Co dalej z „Solali” w Żywcu? Inwestor pilnie poszukiwany

Trwa zamieszanie wokół Żywieckich Zakładów Papierniczych „Solali”. Przypomnijmy, że pod koniec września ub. roku firma została postawiona w stan likwidacji. To efekt ok. 30 mln zł zaległych zobowiązań. Wtedy też rozpoczęły się poszukiwania inwestora. Kiedy wydawało się, że zakończą się one sukcesem, zainteresowana przejęciem zakładów firma nagle się wycofała. Od tego czasu waży się przyszłość żywieckich zakładów.

CZYTAJCIE TEŻ:
Żywiec: znana fabryka Solali w stanie likwidacji. To dla niej... szansa
Fabryka Solali w Żywcu na krawędzi. Wypłaty wstrzymane, media odłączone
Żywiec: Ważą się losy fabryki "Solali"

W piątek odbyły się rozmowy z kolejnym potencjalnym inwestorem. Z pracownikami spotkał się również likwidator. Emocje były bardzo duże.

– Co z naszymi pieniędzmi?! – pytali zdenerwowani pracownicy.

Okazuje się, że mimo obietnic, jakie otrzymali oni w ubiegły wtorek, na ich kontach nadal nie pojawiła się nawet część z zaległej wypłaty za marzec (ze 148 pracowników wypłatę otrzymało tylko 27 osób). W zapewnienia, że część pieniędzy jest już na ich kontach, a w tym tygodniu będzie pozostała, pracownicy już nie uwierzyli. Na ten moment jedno jest pewne: pracownicy otrzymają… trzymiesięczne wypowiedzenia.

– Nie mam stuprocentowej pewności, że znajdzie się inwestor – tłumaczy tę decyzję likwidator Roman Wysocki.
Nie oznacza to jednak, że to koniec historii „Solali”. Przetrwanie fabryki z blisko 185-letnią historią uzależnione jest od wyniku rozmów z zainteresowanymi przejęciem zakładu inwestorami. Wśród tych są m.in. firmy z Niemiec oraz Włoch. Dziś mają odbyć się rozmowy z polską firmą.

– Mój plan jest taki, aby uruchomić produkcję najszybciej, jak jest to możliwe, czyli w ciągu dwóch, trzech tygodni. Jeżeli tego nie uda się zrobić, to nie będzie możliwości powrotu - mówi wprost Roman Wysocki.

Wśród pracowników głosy dotyczące dalszej pracy w „Solali” są podzielone.

– Przepracowałam w tym zakładzie tyle lat i chciałabym dalej, bo gdyby mi się tutaj nie podobało, to dawno bym odeszła - mówiła jedna z kobiet.

Są też i tacy, którzy jak najszybciej chcą otrzymać wypowiedzenia i szukać zatrudnienia gdzie indziej.

– Produkcji na pewno nie wznowią, bo maszyny są rozmontowane - stwierdził jeden z pracowników firmy.

Ludzie mają żal, że dotychczasowi właściciele nie dbali o zakład. „Brali kredyty na remonty, a tych nigdy nie było”, „naprawy to był młotek i śrubokręt i nic więcej”, „maszyny były doprowadzane do kompletnej ruiny”, „trzeba było błagać o cokolwiek” – to tylko niektóre zarzuty wobec właścicieli, jakie można było usłyszeć. Pracownicy opowiadają, że problemy rozpoczęły się w latach 90-tych, kiedy zaczęły powstawać spółki, a zakład nie miał jednego właściciela.

– Wcześniej to był najlepszy zakład. Z browaru uciekali do papierni – wspomina Zbigniew Dorczyk, który w „Solali” pracuje od 36 lat.

Mimo trudności, firma prowadziła miesięczną sprzedaż na poziomie 3 mln zł. Jedna trzecia produktów trafiała na eksport do Wielkiej Brytami, Niemiec, Hiszpanii, Holandii, Włoch.

ZOBACZCIE FILM: kiedy Polacy będą zarabiać lepiej