego Bielska-Białej, od ich nazwiska pochodzi nazwa szczytu Klimczok) oraz Sebastian Bury, któremu zbójnickiej fantazji nie brakowało nawet w chwili śmierci. Kiedy idąc przez żywiecki rynek w stronę kata zapytany został o swe ostatnie życzenie, odparł, by czcigodni sędziowie i mieszczanie pocałowali go w zadek. Później, kiedy już go wieszano na haku, wołał prowokująco "Wio Bury, do góry".

Dwa lata po śmierci Juraja Janosika jego los podzielił Andrzej Szebesta, znany bardziej jako Ondraszek. Grasujący na pograniczu Śląska i Moraw legendarny zbójnik zginął 1 kwietnia 1715 r. w karczmie w Świadnowie na Morawach z ręki Juraszka, członka jego własnej bandy (ten zaś wkrótce potem sczezł w zamkowych lochach w Cieszynie).

Śmierć obu słynnych harnasi nie zakończyła ery zbójowania w Beskidach. Jeszcze pod koniec XVIII wieku na Żywiecczyźnie, Beskidzie Śląskim i Orawie grasował niejaki Jerzy Fiedor z Kamesznicy, zwany Proćpa- kiem. Podobno w momencie świetności jego banda liczyła około 200 zbójców. Ostatecznie jednak i jego "kariera" jednak zakończyła się na szubienicy (podobno wydała go zazdrosna kochanka), 26 stycznia 1796 roku. Pozostały po nim, podobnie jak i po innych harnasiach, legendy o zakopanych na beskidzkich szczytach skarbach.


*Ranking szkół nauki jazdy 2013
*Restauracja Rączka gotuje otwarta ZOBACZ ZDJĘCIA
*Granica polsko-niemiecka 1922 na Górnym Śląsku [SENSACYJNE ZDJĘCIA]
*Podziemny dworzec autobusowy w Katowicach działa! [ZDJĘCIA]

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!