Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Psy zagryzają kozy

Wanda Then
Marianowi Koniecznemu zdziczałe psy zagryzły już 13 kóz. Obawia się, że jeszcze bardziej mogą przetrzebić stado
Marianowi Koniecznemu zdziczałe psy zagryzły już 13 kóz. Obawia się, że jeszcze bardziej mogą przetrzebić stado fot. jacek drost
W dzielnicy Stare Bielsko trwa polowanie na zdziczałe psy, które zagryzają domowe zwierzęta, zagrażają dzieciom, a i dorośli nie czują się bezpiecznie.

Żyjącemu z hodowli kóz Marianowi Koniecznemu psy zagryzły aż 13 kóz, w tym kilka dorodnych rogatych capów. Ryszard Cypcer, jego sąsiad w gospodarstwie po drugiej stronie dwupasmówki, stracił sześć kur.

- Teraz zamiast robić coś w domu, pilnuję stada - żali się Konieczny. - Dwa dni temu psy zagryzły mi owcę. Wcześniej ich ofiarą padła kocąca się za stodołą koza oraz wszystkie młode. Psy wypędziły nawet lisy z pobliskiej nory.

Hoduje zwierzęta od 10 lat na wydzierżawionych 8 hektarach. Nigdy wcześniej nie było takiego problemu. Stado, liczące obecnie 30 kóz, trudno będzie mu odbudować. Jedna kosztuje od 200 do 300 zł.

Terroryzującą dzielnicę watahę tworzy pięć dużych suk i kilka psów. Jak twierdzą mieszkańcy, ktoś wyrzucił w lesie sukę, która oszczeniła się w opuszczonej szopie. Potem dołączyły inne psy i tak powstało agresywne stado, które podchodzi w pobliże domów, podkopuje się pod ogrodzeniami.

Początkowo mieszkańcy szukali ratunku w schronisku dla bezdomnych zwierząt w Bielsku-Białej. Jego kierownik, Zdzisław Szwabowicz, próbował pomóc. Najpierw psom podrzucono kiełbasę ze środkiem usypiającym. Potem było polowanie ze środkiem usypiającym z tzw. broni Palmera. Wszystko bez efektu. Powiatowy lekarz weterynarii, Daniel Wierzbinka nie ukrywał, że wataha stanowi zagrożenie także dla ludzi.

- Teraz jest pokarm, a co jak przyjdzie zima? Istnieje duże prawdopodobieństwo, że psy mogą zaatakować człowieka - mówił Wierzbinka.
Dlatego zapadła decyzja, by problemem zajęli się myśliwi. Odstrzał trwa. W środę rano padł kolejny pies. To trzeci z prawdopodobnie ośmiu grasujących w okolicy. Trudno do nich podejść, bo są bardzo ostrożne. W dzielnicy często pojawia się patrol myśliwych.

- Cała operacja jest niebezpieczna również dla nas. Musimy uważać oddając strzały. Decyzją powiatowego lekarza weterynarii możemy strzelać bliżej domostw niż przepisowe 200 metrów. Ale zawsze może zdarzyć się rykoszet czy ktoś może znaleźć się przypadkowo na linii strzału - mówi Jan Gwóźdź, prezes Koła Łowieckiego Głuszec w Wapienicy, które dokonuje odstrzału psów w Starym Bielsku.

Dla myśliwych to przykra, choć konieczna operacja.

- To nie wina psów, ale ludzi, którzy porzucają zwierzęta - dodaje Gwóźdź. - Podczas wakacji nie ma dnia, żeby w rejonie zapory w Wapienicy nie było kilku psów porzuconych i przywiązanych do drzewa.

To nie jedyny w mieście problem ze zwierzętami w tym roku. Na Błoniach, w Straconce i Mikuszowicach grasują dziki. Zrywają siatki ogrodzeń przy posesjach, idą na jabłka czy orzechy. Też trwa ich odstrzał, choć nie jest to proste, bo nie można strzelać zawsze i wszędzie. W pobliżu domostw to bardzo niebezpieczne.

Pierwszy taki przypadek w mieście

Franciszek Strzałka, prezes bielskiego Koła Łowieckiego Sokół:

W mieście jeszcze nie trzeba było strzelać do psów. Zdarzyło się to tylko parę lat temu koło Suchej Beskidzkiej, bo psy stały się tak agresywne, że dzieci nie mogły chodzić do szkoły. Dla myśliwych to nie jest przyjemne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!