Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

7 emocji. Szaleństwo. Zasada: Gdyby Hieronim Bosch żył, to pewnie by nam to namalował

Marcin Zasada
Marcin Zasada
Marsz o wolność w Katowicach
Marsz o wolność w Katowicach Karina Trojok
W Polsce rządzący nie zdali egzaminu. Polegli zarówno na realnym zarządzaniu, jak i nawet na doraźnych działaniach, które faktyczną nieporadność miały przykryć. Jest to - żeby była jasność - nawet nie całkiem wina obecnej władzy, PiS-u, całej tej rozchwianej koalicji. Po prostu: wyszło na jaw, jak taka spekulacyjna formuła polityki, uprawiana od lat w Polsce, sprawdza się w obliczu faktycznego zagrożenia - pisze Marcin Zasada, dziennikarz Newsroomu „Dziennika Zachodniego".
  • „7 emocji. Inne spojrzenie na pandemię" to projekt DZ na rocznicę lockdownu. Podsumowujemy, jak zmienił się świat pisząc o ludziach i ich emocjach
  • Marcin Zasada, dziennikarz Newsroomu „Dziennika Zachodniego", wybrał szaleństwo, bo ono najlepiej oddaje to, co działo się przez ostatni rok w polskiej polityce
  • „Gdy wybuchła pandemia, nie rozumiałem jeszcze, o co chodzi polskiemu rządowi, który kilka dni wcześniej zamknął na kłódkę lasy, zaś do walki z partyzantami na rowerach wysłał zmotoryzowane siły policji"
  • Jak to możliwe, że w kraju, w którym ponad połowa dorosłych Polaków ma wyższe wykształcenie, ruch antycovidowy jest tak silny, a ludzie wierzą w teorie spiskowe?
  • W którym momencie, jako obywatele, kompletnie straciliśmy zaufanie do własnego państwa?
  • „W czasie kryzysu, zwłaszcza o takiej skali i takim emocjonalnym rozchwianiu, państwo potrzebuje reputacji, wiarygodności"

***

Szaleństwo? Najpierw sprawdziłem w słowniku, co to jest szaleństwo. „Postępowanie wykraczające poza przeciętne normy, zwyczaje”? W porządku, pamiętam więc, jak rok temu przez tydzień nie mogłem kupić w markecie fasoli, bo codziennie ktoś przede mną czyścił półkę. Zacząłem się zastanawiać, czy ominęła mnie jakaś mądrość ludowa, czy fasola zabija covid, czy może tak ludzie przygotowują się na koniec świata. Robiąc zapasy pięknego jasia.

Bunt maszyn, zaraza i wojna nuklearna

Ludzkość jest nieprzewidywalna w swoim myśleniu o przyszłości. W świecie sprzed epidemii, tym bezpiecznym - z podróżami, koncertami i fasolą do woli - ludzie często snuli ponure futurologiczne wizje. W kinie jak nie bunt maszyn, to wojna nuklearna albo zombie zaraza, która pustoszy kontynenty.

Gdy w końcu zaraza przyszła... Pamiętam taki tydzień w trakcie pierwszego, zeszłorocznego lockdownu. Nie wiem, może algorytmy Google urządzały mi psychoterapię, ale każdego dnia trafiałem na wywiad z jakimś naprawdę mądrym człowiekiem, który przekonywał, że covid to szansa: na zbudowanie lepszego ładu społecznego, ekonomicznego, pracowniczego. Gdy minie, zostawi refleksję - mówili. W tej naiwnej, humanistycznej nadziei była jakaś bezradność, liczenie, że świat nagle zacznie kręcić się w drugą stronę, uzdrowi się sam, gdy w obliczu epidemii cały porządek wypadał z zawiasów.

Wtedy nie rozumiałem jeszcze, o co chodzi polskiemu rządowi, który kilka dni wcześniej zamknął na kłódkę lasy, zaś do walki z partyzantami na rowerach wysłał zmotoryzowane siły policji.

Sympatyczni humaniści wieszczący pocovidowy triumf dobra nad złem, harmonijnie współgrali z tym chwilowym zwrotem ludzkości ku nauce. Celebrytami w swoich krajach zostawali naczelni epidemiolodzy i inni specjaliści, wszak nawet u nas naród przez krótki czas czcił worki pod oczami ministra Szumowskiego.

Ten powiew racjonalności nawet mógł wyglądać jak zwiastun triumfu cywilizacji rozumu nad cywilizacją połykania kapsułek do prania. Niestety, szybko okazało się, że to tylko ryk dinozaura do zbliżającej się w jego kierunku asteroidy. Wiedzą Państwo, co było potem.

Magda Gessler walczy z covidem cebulą

Potem z morza na ląd wyszły społeczne oddziały walki z tzw. plandemią, antyszczepionkowcy ostrzegający przed czipami Billa Gatesa, autorzy łańcuszków na Facebooku (”szwagier mojej teściowej ma sąsiada, którego cioteczna kuzynka pracuje w aptece, w której była ostatnio wizyta tajniaków z rządu...”), Doda, Magda Gessler, Edyta Górniak i reszta patocelebrytów rozkładających na części pierwsze epidemiczne spiski w przerwach między reklamami torebek, wózków spacerowych i proszków na wzdęcia.

Połowa Polaków ma dziś dyplom wyższej uczelni. Mamy najlepiej w historii wykształcone pokolenie młodych ludzi. Tymczasem jedna czwarta wszystkich Polaków utrzymujących, że szczepienie to czipowanie narodu, to osoby w wieku 18-24 lata.

Stare chińskie przysłowie mówi, że lód o grubości trzech stóp nie bierze się z jednego mroźnego dnia. Magda Gessler, która apelowała, by wirusa odstraszać cebulą czy Doda, która ujawniła spisek na Białorusi (Łukaszence tajemne siły oferowały miliardy, żeby wprowadził lockdown i zarżnął gospodarkę we własnym kraju), to od lat twarze polskiego przemysłu rozrywkowego. Przemysłu, który tak mniej więcej od ćwierć wieku metodycznie przerabia ludzkie mózgi na budyń.

Opinie celebrytów na temat epidemii specjalnie nie odbiegają poziomem od ich dotychczasowych mądrości: na temat państwa, ekonomii, etyki czy stosunków międzynarodowych. Z jakiegoś jednak powodu akurat w szczycie epidemii poważna stacja telewizyjna zaprasza Edytę Górniak do poważnej rozmowy politycznej, a poważny dziennikarz dyskutuje z nią o wizjach astralnych, których pani Edyta doznała, gdy założyła na głowę folię aluminiową. O Marcinie Najmanie komentującym wybory prezydenckie w USA w TVP nie wspomnę, bo tam nadziei nie ma już żadnej.

Ludzie zawsze wierzyli w teorie spiskowe, bo ludzkie mózgi lubią proste rozwiązania i proste wyjaśnienia. Ale dzisiejszy świat, mili Państwo, dał spiskom mniej więcej takie warunki, jakie wilgotna ściana daje zagrzybieniu. Algorytmy Google czy Facebooka działają tak, że w ślad za Edytą Górniak, która w epidemię nie wierzy, będą podsuwać nam kolejnych wygadujących podobne farmazony. Tak bardzo szybko można utwierdzić się w przekonaniu, że w szpitalach leżą statyści, że Ziemia jest płaska, a szczepionki powstały po to, by ludzie cierpieli na nudności przy przyśpiewkach Ivana Komarenki.

55 rozporządzeń, zakazy, nakazy

Czy zawsze tak było? Tak, tylko mniej wyraźnie to widzieliśmy. Były już takie przełomowe momenty. Jeden z nich to katastrofa smoleńska. Dociskanie społecznej i politycznej polaryzacji, podkopywania resztek zaufania do państwa i jego instytucji i wreszcie: nadawanie mitom i spiskom rangi oficjalnej zrobiło swoje. Dziś, gdy bankrutuje komisja Macierewicza, nie trzeba nawet pytać: gdzie jest wrak? Jest tu - w głowie.

Tak dochodzimy do polityki. W czasie kryzysu, zwłaszcza o takiej skali, zwłaszcza przy takim emocjonalnym rozchwianiu, państwo potrzebuje reputacji. Wiarygodności, przejrzystości w poczynaniach, względnej stabilności, może nawet uczciwości tych, którzy podejmują decyzje. Wybaczcie Państwo, że brzmi to jak wyimek z orędzia Ryszarda Petru, ale poprzeczkę rządzącym obniżyliśmy w Polsce tak mocno, że stała się progiem zwalniającym.

Ile razy premier przekonywał, że pokonaliśmy wirusa? Jak to było kilka dni temu? Wychodzimy z epidemii poobijani, ale nie pokonani? Tak wychodzimy, że NFZ na wniosek ministra zdrowia zawiesza wykonywanie zabiegów, że (ponoć) grozi nam kolejny lockdown teraz, a jesienią... Premiera słucha jeszcze chyba tylko prezydent Duda, bo tak przynajmniej można tłumaczyć jego weekendową narciarską beztroskę.

Reszta narodu przez rok obcowania z koronawirusem słuchała rebusów premiera i dwóch ministrów zdrowia na konferencjach prasowych, które stały się nową formą stanowienia prawa. Na covidzie polegli wszyscy: prawi i lewi, liberałowie i populiści, cała Europa w kawałkach i ta wspólna, w Brukseli. Ale to jakaś pociecha? Rozedrganie legislacyjne i decyzyjne polskiego rządu stało się memem, śmiesznym gifem, który rozsyła się znajomym dla żartu. Od 20 marca 2020 roku, gdy rozporządzeniem ministra zdrowia ogłoszono stan epidemii, wydano w Polsce 55 rozporządzeń w sprawie określonych nakazów i zakazów, z których 42 to nowelizacje innych rozporządzeń, a 13 to rozporządzenia bazowe.

Niekonsekwencja i zwykła głupota

Widzieli Państwo internetowy generator obostrzeń covidowych? Restrykcje na dziś:„“Restauracje i bary są otwarte w porze lunchowej, pod warunkiem niekładzenia łokci na stole”, „W studiu Dzień Dobry TVN i salach wykładowych może przebywać maks. jedna osoba na 20 m kw. pomieszczenia”, „Obowiązuje zakaz organizacji uroczystych ratyfikacji umów i traktatów międzynarodowych oraz zawodów w rzucaniu oszczepem”.

Dowcip polega na tym, że czytając którykolwiek z tych komunikatów, trzeba się chwilę zastanowić, czy na pewno nie wymyślił ich minister zdrowia. Otwieranie i zamykanie branż, zamrażanie i odmrażanie gospodarki, czemu kolejki w marketach są ok, a reżim sanitarny w gastronomii nie. Czemu modlić się można, ale już wyciskanie sztangi leżąc jest groźne. Do tego Jadwiga Emilewicz na nartach, Krystyna Pawłowicz w spa, Jarosław Kaczyński na cmentarzu...

Gdyby Hieronim Bosch żył, to pewnie by to namalował. A oczywiście covidowe zarządzanie kryzysowe to tylko fragment zjawiska.
W minionych 12 miesiącach przeżyliśmy kompletnie absurdalne i nielegalne wybory kopertowe, do których PiS parło na rympał w stylu nawet dla PiS niezwykłym. Przeżyliśmy koszmarny wyrok podporządkowanego władzy Trybunału Konstytucyjnego, łamiący wątły kompromis aborcyjny, a potem pacyfikowanie całego tego aktu inżynierii społecznej pałkami policji. Do tego 2 miliardy złotych na propagandę w TVP, skakanie sobie do gardeł w Zjednoczonej Prawicy przy rozkosznie niezbornej opozycji. Milczeniem skwitujmy dziesiątki pomniejszych aktów eksportu politycznego dziadostwa.

W Polsce rządzący o tyle nie zdali egzaminu, że polegli nie tylko w realnym zarządzaniu, ale i nawet na doraźnych działaniach, które faktyczną nieporadność miały przykryć. To nawet nie całkiem wina PiS. Po prostu okazało się, jak taka spekulacyjna formuła polityki sprawdza się w obliczu faktycznego zagrożenia. W “normalnych” czasach ludzie radzili sobie bez niej, o ile ta w relatywnie małym stopniu układała im życie. Teraz zaczęła je psuć, a jedyne, czego dziś wszyscy mogą być pewni, to niepewność.

Zasada nieufności wobec władzy

Gdy wybuchnie pożar w miejscu publicznym, ludzie będą uciekać we wszystkie strony. Jeśli ktoś zadba o oznaczenia drogi ewakuacyjnej, wszyscy pobiegną w jednym kierunku. Ale jeśli wiedzą, że drogi ewakuacyjne wyznaczał - dajmy na to - Jacek Sasin, pobiegną w każdym kierunku, tylko nie w tym, który sygnalizują znaki. Mniej więcej tu jesteśmy po roku. Niczego jeszcze nie wygraliśmy, dobrze, że żyjemy. Ale zawdzięczamy to tylko sobie. Nie czarujmy się przy tym: najlepsze czasy mamy za sobą.

Nadal nie wiem, po co kupującym była ta fasola i czemu przestali ją skupować w hurtowych ilościach. Ale proszę trzymać ją w suchym pomieszczeniu, bo jeszcze może się przydać.

Bądź na bieżąco i obserwuj

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera